Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Baranowski, były prezes Westy, chce 20 mln zł od Skarbu Państwa

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Były senator Janusz Baranowski już nie prowadzi działalności biznesowej, a jedynie ma stałe zajęcia ze studentami na uczelni
Były senator Janusz Baranowski już nie prowadzi działalności biznesowej, a jedynie ma stałe zajęcia ze studentami na uczelni Grzegorz Gałasiński
Sąd umorzył ciągnący się od ponad 20 lat proces byłego senatora Janusza Baranowskiego. Decyzja sądu sprawiła, że były prezes Westy domaga się ponad 20 mln zł od Skarbu Państwa

Janusz Baranowski to nie tylko znany kiedyś polityk i biznesmen - prezes Zakładu Ubezpieczeniowego Westa, pierwszej prywatnej firmy ubezpieczeniowej w Polsce. W latach 90. Baranowski był jednym z najbogatszych Polaków. Ostatnio wycofał się z biznesu, bowiem - jak przyznaje - ma już 73 lata i taki wiek już mu nie pozwala na prężną działalność gospodarczą.

To właśnie on był bohaterem procesu - tasiemca, który ciągnął się od 1994 roku w łódzkim Sądzie Okręgowym i de facto nigdy nie został zakończony, ponieważ były senator był schorowany i - jak zgodnie orzekali biegli - nie mógł brać udziału w procesie, który co rusz był zawieszany lub odraczany.

Przełom nastąpił niedawno, bowiem - jak podkreśla Janusz Baranowski - czyny, które mu zarzucono, właśnie przedawniły się i Sąd Okręgowy w Łodzi umorzył postępowanie w jego sprawie.

CZYTAJ TEŻ: Janusz Baranowski - Chory w sądzie, zdrowy w biznesie

W tej sytuacji były senator wystąpił do tego samego sądu o przyznanie mu ponad 20 mln zł (dokładnej kwoty nie podaje) tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia. Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.

- Domagam się odszkodowania za poniesione szkody i zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Chodzi m.in. o areszt śledczy, w którym spędziłem ponad trzy lata, a w którym moje zdrowie zostało zrujnowane. Gdy wreszcie wyszedłem z zakładu karnego, zastosowano wobec mnie tzw. środki zapobiegawcze w postaci odebrania paszportu i zakazu wyjazdu za granicę. Do tego doszły poważne straty ekonomiczne - zaznacza Janusz Baranowski.

W tym ostatnim przypadku chodzi m.in. o gospodarstwo rolne o powierzchni 40 hektarów w Domaniewicach (powiat łowicki), które - jak podkreśla były szef Westy - zostało rozszabrowane w czasie, kiedy on przebywał za kratami.

- Teraz nie mam już siły ani możliwości, żeby odbudować zrujnowane gospodarstwo. A zostało zniszczone dlatego, że - jak mówi popularne przysłowie - gdy nie ma kota, to myszy harcują - przyznaje Janusz Baranowski.

Jego kłopoty zaczęły się w 1993 roku, kiedy po upadku Westy został oskarżony m.in. o działalność na szkodę firmy i wyłudzenie z jej kasy 3 mln zł. Efekt był taki, że pozbawiony immunitetu Janusz Baranowski trafił do aresztu.

Wkrótce zaczęły się jego problemy zdrowotne. Doszło przy tym do sporu, bowiem szefowie zakładu karnego utrzymywali, że były senator celowo używa w dużych ilościach soli i kawy, aby w ten sposób wzbudzić w swoim organizmie nadciśnienie i szybko opuść celę więzienną.

- Owe zarzuty o soli i kawie nie potwierdziły się i sąd oddalił zarzuty szefów zakładu karnego - zaznacza były senator.

Z dawnej aktywności zawodowej zostało dziś jedynie to, że Baranowski prowadzi zajęcia ze studentami w jednej z lokalnych uczelni - Wyższej Szkole Zawodowej.

CZYTAJ TEŻ:

Chemik, prezes, senator
Janusz Baranowski z wykształcenia jest chemikiem.

Ukończył Wydział Chemiczny Politechniki Łódzkiej, a potem na tej uczelni obronił doktorat. Najpierw pracował jako nauczyciel, a potem uruchomił zakład rzemieślniczy. Przełomem w jego życiu okazało się założenie Zakładu Ubezpieczeń Westa w 1988 r. Oczywiście został prezesem tej firmy, która stała się największym prywatnym ubezpieczycielem w Polsce. Został też senatorem niezależnym z woj. łódzkiego. Po upadku Westy zaczęły się sądowe kłopoty Baranowskiego, który nigdy nie przyznał się do zarzutów prokuratury, zaś w połowie lat 90. przeszedł nawet do kontrataku. Otóż do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu skierował skargę na państwo polskie i po ciągnącym się kilka lat procesie uzyskał 30 tys. zł zadośćuczynienia.

- Chodziło o to, że sąd w Łodzi był opieszały i nie rozpatrywał w terminie moich wniosków. Obradował w składzie jednoo-sobowym, a nie trzyosobowym. Ponadto gdy przebywałem w areszcie, sąd w pewnym momencie przestał orzekać o przedłużeniu mi aresztu o kolejne trzy miesiące - wyjaśnia Baranowski.

WP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki