18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Niemcy mordowali Żydów z łódzkiego getta [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska, kos
Chełmno nad Nerem leży na granicy województw łódzkiego i wielkopolskiego. Na pozór to jedna z typowych polskich wsi. Z kościołem, sklepem, cmentarzem. Codziennie mija ją tysiące samochodów, które mkną znajdującą się u podnóża autostradą A2. Niewielu kierowców wie, że w czasie wojny Niemcy założyli w Chełmnie pierwszy na polskich ziemiach obóz zagłady. Życie straciło w nim ponad 240 tysięcy ludzi. Większość z nich była więźniami Litzmannstadt Ghetto oraz znajdujących się w okolicy prowincjonalnych gett. Z Bełchatowa, Zgierza, Koła, Brzezin. Po wojnie, przez wiele lat na tym terenie była Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska...

Do muzeum Kulmhof, jak Niemcy nazywali obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem, kieruje tabliczka znajdująca się przy trasie prowadzącej do Koła. Turyści wjeżdżają na duży, trawiasty plac. Obok stoi niewielki domek, w którym sprzedaje się butle z gazem. Jednak jego gospodarz, mężczyzna po pięćdziesiątce, nie jest rozmowny. - Nie zamierzam rozmawiać! - mówi niezbyt uprzejmie. - Tam jest muzeum, niech oni gadają...

Z dala widać odkopane przez archeologów ruiny pałacu. Leżą przy nim wypalone lampki z hebrajskimi napisami. Są obeliski i spichlerz, w którym urządzono wystawę. W środku znajdują się rzeczy, które zostawili Żydzi zgładzeni w Kulmhof. Widać sztuczne szczęki, dziecięce buciki, pordzewiałe nocniki. Są podobizny Mojżesza, które mieli przy sobie w godzinie śmierci Żydzi z Niemiec. Są połamane fragmenty plastikowych termosów. Brali je ze sobą na drogę więźniowie z Litzmannstadt Ghetto. Pozostały nawet resztki kosmetyków, które panie pakowały do torebek przed podróżą do obozu. M.in. metalowe opakowanie po pomadce firmy Rimmel, ocalała tubka pasty Blendax, fragmenty szczoteczek do zębów. Są też wygięte łyżki i widelce. - Rzeczy odebrane przybyłym tu więźniom ładowano do wykopywanych w ziemi jam, potem je podpalano - wyjaśnia jeden z mieszkańców Chełmna nad Nerem, który nie chce podawać nazwiska. - Dopiero niedawno odkryto te jamy.

Jedną z najciekawszych znalezionych w nim przedmiotów jest papierośnica ma której widnieje dedykacja: Józefowi Jakubowskiemu za 1 miejsce na gymkhanie motocyklowej na motocyklu Sokół 600 Gordon-Bennetod f. R. Klinger, dn.30.VIII.36 r. Józef Jakubowski, kierowca testowy Państwowych Zakładów Inżynierii w Warszawie, które były producentem Sokoła, był jednym z najwybitniejszych polskich motocyklistów okresu międzywojennego. Testował motocykle dla wojska i policji. Pod koniec sierpnia 1939 roku wjechał motorem na Kasprowy Wierch.

Historia obozu w Chełmie nad Nerem obrazuje tragedię Żydów w czasie drugiej wojny światowej. Niemcy utworzyli obóz na terenie dawnego majątku carskiego oficera. Znajdujący się tu pałac wybudował pod koniec lat 30. XIX wieku generał Karol Bystram. Majątek w Chełmnie nad Nerem dostał w nagrodę za stłumienie Powstania Listopadowego. Po odzyskaniu w 1918 roku przez Polskę niepodległości, majątek przejęło od rodziny Bystramów państwo. Ziemię rozparcelowano. W znajdującym się obok dworku zamieszkał zarządca państwowy. W pałacu mieszkania dostali robotnicy rolni. Planowano tu też urządzić męską szkołę rolniczą, ale nie udało się tego zrealizować pomysłu. Gdy wybuchła wojna, Niemcy kazali Polakom opuścić pałac. Wysiedlili też do Generalnej Guberni mieszkańców okolicznych domów. Pierwszy komendant i organizator obozu Kulmhof, Herbert Lange, w pobliskim kościele urządził najpierw garaż dla swojego mercedesa, a potem sortownię rzeczy pozostawionych przez więźniów.

Pierwszy transport więźniów do Kulmhof przybył 8 grudnia 1941 roku. Żydów przywożono pociągami na stację w Kole. Tam przesiadali się do kolejki wąskotorowej. Potem spędzali noc w Młynach Zawadzkich, znajdujących się sześć kilometrów od Chełmna. Następnie przewożono ich ciężarówkami do obozu. Bywało, że szli pieszo. Nowo przybyłych więźniów witał esesman przebrany za lekarza, ze znaczkiem PCK na białym fartuchu. Czasem Niemiec przebierał się za ziemianina. Jeśli w tym przerażającym spektaklu występował jako ziemianin, uspokajał Żydów. - Nareszcie wasza tragedia się skończyła! - mówił. - Musicie się tylko wykąpać, zdezynfekujemy wasze ubrania, przebada was lekarz i będziecie pracować w moim majątku.

"Lekarz" obiecywał, że trafią później do pracy w innych miejscach. Większość Żydów w nieświadomości przechodziła do sali balowej pałacu, w której urządzono przebieralnie. Ustawiono w nich wieszaki, półki na dokumenty. Jeden z esesmanów pobierał do "depozytu" pieniądze i kosztowności. Skrupulatnie zapisywał na karteczkach to, co zabiera...Na ścianach wisiały informacje, gdzie znajduje się lekarz i łaźnia. Potem więźniowie przechodzili schodami w dół, a następni wąskim korytarzem wychodzili na zewnątrz, na rampę. Tam czekały na nich ciężarówki, które były komorami gazowymi. Większe samochody mieściły od 130 do 150 osób, mniejsze - od 80 do 100. Początkowo do ciężarówek podłączano butle z dwutlenkiem węgla. Potem ktoś wpadł na inny pomysł. Znacznie tańszy. Do rury wydechowej dołączano rurę, której końcówkę wpuszczano do środka auta. Kierowca mocniej naciskał na gaz. Podobno wystarczyło kilkanaście minut... Następnie ciężarówki jechały w kierunku tzw. lasów rzuchowskich.

Początkowo ciała ofiar grzebano w mogiłach zbiorowych. Późną wiosną zaczęto je palić. Na tę decyzję wpłynęły dwie sprawy. Rozkładające się zwłoki powodowały, że po okolicy roznosił się trudny do zniesienia fetor. Poza tym do obozu rozpoczęto przywozić pierwsze grupy Cyganów z 5-tysięcznego obozu znajdującego się na terenie Litzmannstadt Ghetto, w którym wybuchła epidemia tyfusu. Niemcy bardzo się bali tej choroby.

Ponad 80-letni Kazimierz Opas mieszkał w odległości trzech kilometrów od lasów rzuchowskich wspominał w rozmowie z nami: - Niemcy ten obóz trzymali w tajemnicy. W okolice pałacu nie wolno było dojść, a nawet patrzeć w jego kierunku. Od razu by zabili. Ale raz widziałem jak prowadzili szosą Żydów. Przerażający widok...

W lasach rzuchowskich Niemcy ustawili osiem krematoriów. Do ich zbudowania użyto przywiezione przez Żydów części wózków dziecięcych i sanek. Krematoria wizytował Adolf Eichmann. By zatrzeć ślady ludobójstwa, Niemcy najpierw rozdrabniali młotem pneumatycznym pozostałe po spaleniu kości. Potem używali do tego śrutownika sprowadzonego z Młynów Zawadzkich. W końcu w getcie Litzmannstadt skonstruowano specjalną maszynę do mielenia kości. Wytworzoną w ten sposób mączkę pakowano do worków i sprzedawano m.in w Poznaniu jako nawóz do ziemi... Na mogiłach sadzono trawę, sosny, jałowce...

Niewielką liczbę Żydów przywiezionych do Kulmhof kierowano pracy. Jedni grzebali zwłoki ofiar. Inni byli zatrudniani w zakładach rzemieślniczych - szewskim i krawieckim. Naprawiali odzież, buty, które sortowano w kościele. Gotowe do użytku rzeczy przewożono do Niemiec.

Z Kulmhof udało się uciec tylko kilku więźniom. 9 stycznia 1942 roku w drodze z pałacu do lasów rzuchowskich uciekli dwaj Żydzi zatrudniani przy grzebaniu zwłok. Szlamek Wiener, znany też jako Grajnowski oraz Michał Podchlebnik. Szlamek dotarł do warszawskiego getta. Tam zdał relację o tym, co działo się w obozie. Spisano ją i umieszczono w podziemnym archiwum getta zwanym Archiwum Ringelbluma. Przekazano je do Wielkiej Brytanii. Szlamek został wywieziony do obozu w Bełżcu, gdzie zginął. Pochlebnik przeżył wojnę, wyjechał do USA, zeznawał w procesie oprawców z Kulmhof.

Kazimierz Opas mówi, że dobrze znał Michała Podchlebnika jeszcze przed wojną. Po zakończeniu wojny Podchlepbnik przyszedł nawet do domu Opasa. Kupił kurę i opowiadał straszne rzeczy o tym, co działo się w obozie. - Mówił, że do dołów wrzucano żywych ludzi! - opowiadał nam Kazimierz Opas. Kolejni więźniowie uciekli w styczniu 1945 roku, tuż przed wyzwoleniem obozu. Byli to Mordechaj Żurawski, rzeźnik z Włocławka i 15-letni wtedy Szymon Srebnik z Łodzi. Szymon zmarł 4 lata temu w Izraelu.

W marcu 1943 roku Niemcy postanowili zlikwidować obóz w Chełmnie nad Nerem. Wyjechali 11 kwietnia. Wcześniej wysadzili pałac i krematoria. Decyzję o zamknięciu obozu świętowali w restauracji "Riga". Przyjechał nawet namiestnik Kraju Warty, Arthur Greiser. Załoga obozu dostała nagrody, a urlop mogła spędzić na terenie posiadłości namiestnika. Jednak na przełomie wiosny i lata 1944 roku wznowiono działalność obozu. Do Chełmna zaczęły napływać głównie transporty z Litzmannstadt Ghetto. W lasach rzuchowskich zbudowano baraki. Mordowano w nich więźniów. Stosowano te same metody co wcześniej. Obóz istniał do stycznia 1945 roku. Niemcy uznali, że jest coraz mniej wydajny. Zostało w nim 47 więźniów. Umieszczono ich w spichlerzu. Tuż przed wkroczeniem Rosjan, Niemcy wyprowadzali Żydów piątkami i strzelali im w tył głowy...

Po wojnie skazano na śmierć dwóch członków załogi obozu Kulmhof: Waltera Pillera i Hermanna Gielowa. Proces odbył się w Polsce. W latach 60. w RFN kilkunastu zbrodniarzy otrzymało od kilkunastu miesięcy do kilkunastu lat więzienia. Pierwszy komendant obozu, Herbert Lange zginął podczas obrony Berlina. Drugi szef Kulmhofu, Hans Bothmann, został schwytany przez Brytyjczyków i powiesił się w więzieniu.

Dziś w lasach rzuchowskich stoi okazały monument postawiony w 1964 roku. Odpadające kawałki betonu świadczą, że długo nikt się nim nie interesował. Zbiorowe mogiły odkryto dzięki pracom archeologicznym dopiero w drugiej połowie lat 80. Dzisiaj w ich pobliżu stoi Ściana Pamięci. Żydzie z całej Europy składają przy niej hołd swoim bliskim, którzy zginęli w Chełmnie nad Nerem. Po wojnie na terenie dawnego majątku utworzono Gminną Spółdzielnię (GS). Teren, m.in miejsce, w którym stał pałac, wyłożono trylinką. Przez lata toczyło się tu normalne życie.

Dopiero w latach 90. XX wieku teren wykupiła Rada Pamięci Walki i Męczeństwa. Dzięki pracom archeologicznym znaleziono fundamenty pałacu. W dawnym spichlerzu utworzono izbę muzealną. Tak, by pamięć o jednym z największych miejsc kaźni nie zginęła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki