Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak można usłyszeć pożar... bez ognia?

Anna Gronczewska
Przy imitacji dźwięku do "Krzyżaków" brała udział niemal cała rodzina Zygmunta Nowaka
Przy imitacji dźwięku do "Krzyżaków" brała udział niemal cała rodzina Zygmunta Nowaka Muzeum Kinematografii łódź
Wielu ludzi filmu swoje losy związało z Łodzią. Nowakowie są w tym gronie wyjątkową rodziną. Ojciec i jego trzech synów zajmowali się bowiem filmowym dźwiękiem.

Przez wiele lat nie było w Polsce filmu, przy którym efektów dźwiękowych nie przygotowywałby Zygmunt Nowak. To jeden z najwybitniejszych polskich operatorów dźwięku.

Zygmunt Nowak, który urodził się w 1921 roku w Łodzi, przez całe swoje zawodowe życie był związany z łódzką Wytwórnią Filmów Fabularnych. Gdy trzeba było, jeździł też przygotować efekty dźwiękowe dla wytwórni we Wrocławiu czy Warszawie. W stolicy pracował m.in. przy kultowym już serialu "Dom". Pan Zygmunt był niewątpliwie jednym z najwybitniejszych polskich dźwiękowców.

Zygmunt Nowak pracował między innymi przy takich superprodukcjach jak "Krzyżacy", "Faraon", "Pan Wołodyjowski" czy "Potop". W jego ślady poszli synowie: Wiesław, Bogusław i Zbigniew.

Wszystko zaczęło się po wojnie. Zygmunt Nowak, łodzianin z Polesia, pracował jako kierowca. W 1953 roku otrzymał propozycję z Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi.

- Nazwa jego stanowiska brzmiała: kablowy z prawem jazdy! - mówi Wiesław, najmłodszy z klanu Nowaków.

Zygmunt Nowak został więc kierowcą auta, które woziło na plan ekipę filmową. A przy okazji wykonywał inne prace. Między innymi trzymał mikrofon, rozkładał kable. Potem został asystentem operatora kamery. Aż w końcu zaczął pracować jako realizator dźwięku.

Zygmunt Nowak dostał pod opiekę dwa studia dźwiękowe w Wytwórni Filmów Fabularnych przy ul. Łąkowej w Łodzi. Ale szybko został też imitatorem dźwięku. Pełnił taką rolę jak Adolf Dymsza w komedii "Skarb".

- Były to czasy, gdy dźwięk, tak zwane postsynchrony, muzykę nagrywało się w studiu, po zakończeniu zdjęć do filmu - wyjaśnia Wiesław Nowak.- Plan oświetlany był lampami zasilanymi przez wielkie agregaty, które strasznie hałasowały. Cały dźwięk trzeba było stworzyć w studio. Tym zajmował się imitator.

Zygmunt Nowak imitatorem został trochę przez przypadek. Akurat trzeba było nagrać odgłosy pożaru. Pracujący przy tym filmie imitator, mający doświadczenie teatralne, przyniósł na plan kanister z benzyną. Przy pomocy brytfanny, na którą wylewał paliwo, chciał wzniecić pożar. Ale studio dźwiękowe było wyłożone boazerią, obowiązywał zakaz palenia.

- Tata nie zgodził się na taką imitację pożaru - opowiada Wiesław Nowak. - Imitator stwierdził, że inaczej nie potrafi go "zrobić". Tata uznał, że się tym zajmie. Wziął kawałek celofanowej folii, zaczął dmuchać w mikrofon i wyszedł znakomity pożar. Od tej pory ten "pożarek" był jego popisowy numerem. Potem zaczęliśmy go robić z braćmi.

W wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego", którego Zygmunt Nowak udzielił w latach 80., wspominał o innych efektach dźwiękowych, które stosował. By odtworzyć dźwięk ścinanych buków wystarczyło poruszyć nogą od krzesła, potrzeć ją kalafonią i pokruszyć kilka kawałków forniru.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Gdy je się skręca, to trzeszczą jak najprawdziwsze gałęzie! - wyjaśniał.

Udało mu się też idealnie odtworzyć pracę serca podczas operacji. Podobno wystarczył do tego kawałek irchy... Wspominał, że jedną z najtrudniejszych scen jakie musiał udźwiękowić, była walka Kmicica i Wołodyjowskiego w "Potopie", która rozgrywała się w deszczu i błocie.

Na pewno w pracy pomagał panu Zygmuntowi doskonały słuch. Grał na pianinie, a przede wszystkim na perkusji, m.in. w zespole jazzowym, który działał przy łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych.

- Tata był muzycznym samoukiem! - mówi Wiesław Nowak.

Synowie odziedziczyli talent po ojcu. Urodzony w 1945 roku Zbigniew był realizatorem dźwięku w łódzkiej szkole filmowej i Wytwórni Filmów Oświatowych. Średni Bogusław, urodzony w 1947, pracował razem z ojcem w Wytwórni Filmów Fabularnych. Dźwiękowcem został również najmłodszy Wiesław, który przyszedł na świat w 1953 roku. On też jak tata grał na perkusji. W przeciwieństwie do niego skończył szkołę muzyczną. Potem, już jako dorosły człowiek, grywał w zespole muzycznym.

- Tak do kotleta! - śmieje się pan Wiesław.

Wiesław Nowak pamięta, że od najmłodszych lat fascynowała go praca taty. Miał siedem lat, gdy zaczął chodzić na religię do kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej. Naprzeciw znajdowała się wytwórnia filmowa. Po religii biegał do taty i przyglądał się jego pracy.

- Tata akurat pracował przy "Krzyżakach" - opowiada Wiesław Nowak. - I ja zrobiłem wtedy swój pierwszy efekt dźwiękowy. Naśladowałem odgłosy galopu konia podczas bitwy pod Grunwaldem. Zakładało się wtedy na ręce takie drewniane półkule, puste w środku i uderzało nimi w odpowiednie podłoże. Były to zwykle połówki orzecha kokosowego.

Takich połówek orzecha Zygmunt Nowak miał wiele w swoim studio. Przydawały się do różnych celów. Imitowały piaszczystą drogę, kocie łby. Do scen bitew używało się długich noży. Na przykład, by imitować kroki żołnierzy Zygmunt Nowak brał kawałek kalki i gniótł ją przy mikrofonie.

Wiesław Nowak nie zapomni jak jego brat Zbigniew, który pracował w Wytwórni Filmów Oświatowych, przygotowywał efekty dźwiękowe do filmu "Hokej".

- Żaden dźwięk nie został nagrany na lodowisku - wyjaśnia pan Wiesław. - Kiedyś zaś musiał do jednego z filmów nakręcić efekty imitujące... kaszel krowy.

Wiesław Nowak kończył nie tylko szkołę muzyczną, ale też technikum łączności. Po maturze studiował na dwóch kierunkach - Wydziale Elektrycznym na Politechnice Łódzkiej i reżyserię montażu w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Po studiach, w 1973 roku, pracował w łódzkim studiu Se-ma-for. To on był imitatorem do niemal wszystkich filmów animowanych, które produkowano nie tylko w Łodzi, ale też m.in. Poznaniu czy Warszawie. Pracował choćby przy wszystkich odcinkach "Misia Uszatka", drugiej i trzeciej serii "Zaczarowanego ołówka", "Trzech misiach", "Przygodach wróbla Ćwirka", "Maurycym i Hawranku".

Wiesław Nowak opowiada, że gdy zaczynał pracę, to przychodzili do niego tata i brat Bogusław. Siadali, przyglądali się i udzielali uwag.

- W trójkę przygotowywaliśmy dźwięk między innymi do popularnych "Tajemnic Wiklinowej Zatoki" - dodaje Wiesław Nowak.

Zygmunt Nowak zapraszał synów do współpracy, gdy miał przygotować dźwięk do wielkich polskich produkcji. Jak na przykład "Pan Wołodyjowski" czy "Potop".

- Na co dzień przy udźwiękowianiu pracował tata i sześciu-siedmiu ludzi - wyjaśnia Wiesław Nowak. - Gdy było więcej pracy, zapraszał nas do pomocy.

Pan Wiesław nie zapomni chwili, gdy trzeba było imitować dźwięk do nabijania na pal Azji Tuchajbejowicza w "Panu Wołodyjowskim".

- Tata użył swoich wynalazków, mięsa, gliny - dodaje Wiesław Nowak.

Niestety, żyje dziś tylko najmłodszy z Nowaków. Zygmunt umarł w 1990 roku. Trzy lata wcześniej przeszedł na emeryturę. Wiesław Nowak nie zerwał kontaktów z filmem. Jest imitatorem dźwięku przy etiudach filmowych, pracach dyplomowych młodych studentów. I sam dokonuje nowych wynalazków...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki