Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak bezdomny zmienił się w Mikołaja

Agnieszka Jędrzejczak
Grzegorz Gałasiński
Zdzisław Baśnik miał wymarzoną rodzinę i dom. W jednej sekundzie stracił wszystko. Problemy doprowadziły go do bezdomności. Teraz spełnia się w roli Świętego Mikołaja.

By zostać Świętym Mikołajem, trzeba mieć predyspozycje - przyznaje Zdzisław Baśnik z Pabianic, który każdego roku na święta Bożego Narodzenia przywdziewa czerwony kubrak, na brzuchu zaciska pas, a na ramiona zarzuca worek z prezentami.

Kilka lat temu został Mikołajem. Dzieci siadają mu na kolanach, ciągną za brodę i nos, prosząc o nową lalkę i klocki. Wtedy pan Zdzisław bez dłuższego namysłu wyciąga z worka zapakowane w kolorowy papier paczki i z szerokim uśmiechem na twarzy wręcza dzieciom wymarzony prezent. W uśmiech Mikołaja z Pabianic wpisany jest jednak ból, cierpienie i wołanie o pomoc...

Marzenie stało się koszmarem

Kilkanaście lat temu Zdzisław Baśnik miał rodzinę i ciepły dom, o który starannie dbał. Jego życie ułożyło się dokładnie tak, jak sobie wymarzył. Rodzina zawsze miała dla niego nadrzędne znaczenie, a możliwość przygotowywania dla żony obiadu czy zajmowania się maleńkim synkiem sprawiała, że czuł się spełniony. Problemy pojawiły się razem z chorobą krążenia. Później było już tylko gorzej. Rozwód, ograniczone kontakty z synem, a w konsekwencji bezdomność. - Usłyszałem, że powodem rozpadu mojej rodziny jest to, że nie mam pieniędzy na leki. Doszedłem do wniosku, że w takiej sytuacji Hitler powinien uczyć się ode mnie bandytyzmu - wspomina pan Zdzisław.

Życie pabianiczanina z dnia na dzień legło w gruzach. Pan Zdzisław musiał wyprowadzić się z domu i zamieszkać w komórce. Mimo takiego obrotu sytuacji, cieszył się z jednego - komórka była blisko mieszkania jego byłej żony, mógł zatem widywać się z ukochanym synem.

- Za dnia i nocami zbierałem puszki, by mieć za co przeżyć. Chodziłem i płakałem. Dzień nie różnił się wiele od następnego. Wtedy dotarło do mnie, że jest to moja życiowa porażka. Rodzinny dom zawsze był moim marzeniem. I choć bardzo o niego dbałem, nie udało się - opowiada pabianiczanin.

W komórce spędził kilka lat. Latem walczył z upałem, jesienią z porywistym wiatrem, a zimą z siarczystymi mrozami. Niewielka komórka stała jego jedynym domem. Mikołaj nie został jednak zupełnie sam. Z pomocą przyszli mu sąsiedzi. Przynosili jedzenie, prali ubrania, o resztę musiał zadbać sam. Musiał nauczyć się żyć z bezdomnością.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Alkohol nie jest rozwiązaniem

Rozwód, ograniczone kontakty z synem i brak dachu nad głową potrafią wywołać w człowieku najgorsze zachowania. Ratunkiem często jest alkohol, później pojawiają się kradzieże i nachalne uliczne żebractwo. Silny charakter Baśnika nie pozwolił mu stoczyć się na samo dno, choć pokusa była ogromna.

- Mogłem każdego dnia upijać się, by zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Tak jest przecież najłatwiej. Ale alkohol to żadne rozwiązanie, to gwarancja jeszcze większych kłopotów - przyznaje Baśnik.

Ratunkiem w trudnych chwilach dla pabianiczanina okazali się znajomi i przyjaciele. To oni pomogli mu zrozumieć, że problemy musi rozwiązać sam, ale zawsze może liczyć na ich wsparcie. - Przyjaciel zaprosił mnie kiedyś do baru. Powiedział: "Chodź, postawię ci piwo, ale tylko jedno". Zaczęliśmy rozmawiać. Do dziś pamiętam jego słowa: "To jest twoje życie i twoje problemy, jedyną osobą, która może je rozwiązać, jesteś ty. Jeśli się stoczysz i zaczniesz pić, na mnie nie będziesz mógł liczyć". Postawił mi ultimatum i to mnie zmotywowało - wspomina.

Przyjaciele i znajomi z dawnych lat okazali się dla pana Zdzisława największą podporą. Dzięki nim znalazł mieszkanie, a nawet pracę, choć tylko dorywczą. Jeszcze gdy mieszkał z żoną, spacerował z synkiem niedaleko placu budowy, na którym powstawały bloki. Tam poznał kierownika budowy. Ta znajomość zaowocowała w przyszłości i okazała się być niezwykle istotna.

- Zaproponowano mi pilnowanie nowych mieszkań, miałem być kimś pokroju ochroniarza. Robiłem to za darmo, bo właściciel mieszkań nie miał pieniędzy, by mi zapłacić, ale najważniejsze było dla mnie to, że mam dach nad głową - wspomina mikołaj.
W międzyczasie Baśnik starał się pracować dorywczo jako złota rączka. Ma uprawnienia w różnych dziedzinach, był i ogrodnikiem, i elektrykiem, choć z wykształcenia jest ciastkarzem. Stan zdrowia nie pozwala mu jednak spełniać się zawodowo.

Po miesiącach spokoju znów pojawiła się groźba braku dachu nad głową. Na mieszkanie, którego pilnował pan Zdzisław, w końcu znalazł się kupiec, więc mężczyzna musiał się wyprowadzić. Kolejne też znalazł zupełnie przypadkiem i dzięki znajomym. Z pomocą przyszła tym razem dawna przyjaciółka z Pabianic, której zmarła mama. Jej mieszkanie stało puste. Mikołaj wynajął je i mieszka w nim do dziś. Nie ma pracy, korzysta z pomocy społecznej, ale nie traci przy tym pogody ducha i humoru.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Jak bezdomny został Mikołajem?

Znów zadecydował przypadek.

- Zaczepił mnie na ulicy obcy człowiek, dał wizytówkę i powiedział, że będę Świętym Mikołajem - wspomina mężczyzna.

Nie zastanawiał się długo. Jak mówi, nie miał też większych trudności z wejściem do krainy Mikołaja, bo od wielu lat udzielał się w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym, gdzie włączał się w organizację rajdów. Przyznaje jednak, że osoba, która chce zostać Świętym Mikołajem, musi mieć do tego predyspozycje.

- Najważniejsza jest szczerość, bo dzieci się nie oszuka. Praca Mikołaja jest niezwykle trudna, bo maluchy są spontaniczne, trzeba mieć dużo cierpliwości i refleksu. Gdy rodzice sadzają je na moich kolanach, maluchy często płaczą, bo czują się przez nich odrzucone. Muszę im pokazywać, że są nadal kochane - opowiada Baśnik.

Ale Święty Mikołaj to nie tylko rozdawanie prezentów, zabawianie dzieci i uśmiechanie się do zdjęć. Jak wspomina pan Zdzisław, to także wielogodzinne obserwacje zachowań najmłodszych.

- To jest klucz to spełnienia w tej pracy. Jeśli nie poznam charakterystycznych reakcji dzieci, używanego słownictwa, nigdy nie zawiąże się między nami nić porozumienia-przyznaje.

Mimo problemów, uśmiech towarzyszy mu każdego dnia. Dziś już wie, że gdyby nie te doświadczenia, nie mógłby spełniać się w roli Świętego Mikołaja. Choć nadal walczy w sądzie o kontakty z synem, wie, że nie jest sam i zawsze może liczyć na wsparcie przyjaciół, a tych ma w wielu zakątkach świata.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki