Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Łódź łączy, jak Łódź dzieli

Jacek Grudzień
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego Krzysztof Szymczak/archiwum
Pierwotnie chciałem zatytułować dzisiejsze rozważania: "nieważne skąd jesteś, liczy się dobro Łodzi". Jednak pomyślałem, że byłaby to zbyt duża prowokacja. Do zastanawiania się nad tytułami zmusiło mnie kilka wydarzeń. Czytałem komentarze dotyczące nieprzychylnego artykułu dotyczącego finansowania i dokończenia trasy W-Z. Ze zdumieniem stwierdziłem, że największą radość z tego, że źle piszą, wykazują samorządowcy.

Żadnej dyskusji o błędach w tekście, albo o receptach na wybrnięcie z trudnej sytuacji. Przeważało kibicowanie: Ale fajnie, nie uda się!

Mam swoje krytyczne zdanie co do celowości inwestycji jaką jest modernizacja trasy W-Z. Jednak skoro już inwestycja trwa to kibicuję, żeby w całości była zrealizowana. Także z drugim etapem i linią tramwajową na Olechów. Bo to pierwsze od lat w takiej skali w Łodzi budowanie nowych torów, a nie ich likwidowanie.

Ciekaw jestem jak łodzianie ocenią takie dyskusje w jesiennych wyborach. Boję się, że jedną z najniższych frekwencji w Polsce. Bo gdy debata publiczna opiera się głównie na złośliwościach i nie ma w niej rozmowy o rozwoju miasta, to ludziom nie będzie chciało się iść głosować, bo po co, na kogo?

Boję się, że rozmowa o planach zagospodarowania tak zwanego Nowego Centrum Łodzi może doprowadzić do ich nieuchwalenia, bo ważniejsza będzie kłótnia niż interes miasta. A brak planów, to brak poważnych inwestorów, albo zagospodarowywanie tych terenów "na dziko," co do rozwoju Łodzi na pewno prowadzić nie będzie. Jeśli będą uchwalone plany, to łatwiej będzie weryfikować marzenia dotyczące okolic Dworca Fabrycznego.

Inne komentarze, które mnie zadziwiły dotyczyły zatrudnienia w Urzędzie Miasta dwójki społeczników - Hanny Gill-Piątek i Jarosława Ogrodowskiego, znanych między innymi z bezkompromisowej walki o łódzkie zabytki. Mają zajmować się między innymi problemami rewitalizacji. Pierwsze co pomyślałem to świetnie, wreszcie ludzie, którzy jako urzędnicy oddadzą sprawie serce, a dostaną narzędzia, dzięki którym swoje dotychczasowe poglądy i apele będą mogli realizować.

Bo przecież praca w Biurze Rewitalizacji i Rozwoju to dla "społeczników" zajmujących się miejską przestrzenią i zabytkami szansa na realizację marzeń i faktyczne zmienianie miasta, a nie tylko mówienie o tym. Dlatego zdumiałem się czytając komentarze dotyczące ich zatrudnienia. Że pani Hanna i pan Jarek zdradzili, że kupiono ich celowo, bo to przecież rok wyborczy. Że to już "koniec świata" skoro "tacy" ludzie idą do urzędu.

Pamiętam jak cztery lata temu pytałem grupę łódzkich aktywistów, dlaczego nie stworzą własnej listy do rady miejskiej, żeby mieć realny wpływ na sprawy miasta? Usłyszałem, że ich działanie polega na recenzowaniu, wytykaniu błędów, a nie realnym sprawowaniu władzy. Bardzo wygodne, pomyślałem, ale każdy człowiek ma wolny wybór.

To, że można nadal być społecznikiem po wyborze do samorządu świetnie ilustruje kariera radnej Urszuli Niziołek-Janiak, bez której wielu spraw dotyczących zabytkowej Łodzi nie udało by się przeprowadzić. Tylko ona potraktowała wybór jako zaproszenie do bardzo ciężkiej pracy, a nie recenzowanie pracy innych jak to robi wielu jej kolegów. Ciekaw jestem czy na listach wyborczych znajdzie się wielu jej naśladowców? Na razie kibicuję Hannie Gill-Piątek i Jarosławowi Ogrodowskiemu, chociaż jestem pewien, że będzie im dużo trudniej niż tym, którzy posady w urzędzie dostali "tak po prostu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki