Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Jerzy Urban omal nie został prezydentem Łodzi

Marcin Darda
Marcin Darda
Zmarł Jerzy Urban, z urodzenia łodzianin, najbardziej znany jako twarz reżimowej władzy ostatniej dekady PRL, a później twórca i właściciel tygodnika NIE. Mało kto pamięta, że 19 lat temu mógł zostać prezydentem Łodzi, co doprowadziło niemal do sytuacji kryzysowej w ówczesnym magistracie.
Zmarł Jerzy Urban, z urodzenia łodzianin, najbardziej znany jako twarz reżimowej władzy ostatniej dekady PRL, a później twórca i właściciel tygodnika NIE. Mało kto pamięta, że 19 lat temu mógł zostać prezydentem Łodzi, co doprowadziło niemal do sytuacji kryzysowej w ówczesnym magistracie. Fot. Wojciech Barczynski / Polskapresse
Zmarł Jerzy Urban, z urodzenia łodzianin, najbardziej znany jako twarz reżimowej władzy ostatniej dekady PRL, a później twórca i właściciel tygodnika NIE. Mało kto pamięta, że 19 lat temu mógł zostać prezydentem Łodzi, co doprowadziło niemal do sytuacji kryzysowej w ówczesnym magistracie

Prezydentem - dodajmy - tylko jednodniowym, jednak wówczas, w 2003 r. ta możliwość obudziła sporo kontrowersji, negatywnych emocji i mieszanych uczuć. Otóż fotel prezydenta wiosną tamtego roku na licytację wystawił Jerzy Kropiwnicki, który zarządzał Łodzią od niespełna pół roku. Pomysł podrzuciła Elżbieta Budny, prezes Fundacji Krwinka, a dochód z licytacji "Prezydenta Jednego Dnia" miał zasilić szpital przy ul. Spornej, gdzie leczono dzieci chore na białaczkę.

Prezydent Kropiwnicki zapowiadał wówczas, że wystąpi w roli "usłużnego asystenta jednodniowego prezydenta”: rankiem może podjechać pod jego dom i otworzyć mu drzwi auta, potem spędzić godzinę na lekturze porannej prasy i asystować w odprawie z wiceprezydentami, szefami delegatur i komendantem Straży Miejskiej. Kilkudniowa licytacja ruszyła od kwoty 1 tys. zł., wszystko szło dobrze do czasu, gdy stawkę podbijać zaczął Jerzy Urban, zapowiadając zresztą, że ma w sobie sporo determinacji oraz pieniędzy, by ją wygrać.

Urban urodził się w Łodzi w 1933 r., a wychował przy ul. Piotrkowskiej 134. Był synem Jana Urbacha, członka PPS, dziennikarza i właściciela gazety Głos Poranny. Po wybuchu wojny rodzina przeniosła się do Lwowa, wracając do Łodzi po jej zakończeniu, jednakże ostatecznie Łódź w 1950 wybierając Warszawę. Urban był znanym dziennikarzem, jednakże w latach 80-tych stał się twarzą i jak na tamte czasy celebrytą telewizyjnym, albowiem został rzecznikiem rządu Wojciecha Jaruzelskiego, w najmroczniejszych czasach stanu wojennego. Ze stanowiska ustąpił dopiero w 1989 r., razem z ostatnim rządem PRL. Potem stał się milionerem dzięki wydawaniu obrazoburczego i antyklerykalnego tygodnika NIE.

Do licytacji fotela prezydenta Łodzi Urban, wówczas odbierany jako pierwszy skandalista III RP, nie przystąpił jednak ze względu na sentyment do miasta urodzenia, bo tego nie miał w ogóle, ale po to, żeby zadrwić z Kropiwnickiego i to na oczach całej Polski. To była potworna wręcz ironia losu: znienawidzona przez opozycjonistów twarz reżimu PRL miałaby zastąpić - choć tylko na jeden dzień - Kropiwnickiego, który już w pierwszych dniach wprowadzenia stanu wojennego został skazany na 6 lat więzienia, a w peerelowskich więzieniach siedział do 1984 r., gdy Urban ze spokojem w telewizorach cynicznie okłamywał miliony Polaków. Dawni współpracownicy Kropiwnickiego wspominali, że "gdyby ta kreatura zastąpiła Kropę choć na jeden dzień, nie byłby to dla niego policzek, a upokorzenie i kompromitacja kojarzona z jego nazwiskiem i Łodzią przez cale lata". Tym bardziej, że Urban zapowiadał, iż nakaże Kropiwnickiemu noszenie za nim teczki z dziełami Lenina.

Prezydent na wieść o aktywności Urbana w licytowaniu, oficjalnie okazywał spokój, ale w UMŁ mówiło się wówczas, że nawet urzędnicy urządzili zbiórkę, by przebić Urbana. 31 tys. zł. zaoferowała prof. Barbara Hanuszkiewicz, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, byleby tylko Urban nie zbliżył się do fotela prezydenta Łodzi. Ostatecznie były rzecznik rządu PRL odpuścił, mówiąc, że "szkoda mu pieniędzy", a licytację wygrał znany biznesmen branży pogrzebowo-kwiaciarskiej i ówczesny prezes Widzewa Witold Skrzydlewski wyłożywszy 45 tys. zł. W mieście mówiono wówczas, że był to efekt "dramatycznych próśb współpracowników Kropiwnickiego" o ratowanie honoru prezydenta i Łodzi, tym bardziej, że niedługo potem Joanna Skrzydlewska, córka biznesmena, została zastępcą dyrektora jednego z wydziałów UMŁ (dziś jest wiceprezydentem Łodzi - red.).

Tak wówczas rzeczywiście mówiono, ale były to tylko plotki - wspomina dziś Skrzydlewski. - Prawdziwy powód mojego zaangażowania w tę licytację był taki, że Urban był fanem Legii Warszawa, a ja byłem i jestem fanem Widzewa, a nie pozwolę, by fan Legii zasiadł w fotelu prezydenta Łodzi nawet na jeden dzień.

.

Jerzy Urban zmarł 23 października. Witold Skrzydlewski to dziś jeden z najpotężniejszych biznesmenów branży pogrzebowej w kraju, a Jerzy Kropiwnicki jest doradcą prezesa Narodowego Banku Polskiego.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki