Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nas widzą

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Jeśli ktoś ma przyjechać do Łodzi, musi wiedzieć, po co miałby tu przyjechać. Ta prosta prawda zaczyna docierać od urzędników od promocji, czego wyrazem jest 250 billboardów, reklamujących koncerty w łódzkiej Atlas Arenie. Może za tą jedną akcją pójdą następne z równie jasno określonym odbiorcą i przekazem.

Przy okazji warto rozprawić się z pewnym mitem, dotyczącym postrzegania Łodzi przez przybyszów. Była kiedyś taka zagadka, dotycząca Sosnowca. Dlaczego ptak, przelatując nad tym miastem, ma o połowę mniejszą rozpiętość skrzydeł? Odpowiedź: jednym skrzydłem zasłania sobie oczy, żeby nie patrzeć na to miasto.

Momentami zachowujemy się jak te ptaki nad Sosnowcem, wstydząc się swojego miasta zupełnie niepotrzebnie. Fakt, przerażająco wyglądają niektóre kwartały w centrum miasta i przyjezdny na pewno to sobie zakonotuje. Ale czy będzie to najważniejsza rzecz, którą zabierze ze sobą w pamięci?

Na zakończonym niedawno Fashion Week były dwie wolontariuszki, które specjalnie przyjechały na tę imprezę z Katowic. - Nie ma drugiej takiej imprezy modowej w Polsce - mówiły zachwycone. - I z roku na rok jest coraz fajniej.

Jeździły tramwajami, które ledwie trzymają się szyn, nie mogły nie widzieć zrujnowanej Zachodniej, ale interesowało je to, po co przyjechały. Obleciały sklepy odzieżowe, wyszukując ciuchy, których w Katowicach nie szyją, a u nas są w dodatku w umiarkowanej cenie (pewnie jak na śląskie ceny).

Podobnie było z pewną niemiecką studentką, która przyjechała ubiegłej jesieni w ramach programu Erasmus. Szukała w mieście niemieckich śladów, ale nie narzekała na brak rozrywek w mieście, tym bardziej że szybko znalazła wspólny język z łódzkimi studentami.

Podobne wrażenia miałem w ubiegłym roku na Ukrainie. Przeklinałem ukraińskie drogi i kemping dla miłośników surwiwalu. Ale to nie sprawiło, że byłem Ukrainą rozczarowany. Ohydne blokowiska w Eupatorii wcale nie przeszkadzały zachwycać się karaimską starówką, a konduktorki w niebieskich podomkach, uśmiechające się złotymi zębami do pasażerów w trolejbusach, w niczym nie odbierały uroku Winnicy.

Łódź nie powinna szukać gdzieś pod sufitem pomysłu na jakiś ogólny wizerunek, chodząc z głową w oparach przemysłów kreatywnych. Powinna unikać naiwności, która każe na witaczach do miasta umieszczać napis "miasto akademickie". No i co z tego, że akademickie? Mało to akademickich miast? Równie dobrze można napisać "Łódź, miasto tramwajów" albo "Łódź, miasto dworców".

Przykłady choćby Fashion Week i utraconego Camerimage wskazują, że Łódź powinna rozwijać imprezy i marki, które zdobywają lub już zdobyły sobie uznanie i zazdrośnie ich strzec. Festiwal Dialogu Czterech Kultur przykuwał uwagę, póki żył jego twórca Witold Knychalski. Później miał może dwie udane odsłony i zaczął chylić się ku upadkowi. Świetnie zapowiadała się Parada Wolności, na która zjeżdżali do Łodzi ludzie z całej Polski. Ale zniknęła, ponieważ Jerzy Kropiwnicki nie lubił takiej muzyki.

Nie ma co na siłę dorabiać Łodzi ideologii promocyjnej. Wystarczy nagłaśniać, co dobrego i wyjątkowego dzieje się w Łodzi, czasem czerpiąc z utrwalonej tradycji (cztery kultury, tradycje włókiennicze, filmowe). Ludzie przyjadą. Nie odstraszy ich nawet trup Zachodniej.

Sławomir Sowa

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki