Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zostać Mikołajem? Najważniejsze są długa broda i... brzuch [ZDJĘCIA]

Alicja Zboińska
Grzegorz Gałasiński
Przez miesiąc w roku wykonują niemal najlepszą pracę na świecie. Wszędzie są witani z otwartymi ramionami, uśmiechem i wielkimi nadziejami. Brzuchaci Mikołaje i szczupłe Śnieżynki właśnie mają swój czas.

Niewielkie pomieszczenie na ostatnim piętrze Galerii Łódzkiej. Kilka krzeseł, stół i wieszak z pokrowcami, które kryją kuse czerwone sukienki obszyte białym futrem wraz z czerwonymi czapami z wielkimi białymi pomponami. Strój, który zaraz będą mierzyć kandydatki na Śnieżynki, uzupełniają jeszcze futerkowe nakładki na nogi. Za chwilę założy je 17-letnia Natalia Kulczyk, niewysoka blondynka, która na śnieżynkowy casting przychodzi w dżinsach, białej bluzce i kozakach. Po trzech minutach przed Bogusławem Lewickim, który stworzył www.mikolaj.info.pl, czyli niemalże mikołajową agencję, stoi uśmiechnięta pomocnica największego specjalisty od wręczania prezentów.

- Delikatnie się obróć, ale nie odchylaj się za mocno - pada polecenie fotografa. - Uśmiech jest dobry, super.

Po kilkunastu minutach Natalia może planować grudniowe występy w roli pomocnicy Mikołaja. Nie przeszkadza nawet to, że przyszła Śnieżynka ma dość masywne nogi. Po takiej uwadze fotografa pada nieśmiałe wytłumaczenie: - Bo ja trenuję rugby.

Po trzyletnich treningach waga Natalii wzrosła od niespełna 50 kilo do 64 kilogramów. Uroku osobistego jej to jednak nie odebrało. A urok, uśmiech, łatwość nawiązywania kontaktu to te cechy, których potrzebuje idealna Śnieżynka.

www.mikolaj.info.pl

A jaki musi być Mikołaj? Poszukiwani są postawni mężczyźni z brodą, najlepiej z brzuszkiem, choć jest też ratunek dla szczupłych kandydatów. Można bowiem uszyć sztuczny brzuch, choć najlepszy jest naturalny. Tak jak ceniona jest własna broda, atut, a zarazem największe przekleństwo Mikołajów.

Broda Mikołaja Romana rośnie od początku kwietnia. Koniec listopada i początek grudnia to czas na jej rozjaśnianie, przycinanie. Musi służyć do połowy stycznia, gdy rencista, który przez ponad miesiąc wciela się w rolę profesjonalnego dostawcy upominków, będzie wreszcie mógł się jej pozbyć. I tak od dziewięciu lat. A zaczęło się od przypadkowego spotkania w sklepie.

- Robiłem zakupy, gdy podszedł do mnie pan Bogusław i zaproponował, żebym został Mikołajem - mówi pan Roman. - Chciałem się nad tym zastanowić, ale nie miałem takiej szansy. Pan Bogusław pojawił się bowiem ze strojem i tak zaczęła się moja kariera.

Czasem losowi trzeba pomóc, nawet niekoniecznie samemu. Tak było z Mikołajem Stanisławem, gdy nawet jeszcze nie myślał o tym, by z jutowym workiem pojawiać się w obcych domach. Pomyślała o tym natomiast jego córka, która pracuje w Galerii Łódzkiej i tam regularnie spotykała Mikołaja. Uznała, że tata byłby dobry w tej roli. Tata nie protestował i tak od sześciu lat dba o własną brodę i w grudniu przywdziewa czerwony strój.

Przeważnie Mikołaje pojawiają się w domach, w których mieszkają dzieci. Nie jest to jednak reguła, o czym przekonał się Mikołaj Roman. Kilka lat temu dotarł z wyjątkowym prezentem do naprawdę dużych dzieci.

- Wręczałem samochód parze po 70., który był prezentem od ich dzieci - mówi pan Roman. - Zaskoczenie było ogromne, gdy podjechałem samochodem i przekazałem kluczyki, obdarowani nie potrafili ukryć łez.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wielkie wzruszenie ogarnęło też młodą kobietę, której Mikołaj w prezencie przyniósł... narzeczonego. List z takim życzeniem dotarł bowiem do Mikołaja. Wielki wór z młodym mężczyzną został dostarczony do jednej z restauracji przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Musiały wnieść go dwie osoby. Przy otwieraniu okazało się, że młody mężczyzna klęczy, a w ręku trzyma pierścionek zaręczynowy. Radość dziewczyny była tak wielka, że odłożyła biżuterię na bok i skupiła się na mężczyźnie. Zdołała jeszcze powiedzieć "tak".

Czasami łez nie potrafi ukryć etatowy dawca upominków. Mikołaj Stanisław na długo zapamięta wizytę 7-8-letniej dziewczynki, która chciała sobie zrobić z nim zdjęcie w centrum handlowym. Zaskoczyła go odpowiedź na pytanie, o jakich prezentach marzy dziecko.

- Nie chciała żadnego upominku, prosiła tylko o to, by wyzdrowiała jej ciężko chora mama - wspomina pan Stanisław. - Powiedziała, że Mikołaj może wszystko, więc może też uzdrowić jej mamę. Nie miałem wyjścia, musiałem obiecać, że wszystko będzie dobrze, choć prawie się popłakałem.

A wszystko z reguły zaczyna się od listów, które młodsi i starsi piszą do Mikołaja. Gwiazdor przed świętami otrzymuje też ściągę, w której może przeczytać, ile lat ma dziecko, czy chodzi do szkoły lub do przedszkola, czym się interesuje. Na jej nauczenie się z reguły ma jeden wieczór.

- Potem mówię dziecku, że na przykład nie lubi odrabiać lekcji i ono jest zdziwione tym, że ja to wiem - mówi pan Stanisław.

Wigilia, godz. 18, ostatecznie 19 albo 20. To najbardziej oblegany termin na wizytę Mikołaja. Zapobiegliwi rezerwują go nawet niemal rok wcześniej, spóźnialscy muszą się zadowolić wcześniejszą lub późniejszą porą.

Zdarzają się jednak wyjątki. Mikołaj Roman do pewnej rodziny został zaproszony dopiero 25 grudnia. W czasie Wigilii dzieci nie dostały prezentów, gdyż rodzice uznali, że były niegrzeczne.

- Zacząłem wizytę od tego, że wytknąłem im złe zachowanie - mówi Mikołaj Roman. - Rodzeństwo spuściło głowy i niemal się rozpłakało. Dodałem więc szybko, że widzę u nich pewną poprawę. Przyrzekli, że będą grzeczni i mogłem im wręczyć prezenty.

Wizyta Mikołaja do najtańszych nie należy. W Wigilię za 20 minut trzeba zapłacić 250 złotych, a cena spada do 200 zł, gdy zdecydujemy się na nią w innym terminie. Cena 20-minutowego spotkania wzrasta do 300 zł, jeśli wizyta zamawiana jest w ostatnim tygodniu przed świętami. Usługi Śnieżynki zostały wycenione na 170 zł.

- Często odpowiadam na pytanie, czy ceny nie mogą być niższe - mówi Bogusław Lewicki. - Nie mogą, gdyż ma to miejsce tylko raz w roku. Ceny byłyby niższe, gdyby wizyty były organizowane częściej, ale nie ma takiego zapotrzebowania. Poza tym w tej branży występują wysokie koszty.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Sama broda, bez której Mikołaj nie może się obyć, to koszt kilku tysięcy złotych. Nic dziwnego, skoro włosy na nią zbiera się nawet 3,5 roku. Brody wymagają także regularnego modelowania. Zabiegom modelowania oraz rozjaśniania poddaje się też brody naturalne, zwłaszcza jeśli słabością Mikołaja jest tytoniowy nałóg. Co kilka lat trzeba także zmieniać futra. A stroje szyte są z drogiego aksamitu. Kreacje uzupełniają buty, których nie można po prostu kupić w sklepie. Bogusław Lewicki zaznacza, że w Polsce nie da się dostać dobrej juty na worki, trzeba ją sprowadzić z Kolumbii. W przeciwnym razie prezent w postaci świątecznego narzeczonego mógłby wypaść i się potłuc.

A wszystko zaczęło się od brata pana Bogusława, który dorabiał sobie wręczając prezenty jako Mikołaj. W 1983 roku Mikołaj z firmy odwiedził dzieci w przedszkolu. W tej roli wystąpił kolega, dla którego udało się wypożyczyć kostium z filmu "Akademia pana Kleksa". Pierwszym profesjonalnym Mikołajem był nieżyjący już Włodzimierz Koziara - jak zaznacza Bogusław Lewicki - z wagą 150 kilo i obwodem w pasie 150 cm wręcz stworzony do tej roli. Trzeba było sprowadzić specjalną skórę, by uszyć dla niego pas wraz z wzmacnianą sprzączką. Koszt pasa przekroczył 300 zł.

W tym roku firma zatrudnia 10 Mikołajów, większość złoży w święta od 8 do 10 wizyt. Niektórym przyjdzie zmierzyć się z nietypowymi prośbami klientów.

A fantazja zamawiających usługę bywa nieograniczona. Pewien klient zażyczył sobie, by zgodnie z tradycją Mikołaj dostał się do domu... przez komin. Na szczęście udało się wyperswadować mu, że w przypadku Mikołaja ważącego 150 kilo nie jest to najszczęśliwszy pomysł. Do wyobraźni klienta przemówił też argument o zabrudzeniu sadzą drogiego kostiumu.

Mikołaj Roman od kilku lat powtarza: gdy dziecko jest szczęśliwe, to i Mikołaj jest szczęśliwy.

Mniej szczęśliwe są natomiast rodziny Mikołajów. Pan Roman już dziewiąty rok z rzędu opuści wigilijną kolację. Każdego roku odbywa przynajmniej 8 wizyt tego dnia, choć zdarzały się lata, gdy odwiedzał aż 14 rodzin. W domu zostaną żona i dorosła córka. Bracia pana Romana nie przyjadą, gdyż i tak by się z nim nie spotkali. Dlatego w przyszłym roku pan Roman planuje przerwę we wręczaniu prezentów. Następne święta chciałby spędzić z rodziną. A dalszą pracę uzależnia od stanu zdrowia.

Mikołaja Stanisława od dzisiaj można spotkać w Galerii Łódzkiej. Tam będzie pracował aż do 23 grudnia, a dzieci i dorośli będą mogli zrobić sobie z nim zdjęcie. Oznacza to, że pan Stanisław tylko z doskoku będzie uczestniczył w przedświątecznych porządkach. Zaznacza, że zajmie się karpiem, gdyż to typowo męskie zajęcie. Spada na niego także trzepanie dywanów. Z resztą muszą sobie poradzić żona oraz córka. Mikołaj Stanisław ma dwie córki, ale jedna mieszka w Darłowie. Mikołaj stara się uczestniczyć w wigilijnej kolacji z rodziną, choć nie zawsze wypada to o takiej porze, jak u większości rodzin.

- Kilka lat temu usiedliśmy do kolacji dosłownie za pięć dwunasta - śmieje się pan Stanisław. - Nie udało mi się wcześniej wrócić do domu. Dobrze, że rodzina na mnie zaczekała.

Za kilka tygodni sezon się skończy. Jak nakazuje niepisana tradycja, w firmie Bogusława Lewickiego podsumuje go impreza integracyjna, która rozpocznie się... na cmentarzu. Mikołaje spotkają się bowiem przy grobie pierwszego zatrudnionego w agencji Mikołaja - pana Włodzimierza. Zapalą znicz, spojrzą na zdjęcie na nagrobku, z którego zmarły uśmiecha się w charakterystycznym czerwonym stroju.

Bogusławowi Lewickiemu marzy się wizyta w mikołajowej kolebce - Rovaniemi. Chciałby tam zabrać wszystkich swoich Mikołajów i zrobić im profesjonalną sesję zdjęciową. Ma nadzieję, że to marzenie się spełni.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki