Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wydobywano rosyjski czołg Valentine z Warty? [ROZMOWA]

Kamila Grzenkowska
Zbigniew Okuniewski ma na swoim koncie nie tylko czołg z województwa łódzkiego
Zbigniew Okuniewski ma na swoim koncie nie tylko czołg z województwa łódzkiego Archiwum prywatne
Wydobycie czołgu to ciężka sprawa. I bynajmniej nie chodzi tylko o wagę takiej maszyny. Trzeba dysponować odpowiednim sprzętem, historyczną wiedzą i mieć przysłowiowy łut szczęścia. O sztuce wydobywania czołgów ze Zbigniewem Okuniewskim rozmawia Kamila Grzenkowska

Przed kilkoma dniami cała Polska usłyszała o akcji wydobycia czołgu z dna rzeki Warty. Jak to się stało, że sopocianin wziął udział w wydobyciu takiej maszyny w województwie łódzkim? Czy w tej akcji brali udział ludzie z całego kraju?

Jestem członkiem Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu, która bierze udział w różnych akcjach poszukiwawczo-wydobywczych. Nasza pomorska ekipa współpracuje z ekipą łódzką i poznańską. W tej ostatniej akcji, poza mną, wzięło udział jeszcze czterech członków z sekcji TPS. Do zespołu dołączyli także nurkowie ze Szczecina, z Alkiem Ostaszem na czele, i spora grupa gospodarzy, czyli grupa łódzka. Członkowie naszej sekcji współpracują też z organizatorem tej akcji, panem Jackiem Kopczyńskim, stąd udział naszego zespołu. Przy takich wydarzeniach, jeśli są potrzebni ludzie o danych specjalizacjach, potrzebny jest konkretny sprzęt, to wtedy zaprasza się określoną ekipę. W tym przypadku akurat akcję organizowała prywatna osoba, ale działamy też na zaproszenie urzędów bądź muzeów.

Wydobycie czołgu laikowi wydaje się nie lada sztuką. Trzeba mieć jakieś specjalne kwalifikacje?

Publikujemy tylko fragment tekstu. Resztę, przeczytasz po zalogowaniu się.

Trudno nazwać kogoś amatorem lub profesjonalistą, jeśli chodzi o wydobywanie czołgów. Każdy ma przydzielone zadanie i wywiązuje się z niego jak najlepiej, a doświadczenie nabiera się latami, właśnie poprzez udział w poszukiwaniach i akcjach. Zespoły uczestniczące w wydobywaniu wraków bardzo często też korzystają z doświadczenia swoich członków, którzy służyli w wojsku. Trzeba tu podkreślić, że na takie akcje nie trafiają przypadkowi ludzie. To osoby o nieposzlakowanej opinii, przestrzegający procedur i obowiązującego w takich przypadkach prawa.

Jakie były zadania twojego zespołu?
Nasz zespół składał się z nurków. Należała do nas praca przy oczyszczeniu wraku za pomocą pomp i odmulenia dolnej, przywierającej do podłoża części obiektu, co przyspiesza jego wydobycie. Cała akcja trwała dwa dni. Najpierw oznaczyliśmy oś pojazdu, czyli jej dokładne położenie. Czołg leżał na boku o pochyleniu 45 stopni. Wprowadziliśmy pod jego wannę prądownicę (wąż z wodą pod ciśnieniem) i zaczęliśmy odmulanie wraku. Założyliśmy też linę stalową, za pomocą której był wyciągany. W sumie w wodzie spędziliśmy około czterech godzin.

A co czułeś, kiedy zszedłeś pod wodę? Takie zanurzenie się, bardziej w błocie niż wodzie, chyba do najprzyjemniejszych nie należy...

(śmiech) Faktycznie, w takim błocie nie ma widoczności. A co czuję? To endorfina. Kiedy dotykam takiego wraku, mam wrażenie, że czas się jakby cofnął. Coś, co znam tylko z opisu, historia nagle się materializuje... W takim momencie wiesz, jak mogły przebiegać na przykład ostatnie chwile tego czołgu. Zastanawiasz się, jak wyglądał ten teren przed laty. W takich momentach jestem po prostu szczęśliwym człowiekiem. Jestem w grupie ludzi, którzy myślą tak samo jak ja. Na ogół mieszkamy w różnych częściach Polski i znamy się przede wszystkim z internetu. A przy takich akcjach spotykamy się, możemy się osobiście poznać i porozmawiać, no i fajnie spędzić czas.

Co takiego niezwykłego jest w tym czołgu? Po co go w ogóle wyciągaliście?
Czołg został utracony w czasie pokonywania rzeki Warty w styczniu 1945 roku przez jednostkę pancerną Armii Czerwonej. Była to tak zwana strata niebojowa, które się przytrafiały wszystkim armiom w czasie działań wojennych. Ta maszyna była ostatnia, która jechała w kolumnie przez rzekę. Kiedy była już blisko drugiego brzegu, załamał się pod nią lód i zatonęła. Załoga się uratowała. Wszyscy przeżyli i nawet dotarli do Berlina, zgodnie z planem. Czołg ten został dostarczony do Związku Radzieckiego drogą morską przez Wielką Brytanię, w ramach umowy Lend-Lease. To maszyna typu Valentine Mk IX z 1943 roku. Jest cennym zabytkiem z okresu II wojny światowej i jego ratowanie jest po prostu naszą powinnością.

Jak ustalono, że Valentine jest zatopiony na dnie rzeki?
Informacje o zaleganiu obiektu w obecnym starorzeczu pan Jacek Kopczyński otrzymał od ludności miejscowej, która penetrowała wrak po wojnie, kiedy był jeszcze dostępny. Takie przekazy to podstawowe źródło informacji.
Rozumiem, że na wydobywanie maszyn z okresu wojny trzeba mieć jakieś specjalne dokumenty, pozwolenia... By przeprowadzić akcję wydobycia obiektu, trzeba uzyskać wszelkie możliwe zgody wymagane w ustawie o zabytkach, czyli takie jak zgoda właściciela terenu czy pozwolenia wodno-prawne. Trzeba też uprzedzić między innymi strażaków i saperów.

Co było największym problemem podczas tej akcji?
Mała stabilność gruntu, na którym mógł operować sprzęt ciężki, i w takiej sytuacji podstawą jest słoneczna pogoda. Nawet niewielki deszcz mógł sprawić, że akcja zostałaby przełożona. A to dlatego że ziemia byłaby wtedy zbyt grząska i ewakuacja ciężkiego sprzętu byłaby utrudniona. Właśnie z powodu tego grząskiego gruntu przez te kilkadziesiąt lat nikt nie próbował czołgu wyciągać.

Ile właściwie kosztowało jego wydobycie?
Koszta są zależne od skali trudności, wynoszą od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy zł. Najwięcej kosztuje wynajem ciężkiego sprzętu. Nasze osobiste stroje są prywatne, mamy też ze sobą własny sprzęt. Z własnych pieniędzy płacimy też za transport. Nikt nam za nic nie płaci. Robimy to społecznie, bo to nasza pasja. Uważamy, że takie rzeczy, taki sprzęt powinien trafić do kolekcji muzeów.

To nie był pierwszy czołg w twojej karierze...
Do dziś nasz zespół brał udział w trzech tego typu akcjach. W poprzednich akcjach dowodził major Tomasz Ogrodniczuk z Muzeum Broni Pancernej przy CSWL w Poznaniu. Pierwszą taką akcję przeprowadziliśmy sześć lat temu. Z rzeki Rgilewka w miejscowości Grzegorzew (w woj. wielkopolskim) wydobyliśmy niemieckie działo samobieżne STUG 4. Znajdowało się ono 3,5 metra pod dnem rzeki, przy tamtejszym moście. Musieliśmy wykopać dół głębokości fundamentu dla domku jednorodzinnego Obecnie ten pojazd jeździ. W zeszłym roku z kolei, w Białobrzegach, wydobyliśmy transporter saperski SDKFZ6. Obie maszyny są obecnie w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu, w Muzeum Broni Pancernej.

Poszukiwanie pozostałości z ostatniej wojny nie jest chyba proste. Słyszałam, że potrzebny jest specjalistyczny sprzęt...
Najpierw staramy się zbierać informacje od ludności miejscowej, a potem teren jest badany z pomocą magnetometru protonowego, który wykazuje anomalia magnetyczne, gdy w ziemi lub wodzie zalega coś ciężkiego. Teren trzeba też przebadać za pomocą wielometrowego pręta, który stanowi podstawowe wyposażenie zespołu. Sprawdza się też literaturę - gdzie były większe walki, jakie były straty.

Czyli sprzęt, do tego fachowa wiedza. A na Pomorzu też są szanse na znalezienie jakichś czołgów?
Najwięcej wraków może się znajdować na trasie wycofywania się czwartej i siódmej dywizji pancernej. Tu bardzo liczymy na pomoc czytelników. Może to właśnie u nich przechowywana jest wiedza o takich miejscach. W naszym kręgu zainteresowania jest również Zalew Wiślany oraz rzeki naszego województwa. W najbliższych miesiącach planujemy akcję, wspólnie ze stowarzyszeniem "Denar", wydobycia cysterny Luftwaffe LG 3000 z Zalewu Wiślanego. Na naszych terenach wszystkie pancerne znaleziska datowane są na 1945 rok. Jeśli są osoby, które wiedzą coś o wrakach, prosimy o kontakt z Sekcją Historyczno-Eksploracyjną TPS pod numerem 58 551 07 57.

W październiku odbyło się wielkie sprzątanie dna Bałtyku [ZOBACZ CO ZNALEŹLI]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jak wydobywano rosyjski czołg Valentine z Warty? [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki