Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak kaowiec został animatorem

Joanna Leszczyńska
Kultowy "Rejs" Marka Piwowskiego i nieśmiertelna już rola Stanisława Tyma
Kultowy "Rejs" Marka Piwowskiego i nieśmiertelna już rola Stanisława Tyma materiały dystrybutora
Gdyby nie film "Rejs" Marka Piwowskiego i świetna kreacja aktorska Stanisława Tyma, nikt z młodych ludzi by dziś nie wiedział, kto to właściwie był kaowiec. No i gdyby nie Wikipedia, do której możemy sięgnąć niczym do skarbnicy pamięci. "Kaowiec to instruktor kulturalno-oświatowy w PRL. Osoba, która na różnych imprezach, takich jak bale, wieczorki zapoznawcze, wycieczki, wczasy i grzybobranie miała dbać o odpowiedni poziom rozrywki" - czytamy.

Z czym się kojarzy kaowiec Jakubowi Bączkowi, dyrektorowi firmy Stageman Polska, zajmującej się m.in. szkoleniem animatorów czasu wolnego w turystyce?

- Hm... Niestety, ale nie jest to skojarzenie pozytywne - mówi Jakub Bączek. - Przychodzi mi na myśl starszy pan, który przy kieliszku wódki i z goździkiem w butonierce woła "Panie proszą panów" lub "A teraz walczyk". Typ raczej rubaszny, uśmiechnięty tylko wtedy, gdy ktoś na niego patrzy, a jednak dość zmęczony. Kojarzy mi się z bohaterami filmów "Rejs" i "Wodzirej". Trochę kombinator, trochę zatrudniony w tej pracy na siłę... - opowiada o swoich skojarzeniach.

Choć wypoczynek klasy robotniczej w PRL to była sprawa polityczna, stanowisko kaowca nie należało to tych obsadzanych przez ówczesną przewodnią siłę narodu, czyli PZPR. W hierarchii zawodów kaowiec nie plasował się wysoko, ale można go było spotkać w każdym ośrodku wypoczynkowym jak Polska długa i szeroka.

- Zarabiał nie najlepiej, tak jak zresztą większość z nas w tamtych czasach - wspomina Eugenia Winiowska, dawniej w zarządzie koszalińskiego oddziału Funduszu Wczasów Pracowniczych, dziś kadrowa w ośrodku wczasowym Albatros w Mielnie.
- Kiedy nie było pogody, był nieoceniony. Bez niego ludzie by się zanudzili. Organizował wycieczki, zabawy, konkursy dla dzieci.

W 1945 roku w Komisji Centralnej Związków Zawodowych utworzono wydział wczasów, który miał się zajmować się organizacją wypoczynku. 4lata później Sejm uchwalił ustawę o Funduszu Wczasów Pracowniczych. Dzięki wczasom powstały nowe miejsca pracy, ba, nawet nowe zawody: żywieniowiec, ratownik i kaowiec.

Prasówki też

Początkowo do obowiązków kaowca należało także organizowanie wypoczywającym tzw. prasówek, podczas których przedstawiał najświeższe informacje polityczne i zanudzał wczasowiczów pogadankami o ruchu robotniczym. Centrala związkowa zalecała także kaowcom nauczanie pieśni, które "przyczynią się do ożywienia późniejszych wycieczek".

O Marii Krowińskiej mówią w Ciechocinku pani kaowczyni. Przepracowała w tym zawodzie 45 lat. Najpierw w sanatorium wojskowym, potem w kolejarskim.

- W sanatorium wojskowym moim szefem był zastępca do spraw politycznych, a to mówi samo za siebie - wspomina pani Maria. - Czasy były takie, że musiałam wstąpić do partii. Musiałam też z wszystkimi pracownikami brać udział w prasówkach, ale z kuracjuszami na szczęście nie musiałam mieć pogadanek politycznych. Niestety, jeden z szefów nie pozwalał mi iść w Boże Ciało na procesję, mówiąc, że moja funkcja wymaga odpowiedniej postawy.

"Znamy się mało..."

W filmie "Rejs" Stanisław Tym zagrał - jak się potem okazało - najsłynniejszego kaowca PRL. Słynne jest również jego wystąpienie przed uczestnikami rejsu: "Znamy się mało... więc może ja bym powiedział parę słów o sobie - najpierw. Urodziłem się... urodziłem się w Małkini, w 1937 roku, w lipcu. Znaczy, w połowie lipca... właściwie w drugiej połowie lipca, właściwie... dokładnie 17 lipca. No... to tyle może o sobie - na początek... Czy są jakieś pytania?".

Kaowiec z "Rejsu" jest zwykłym pasażerem na gapę statku, pływającego po Wiśle. Kapitan bierze go za instruktora kulturalno-oświatowego, a gapowicz nie wyprowadza go z błędu. Samozwańczy kaowiec ad hoc organizuje różne imprezy, jak: święto kapitana, bal maskowy, quiz na inteligencję, zbiorową gimnastykę. Wszystko razi sztucznością.

Czy jest ktoś, kto nie pamięta przejmującego smutku na twarzy Tyma, kiedy wydało się, że w damskiej ubikacji ktoś napisał "Głupi kaowiec"?

Beatę Krowińską z Ciechocinka, córkę Marii, która profesję kaowca przejęła po mamie, "Rejs" rozbawił. Czy kreacja Tyma ją dotknęła?

- Nie. Każdy wykonywał ten zawód na swój sposób. A poza tym kaowiec z "Rejsu" tylko podawał się za kaowca. Ten film pokazuje tę pracę w krzywym zwierciadle. Chociaż na pewno byli kaowcy, którzy się do tego nie nadawali - przyznaje pan Beata.

Niezbyt miłe doświadczenia z kaowcami ma Stanisław Szelc, aktor kabaretowy.

- Unikałem ich jak ognia. Delikatnie mówiąc, byli to ludzie średnio przygotowani do tego, co robili. Zdarzało się, że zabierali ludzi na wycieczki do miejsc, o których nie mieli pojęcia. Wieczorki taneczne, które organizowali, wypisz wymaluj były takie jak w piosence Młynarskiego "Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach". Te wieczorki nazywano złośliwie "rozpoznawczo-zapoznawczymi".
Bywali i pasjonaci

Maria Krowińska miała 18 lat, kiedy organizowała pierwsze imprezy w sanatorium wojskowym w Ciechocinku. To było wtedy jedno z lepiej wyposażonych sanatoriów w Polsce. Był radiowęzeł, z którego nadawała komunikaty dla kuracjuszy, robiła tam audycje, opowiadała o historii Ciechocinka. Oczywiście, były też wycieczki krajoznawcze i wieczorki z konkursami i zabawami. Bywało, że któryś kuracjusz podpowiadał jej, że zna jakąś zabawę i w ten sposób poszerzała swój repertuar.

Pani Marii praca kaowca tak się spodobała, że skończyła pedagogikę kulturalno-oświatową w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy i zrobiła kurs pilota wycieczek.

Jak sama mówi, z przyjemnością organizowała imprezy, np. szukanie kwiatu paproci czy walentynki.

- Ludzie naprawdę chcieli się wspólnie bawić. Nie to co dziś, że gdy pan pozna panią, to izolują się od reszty grupy - twierdzi.

Dawniej zapraszała malarki z Torunia, które uczyły podstaw warsztatu malarskiego. Niejednokrotnie zainspirowały kogoś do malowania. Dziś by to się nie przyjęło. Ludzi bardziej kręcą spotkania z przedstawicielami firm, które oferują jakieś towary, rozdając przy okazji drobne prezenty.

Reanimacja

Pani Maria nie ma wątpliwości, że zawód kaowca umiera. Kiedyś w każdym ciechocińskim sanatorium był kaowiec, dziś jest może w dwóch... A i to w zasadzie nie jest kaowiec, tylko pracownik administracyjny, który przyjmuje zapisy na imprezy i wycieczki. Bo sanatoria oszczędzają.

W dawnym ośrodku wczasowym MSWIA "Kaper", a dziś ośrodku wczasowo-szkoleniowym w Juracie, kaowiec pracował do 2002 roku.

- Tak naprawdę taki człowiek nie jest nam już potrzebny - mówi Adam Sulima, kierownik tego ośrodka, przekształconego w jednostkę gospodarczo-budżetową. - Dziś przyjeżdża do nas zupełnie inny rodzaj wczasowiczów. To są ludzie zmotoryzowani, którzy odpoczywają tu kolejny raz i dobrze znają okolicę. Sami sobie zorganizują czas.

Nie wszyscy kaowcy poszli jednak na bezrobocie. Niektórzy nieźle sobie radzą w branży turystycznej. Henryk Szałyga, który 45 lat temu zaczynał jako kaowiec w nadmorskich ośrodkach wczasowych, dziś jest prezesem biura FWP we Wrocławiu.

Ta profesja całkiem jednak nie zniknęła. Dawny kaowiec stał się dziś... animatorem. Czy jednak animator czasu wolnego to rzeczywiście spadkobierca dawnego kaowca?

- I tak, i nie - odpowiada Bączek, autor książki "Animacja czasu wolnego w turystyce". - Z jednej strony, bawimy ludzi i jesteśmy odpowiedzialni za ich integrację, co jest zgodne z "filozofią kaowca". Z drugiej jednak strony, nowocześnie patrzymy na zabawę w grupie, wykorzystując mechanizmy psychologii. Dawni kaowcy rzadko pracują dziś jako animatorzy, choćby dlatego, że rynek animacyjny szuka ludzi młodych, którzy są gotowi do życia na walizkach.

- Kto dziś zatrudnia animatorów? Biura podróży, lepsze hotele, agencje eventowe, firmy, oferujące wyjazdy motywacyjne i imprezy dla pracowników - mówi Bączek.

Jego zdaniem animator to zawód z przyszłością.

27-letni Paweł Cieślak, animator, absolwent Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu, twierdzi, że najwięcej ofert pracy jest w ośrodkach wczasowych za granicą. Oczywiście są tylko oferty dla tych, którzy dobrze znają języki obce. W Polsce jest więcej pracy podczas tzw. eventów niż w branży turystycznej.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki