Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się grodzi w mieście Łodzi

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Krytyki Politycznej w Łodzi
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Krytyki Politycznej w Łodzi Krzysztof Szymczak
W Łodzi wiosna. Radni opozycji poczuli zew wyborczy i aktywnie ruszyli do godowego tańca. Tu utrącą remont zabytkowej willi na Wólczańskiej, tam wyrzucą znaną pizzerię z Piotrkowskiej. Klub PO w odpowiedzi uaktywnił się twórczo i urządził happening podczas sesji rady miejskiej wystawiając leżaki, płetwy i tabliczkę z nazwą "Rewal", co ma sugerować, że wysyła opozycję na konieczny urlop.

W ten sposób trwający od dłuższego czasu spektakl w Radzie Miejskiej wzbogacił się o profesjonalne dekoracje i zaczyna poważnie konkurować z trwającym aktualnie Festiwalem Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Naprawdę nie wiadomo, który teatr wybrać, Powszechny czy może Dużą Salę Obrad w UMŁ.

Tymczasem miasto żyje własnym życiem, nie zważając na wojny na górze. W oknach i na balkonach zaczynają nieśmiało pojawiać się kwiaty, zielenią się małe, starannie wygrodzone ogródki pod blokami czy na podwórkach kamienic. Ten zbiorowy czyn społeczny mający na celu upiększenie przestrzeni i uczynienie jej znośniejszą do życia to zwykle dzieło łódzkich seniorek - potężnej niewidocznej armii, która codziennie pełni straż w oknach i dba o czystość klatek schodowych. Czasem zastanawiam się, ile w Łodzi zawdzięczamy tej cichej pracy starszych kobiet, które własnym sumptem tworzą małe ogrody wśród ogólnej szarości.

Te ogródki to zwykle samowolka. Wykrawa się je z trawników pod budynkami, ogradza jak się da. Bo płot musi być, w polskiej mentalności ogrodzenie to podstawa. Czy jest to parkan wokół grodzonego osiedla, czy betonowa tralka postawiona przez ASP w środku zabytkowego Księżego Młyna, czy też kawałek plastikowej siatki własnym przemysłem postawiony przez emerytkę - jest elementem koniecznym w pejzażu polskich miast. A że szpeci? Na to jakoś nikt nie zwraca tu uwagi. Ważne, że za ogrodzeniem ładnie, u mnie, na swoim. Tyle, że przez wszechobecne grodzenie utrudnia swobodne poruszanie się i już teraz na niektórych osiedlach trzeba wykonać niezłe kółko, żeby ominąć warowne wspólnoty w drodze do przedszkola czy przychodni.

Płot czy brama daje złudne poczucie, że wewnątrz nic nam nie grozi. Wewnątrz, bo jak wskazują badania przeprowadzone w Warszawie paradoksalnym skutkiem grodzenia się jest to, że mamy o wiele niższe poczucie bezpieczeństwa wychodząc poza swój teren. Ciekawe, że ludzie żyjący w osiedlach otwartych mają o wiele większe zaufanie do innych mieszkańców miasta. Naukowcy pokazują, że życie w zamkniętym osiedlu to słaby zysk: za własnym płotem boimy się nieco mniej niż ci, którzy żyją bez niego, za to na ulicy czujemy się o wiele bardziej zagrożeni.

Grodząc się na potęgę nie dostrzegamy jeszcze jednego faktu. Owszem, obcy już do nas nie wejdą, ale pozostają swoi. Na moim podwórku po zamknięciu bram zysk jest taki, że nie parkują na nim pracownicy okolicznych firm chcący uniknąć płacenia za bilet parkingowy. Ale samochodów jest więcej. Dlaczego? Bo część z lokatorów, która stawiała auto przy ulicy za niewielką roczną opłatą, zaczęła parkować wewnątrz podwórka, gdzie jest bezpieczniej. Odnowiony skwerek z drzewami, ławkami i urządzeniami dla dzieci, który - a jakże - też ogrodziliśmy oddzielnym płotkiem, przez część mieszkańców zaczął być traktowany jako wygodny wybieg dla psów. Na razie bronią się jakoś dzikie ogródki na drugim końcu podwórka, które tutejsze seniorki starannie wygrodziły siatką. Ta część jest na swój sposób zadbana i kwitnąca, ale też słabo dostępna dla rodziców z dziećmi.

Strategia przestrzennego rozwoju Łodzi zakłada otwieranie łódzkich kwartałów. I słusznie, łatwiej będzie się po mieście poruszać pieszo lub rowerem. Wnętrza łódzkich podwórek kryją całe hektary zieleni, która jest przyjemną alternatywą dla ulic, które dzięki działaniom drogowców i Architekta Miasta są systematycznie czyszczone z drzew. Pasaże, jakie powstaną przy tej okazji to ogromny zastrzyk lokali użytkowych w centrum, które w tej chwili niszczeją na parterach zamkniętych podwórek. Mogłyby pomieścić drobny handel, usługi, kawiarenki. To potencjalny duży zastrzyk finansowy dla właścicieli łódzkich kamienic i wspólnot. Jest tylko jeden problem: nasze mentalne płoty. Bo jak na razie trend jest taki, żeby podwórka z miasta wycinać i czynić z nich warowne twierdze.

Jak poradzimy sobie z tym problemem? Nie wiem. Być może otworzymy tylko te kwartały, w których z racji korzystnego ułożenia miejskich działek można przebić się bez większych kłopotów. Można też zamiast ciągów pieszo-rowerowych wbijać w nie dodatkowe ulice dla samochodów, co jest złym pomysłem, ale niestety jedynym skutecznym, bo dzięki specustawie pod drogi gminne łatwo wywłaszczyć prywatne grunty. Obydwie metody są siłowe i lekceważą społeczne lęki. Być może radni powinni zająć się na przykład rozwiązaniem tego problemu, a spektakle zostawić dobrym łódzkim teatrom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki