5/45
Ludwik Sobolewski przychodzi do Widzewa...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego/Krzysztof Szymczak/Grzegorz Gałasiński

Ludwik Sobolewski przychodzi do Widzewa

Wielkim przełomem w historii Widzewa było pojawienie się w nim Ludwika Sobolewskiego, chłopaka z warszawskiego Marymontu, który po wojnie zamieszkał w Łodzi. Działał w ruchu spółdzielczym, wiele lat był prezesem spółdzielni budowlanej „Kombud”. Do Widzewa trafił w 1969 roku. Przyszedł ze Startu, spółdzielczego klubu na Bałutach. Jak twierdzą dziś historycy sportu, nie był to transfer z wyboru. Łódzcy decydenci uznali, że taki klub jak Widzew, wywodzący się z robotniczej dzielnicy powinien odgrywać wiodącą rolę w sporcie. Ludwik Sobolewski zaczął więc budować swój Wielki Widzew. Pomagała mu inna legenda tego klubu, nie żyjący już wieloletni kierownik drużyny Stefan Wroński. Ściągnęli do Widzewa ŁKS-iaka, trenera Leszka Jezierskiego. Potem piłkarzy, którzy przez klub z al. Unii zostali skreśleni. A więc m.in Tadeusza Gapińskiego, Andrzeja Grębosza, Zdzisława Kostrzewińskiego, Zdzisława Chodakowskiego, Andrzeja Pyrdoła. Widzew awansował do drugiej ligi, w 1975 roku był już klubem pierwszoligowym.

CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH

6/45
Awans Widzewa do ekstraklasy...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego/Krzysztof Szymczak/Grzegorz Gałasiński

Awans Widzewa do ekstraklasy

- Wielki Widzew nie powstał od razu, budowaliśmy przez jakieś 30 lat, zaczęliśmy w trzeciej lidze - wspominał w rozmowie z nami przed laty Ludwik Sobolewski.

Piotr Wierzbicki dziś ma 56 lat, własną firmą informatyczną, żonę i dwoje dorosłych dzieci. Kibicem Widzewa jest od dziecka. Wychował się kilkaset metrów od stadionu, na ul. Szpitalnej. Pamięta, że biegał z kolegami na mecze, gdy Widzew grał jeszcze w II lidze(odpowiednik dzisiejszej pierwszej). Nie mieli pieniędzy na bilet, więc stali pod bramą stadionu. Czekali na drugą połowę. Wtedy otwierano bramę i można było za darmo obejrzeć ostatnie dwadzieścia, czasem nawet pół godziny meczu.

CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH

7/45
[sc]Drewniana trybuna na stadionie[/sc]...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego/Krzysztof Szymczak/Grzegorz Gałasiński

[sc]Drewniana trybuna na stadionie[/sc]

Drewnianą trybunę widzewskiego stadionu pamięta za to dobrze Andrzej Grębosz. Zanim przeszedł do Widzewa był piłkarzem Łódzkiego Klubu Sportowego.

- Przychodziłem na Widzew oglądać ich mecze – opowiadał nam Andrzej Grębosz. - Jeszcze w trzeciej lidze, potem w drugiej. W 1974 roku sam zostałem piłkarzem tego klubu. Grałem w Widzewie przez dziewięć lat, do 1983 roku. Na tym stadionie bywałem dwa, nawet trzy razy dziennie. Wychowały się na nim moje dzieci.

CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH

8/45
Andrzej Grębosz nie zapomni zwłaszcza jednego meczu...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego/Krzysztof Szymczak/Grzegorz Gałasiński

Andrzej Grębosz nie zapomni zwłaszcza jednego meczu rozgrywanego na widzewskim stadionie. Pamięta dokładnie jego datę. Rozegrano go 16 października 1977 roku. Na trybunach zasiadła żona pana Andrzeja, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Widzew grał z Zawiszą Bydgoszcz. Wygrał 3:2. Andrzej Grębosz strzelił zwycięską bramkę.

- Kilka godzin po tym meczu moja żona urodziła syna Adama – wspominał były stoper Widzewa. - Wcześniej jeszcze byliśmy u znajomych na kolacji. Po narodzinach syna chłopcy z zespołu zaczęli mówić na mnie Adaś...

CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczDalej

Polecamy

Największe skandale podczas finałów Pucharu Polski na Narodowym

Największe skandale podczas finałów Pucharu Polski na Narodowym

Spontaniczne wakacje Szczęsnego. Właśnie tam wziął ślub

Spontaniczne wakacje Szczęsnego. Właśnie tam wziął ślub

Zobacz, co te gimnastyczki potrafią zrobić ze swym ciałem

Zobacz, co te gimnastyczki potrafią zrobić ze swym ciałem

Zobacz również

Największe skandale podczas finałów Pucharu Polski na Narodowym

Największe skandale podczas finałów Pucharu Polski na Narodowym

Na ten mecz Iga Świątek czekała od miesięcy. To nie jedyny taki przypadek

Na ten mecz Iga Świątek czekała od miesięcy. To nie jedyny taki przypadek