Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janowicz podbił Polskę jak Małysz

Paweł Hochstim
Bohater turnieju wimbledońskiego (od lewej) z medalem olimpiady młodzieży
Bohater turnieju wimbledońskiego (od lewej) z medalem olimpiady młodzieży archiwum prywatne
Była już małyszomania, później kubicomania, ale dzisiaj Polska ma jednego bohatera. Jerzy Janowicz podbił serca i kibiców sportowych, i tych, którzy sportem zaczynają interesować się, gdy polski zawodnik zaczyna odnosić sukcesy. Jerzykomania od kilkunastu dni zaczyna osiągać imponujące rozmiary.

Gdy w środowe popołudnie Janowicz wygrywał z Łukaszem Kubotem w ćwierćfinale Wimbledonu, przed telewizorami siedziało ponad milion Polaków. W dzień powszedni, w godzinach pracy i w kodowanej telewizji. Ten wynik w branży telewizyjnej oznacza więcej niż kilka milionów widzów w sobotni wieczór choćby dla TVP. O tenisie i Janowiczu rozmawia się wszędzie - w tramwajach, autobusach, sklepach czy zakładach pracy. Return, passing shot czy cross - te określenia zaczynają wchodzić do polskiego języka równie przebojowo jak kilka lat temu wszedł telemark Małysza.

A przecież jeszcze rok temu właściwie nikt nie wiedział, kim jest Janowicz. Półtora roku temu nie miał pieniędzy, by polecieć na turniej Australian Open, w którym musiałby zaczynać od kwalifikacji. Wiadomo, że w Wielkim Szlemie pieniądze zarabia się dopiero wtedy, gdy gra się w głównym turnieju. Koszty przelotu do Australii w zestawieniu z ewentualnym odpadnięciem w niezarobkowych kwalifikacjach - to było zbyt duże ryzyko.

Ostatni rok z życia Janowicza - a nawet nie rok, bo raptem osiem miesięcy - to już bajka. W 2012 roku nie było go stać, by polecieć do Melbourne, a równo dwanaście miesięcy później siedział w fotelu klasy biznes w locie do tego samego miasta. Ba, ponieważ był już wśród rozstawionych zawodników, na miejscu czekała na niego limuzyna z szoferem...

Przełom w karierze Jerzyka jest łatwy do wskazania - to oczywiście turniej ATP World Tour Masters 1000 w Paryżu, gdzie z eliminacji przebił się aż do finału. Tak, to właśnie wtedy większość Polaków dowiedziała się o istnieniu Janowicza. To właśnie tam pokonał Andy'ego Murraya, z którym dzisiaj na centralnym korcie Wimbledonu zmierzy się w walce o finał najbardziej prestiżowego turnieju na świecie. To było osiem miesięcy temu.

Dziś o Janowiczu mówi nie tylko Polska, ale i tenisowy świat. Eksperci twierdzą, że niebawem - może nawet w niedzielę - wygra któryś z turniejów Wielkiego Szlema. Nie ma w światowej czołówce tenisisty, który dysponowałby aż tak mocnym, a przy tym dokładnym serwisem. Swoją siłą mierzący ponad dwa metry wzrostu łodzianin jest w stanie złamać każdego rywala.

Półtora roku temu nie było go stać na lot do Australii, a w czerwcu 2011 roku groziło mu, że będzie musiał zrezygnować z usług fińskiego trenera Kima Tillikainena, który - nie ma wątpliwości - potrafił ukształtować Jerzyka i doprowadzić do eksplozji jego talentu.

"Nasz największy tenisowy talent, Jerzy Janowicz, niebawem zostanie bez trenera, bo rodziców zawodnika nie stać na zapewnienie szkoleniowcowi wynagrodzenia. Gdyby tenisowy świat wiedział, w jaki chałupniczy sposób na światowy szczyt wdrapuje się 21-letni łodzianin, szybko zostałby adoptowany przez operatywnych Amerykanów bądź Niemców" - pisał wówczas "Dziennik Łódzki".

Miasto Łódź przez bardzo długi czas nie było w stanie dostrzec potencjału Janowicza, a pomoc dla niego była albo symboliczna, albo nie było jej wcale. Na szczęście Tillikainen nadal mógł pracować z Janowiczem, a efekty tego widoczne są dzisiaj. Nie świadczy to dobrze o polskich trenerach, skoro Janowicza do największych sukcesów poprowadził Fin, a Kubota - Czech.
Koszty szkolenia w tym sporcie są olbrzymie, a szanse, że kiedykolwiek się zwrócą - mizerne. Dość spojrzeć na zdjęcie, na którym Jerzyk stoi na drugim stopniu podium Ogólnopolskiej Ollimpiady Młodzieży. Na drugim, czyli był ktoś lepszy. A gdzie jest dzisiaj?

W Wimbledonie Janowicz zarobił na razie niewiele ponad dwa miliony złotych. Jesienią za drugie miejsce w Paryżu otrzymał niespełna milion. Kilkaset tysięcy można dorzucić do tych kwot z pozostałych sukcesów Janowicza. Inwestycja rodziców Jerzyka już więc oczywiście się zwróciła. Ilu było jednak takich, którzy nigdy nie doczekali się zwrotu?

Nie ma drugiego sportu, który wymagałby aż tak wielkich inwestycji w porównaniu z niewielką szansą na zarobek. Janowiczowi, choć długo niewiele na to wskazywało, się udało. Wiara rodziców w syna tym razem zaowocowała, ale przecież wielu wcześniej by się poddało. Fakt, że rodzice Jerzyka - Anna i Jerzy - byli w przeszłości sportowcami, mógł w tej sytuacji być decydujący. Bo oni doskonale wiedzieli, że poddawać się nie można.

Oczywiście, byłoby szaleństwem twierdzić, że nie było podstaw, by wierzyć w karierę Jerzyka. Dwa finały juniorskich Wielkich Szlemów - w Nowym Jorku w 2007 roku i rok później w Paryżu - czy dobre miejsca w mniej ważnych turniejach dawały nadzieję, że kiedyś wreszcie Janowicz wypali. Ale tego, co dzisiaj dzieje się wokół niespełna 23-letniego łodzianina, nie mogli spodziewać się nawet zakochani bezgranicznie we własnym synu rodzice. Janowicz jest dziś symbolem wszystkiego co najlepsze, a o takich jak on mówi się, że każda matka marzy o takim zięciu. Młody, zdolny, przystojny, inteligentny i bogaty.

Janowicz ma jeszcze jedną niebywałą zaletę - wciąż jeszcze, mimo niewątpliwych sukcesów na kortach, jest sympatycznym facetem, z którym miło się rozmawia. A to niestety nie jest norma, bo przykłady sportowców, którzy wraz z sukcesami stawali się gburami, nie brakuje.

Janowicz chętnie bierze udział w akcjach charytatywnych, a już po sukcesie w turnieju w Paryżu choćby grał w siatkówkę w drużynie PGE Skry Bełchatów w specjalnym meczu na rzecz UNICEF. I raczej można być pewnym, że nawet gdyby wygrał Wimbledon - dla niektórych jest już faworytem tego turnieju - to się nie zmieni. Wygląda na to, że przez wszystkie lata niepowodzeń nauczył się pokory, która w sporcie, zwłaszcza na najwyższym poziomie, jest niezbędna.

Jerzyk nie chowa się przed mediami, co powinno zagwarantować mu spokój nawet wtedy, gdy przyjdzie - a przyjdzie na pewno - kryzys. Oczywiście na pewno dotkną go "problemy życia celebryty", co zresztą już miało miejsce, bo jakiś czas temu jedna z bulwarowych gazet zamieściła zdjęcia, świadczące o zbyt szybkiej jeździe samochodem po mieście.

Szał jednak zacznie się dopiero po Wimbledonie. Bo przez ostatnie miesiące Janowicz był "zaledwie" czołowym tenisistą świata. A dzisiaj jest najbardziej znanym polskim sportowcem. Jego związek z tenisistką Martą Domachowską będzie doskonałym tematem dla brukowców. Już dzisiaj na hasło "Jerzy Janowicz" najbardziej popularna wyszukiwarka internetowa Google.com wyświetla ponad siedem milionów stron. Dla porównania - hasło "Donald Tusk" generuje niespełna sześć milionów wyników, a "Bronisław Komorowski", który na poniedziałek zaprosił Janowicza do Belwederu, ma zaledwie 1,8 miliona...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Janowicz podbił Polskę jak Małysz - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki