Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Waluś może niebawem wyjdzie na wolność. "To następca żołnierzy wyklętych"

Dorota Kowalska
Janusz Waluś w 1997 r.
Janusz Waluś w 1997 r. Cobus Bodenstein
Istnieje szansa, że Janusz Waluś, zabójca Chrisa Haniego, wyjdzie na wolność. Jego uwolnienia od lat domagali się nacjonaliści, dla nich Waluś jest bohaterem, który walczył z komunizmem.

Historia Janusza Walusia to gotowy scenariusz na trzymający w napięciu thriller. Znajdzie się w nim wszystko: wielka polityka, głośne zabójstwo, które niemal doprowadziło do wojny domowej, wreszcie więzienie. A przyszłość może dopisać kolejne rozdziały tej książki, bo jej główny bohater ma spore szanse stać się guru nacjonalistów na całym świecie. Dla tych polskich właściwie już nim jest. Historia wydaje się tym ciekawsza, że Waluś, który 10 kwietnia 1993 r. zastrzelił w Johannesburgu jednego z najbardziej wpływowych przywódców czarnej większości Chrisa Haniego, może wyjść na wolność. Sąd zgodził się na jego warunkowe zwolnienie.

- Waluś od kilku lat walczył o wolność. Wreszcie doczekał upragnionej chwili - powiedział Agencji Informacyjnej Polska Press Michał Zichlarz, autor książki „Zabić Haniego” i szef portalu Afrykagola.pl. - Nie wiadomo, jakie będą warunki zwolnienia warunkowego. Trudno powiedzieć, czy będzie mógł wrócić do Polski - dodał Zichlarz.

CZYTAJ TAKŻE: Politycy decydowali, kiedy ma umrzeć Nelson Mandela? Zaskakujące ustalenia dziennikarza

Na pewno bardzo by sobie tego życzyli polscy nacjonaliści, którzy chwalą się na swoich stronach internetowych, że przybliżyli kolegom w Europie postać „polskiego bohatera”. Pikiety, których uczestnicy domagali się uwolnienia Walusia, odbyły się pod ambasadami RPA w Warszawie i Londynie. - Janusz Waluś, nawet gdyby wrócił do Polski, przywódcą nacjonalistów nie zostanie, przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, nie ma chyba takich aspiracji, po drugie - pewnie chciałby teraz po prostu zająć się życiem prywatnym, po trzecie, bardzo długo nie było go w kraju, a w nim realia się zmieniły - tłumaczy Artur Zawisza, wiceprezes Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego. - Natomiast niewątpliwie darzony jest szacunkiem przez wiele środowisk prawicowych jako ten, który walczył z komunizmem - dodaje Artur Zawisza.

- Kim jest dla pana Janusz Waluś? - dopytuję.

- Następcą żołnierzy wyklętych. Człowiekiem, który nie na rozkaz państwa, ale w poczuciu obowiązku walczył z międzynarodowym komunizmem - odpowiada Artur Zawisza.

Dla środowisk nacjonalistycznych Waluś jest kimś wartym naśladowania. „Janusz Waluś, polski bohater, który zlikwidował lidera południowoafrykańskich komunistów i sowieckiego agenta Chrisa Haniego, ma wyjść na wolność” - czytamy na Nacjonalista.pl. Peanom na cześć Walusia nie ma końca, za to jego ofiara stawiana jest na równi z terrorystami. Tak, Waluś to dla nacjonalistów prawdziwy bohater, który dla sprawy, dla idei poświęcił wiele lat swojego życia.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Jagielski: Kapuściński prowadził narrację "od dołu". To go różniło od reporterów z Zachodu

A sprawa zabójstwa Chrisa Haniego wciąż budzi w RPA spore emocje. Limpho Hani, wdowa po zastrzelonym szefie Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), skrytykowała wyrok sądu. Stwierdziła, że to smutny dzień w historii jej kraju. Także rządzący od 1994 r. ANC z oburzeniem zareagował na wyrok nakazujący warunkowe zwolnienie Walusia. - Taki wyrok, wydany w przeddzień kolejnej rocznicy śmierci Haniego, jest wyjątkowo ubliżający wszystkim, którzy czczą jego pamięć - oświadczył rzecznik ANC Zizi Kodwa. Dodał, że jeśli Waluś rzeczywiście wyjdzie na wolność, to ANC będzie domagać się jego natychmiastowej deportacji do kraju, z którego przybył do RPA, czyli do Polski.

Może dlatego rzecznik ministerstwa sprawiedliwości RPA Mthunzi Mhaga zastrzegł, że wyrok sądu nie jest równoznaczny z wypuszczeniem Polaka na wolność.

- Wciąż zastanawiamy się, czy nie złożyć apelacji od tego orzeczenia - stwierdził Mhaga.
Trudno więc nie przyznać racji adwokatowi Walusia. Roelof du Plessis ocenił, że „potrzebne jest przebaczenie ze strony rodziny Haniego, Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej i wszystkich obywateli w kraju”. Pytanie, czy zainteresowani są w stanie przebaczyć, bo w przeciwieństwie do nacjonalistów dla czarnoskórych mieszkańców Republiki Południowej Afryki Waluś jest zwyczajnym mordercą, który z zimną krwią zabił niewinnego człowieka tylko dlatego, że ten miał inne poglądy niż on.

Bohater nacjonalistów urodził się w 1953 r. w Zakopanem. Co ciekawe, w młodości pasjonował się sportami samochodowymi i je czynnie uprawiał, zdobył nawet tytuł mistrza Polski w kategorii Fiat 127. Po fali strajków na wybrzeżu w 1980 r. działał w Solidarności w Radomiu, gdzie mieszkał wraz z rodziną. Ale w 1981 r., tuż przed stanem wojennym, zostawił w Polsce żonę oraz trzyletnią córkę i wyemigrował z Polski. Wyjechał do Republiki Południowej Afryki, byli tam już jego ojciec i starszy brat, którzy do RPA ruszyli w połowie lat 70. Razem, podobnie jak wcześniej w Polsce, prowadzili niewielką hutę szkła. Ale kiedy po kilku latach ich rodzinny interes zbankrutował, Janusz Waluś usiadł za kierownicą ciężarówki.

CZYTAJ TAKŻE: Politycy decydowali, kiedy ma umrzeć Nelson Mandela? Zaskakujące ustalenia dziennikarza

W latach 80., gdy władzę w RPA sprawowała wciąż Partia Narodowa i obowiązywał system apartheidu, Janusz Waluś angażował się stopniowo w działalność polityczną. W 1987 r. przyjął drugie, południowoafrykańskie obywatelstwo. Sympatyzował z prawicowymi, nacjonalistycznymi i rasistowskimi ruchami afrykanerskimi, by w końcu wstąpić do Partii Narodowej. Związał się też z neonazistowskim Afrykanerskim Ruchem Oporu.

To był czas, kiedy w Republice Południowej Afryki działa się historia. 2 lutego 1990 r. prezydent Frederik de Klerk wygłosił przemówienie, nazwane później „przemówieniem o przełomie”, które zapoczątkowało kurs łagodzenia i ostatecznie likwidacji apartheidu w RPA. 11 lutego Frederik de Klerk zadecydował o uwolnieniu Nelsona Mandeli.

Wojciech Jagielski w książce „Trębacz z Tembisy. Droga do Mandeli” tak pisze o tym dniu: „Przed bramą więzienia wyrosło namiotowe miasteczko. Dziennikarze przez wiele dni koczowali pod gołym niebem, spali w samochodach. Na zmianę, żeby niczego nie przeoczyć i być w pogotowiu, gdy nadejdzie wielka chwila. Wszyscy mówili o Mandeli, wszyscy o nim słyszeli, ale tak naprawdę nikt nie wiedział, jaki naprawdę jest ani jak wygląda. Trzydzieści lat niewoli i odosobnienia sprawiło, że dla ludzi z drugiej strony więziennego muru zatracił rzeczywiste, ludzkie cechy i przemienił się w mityczną, niemal baśniową postać, która w jednych budziła strach, w drugich zaś podziw i nadzieję na cudowną odmianę losu. Im dłużej przebywał w więzieniu, nieznany i tajemniczy, z dala od ludzkich oczu, tym bardziej przeistaczał się w obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami, szlachetnego i niezłomnego bojownika. Aż wreszcie nadeszło to letnie popołudnie, gdy otwarła się brama więzienna i wyszedł przez nią Mandela. Wyglądał na nieco oszołomionego, zagubionego, ale pozdrawiał wiwatujące tłumy wzniesioną w górę pięścią na znak walki i zwycięstwa”.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Jagielski: Kapuściński prowadził narrację "od dołu". To go różniło od reporterów z Zachodu

W tym samym czasie rząd zalegalizował także działalność Afrykańskiego Kongresu Narodowego, Kongresu Panafrykańskiego i Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, której przywódcą był Chris Hani, uchodzący za następcę Mandeli.

Zmiany zachodzące w kraju nie były w smak skrajnej prawicy, w której szeregach był Janusz Waluś. Ta była zdecydowanie przeciwna postępującym przemianom politycznym i obawiała się skutków rosnącego poparcia dla komunistów. Waluś w Afrykanerskim Ruchu Oporu i Partii Narodowej poznał Clive’a Derby-Lewisa, znanego, rozpoznawalnego działacza Partii Narodowej, członka południowoafrykańskiego parlamentu. Obaj uważali rozmowy czarnych z białymi za niedopuszczalne, a kiedy okazało się, że dojdzie do podziału władzy, to właśnie Derby-Lewis miał namówić Walusia do zabicia Haniego i użyczyć mu broni.
„Na wjeździe do garażu zauważyłem toyotę corollę, której numery wcześniej miałem zanotowane, i pomyślałem, że to może być samochód Haniego. Już chciałem stamtąd odjeżdżać, kiedy spostrzegłem wychodzącego z domu człowieka podobnego do Haniego i wsiadającego do samochodu. Wtedy zawróciłem i podążyłem za toyotą, która zatrzymała się przed centrum handlowym Dawn Park. Również się zatrzymałem i z niedalekiej odległości obserwowałem wychodzącego z samochodu mężczyznę. Wtedy rozpoznałem, że jest to Chris Hani. Wszedł do supermarketu i po kilku minutach wyszedł z gazetą. Wtedy zdecydowałem, że będzie to najlepszy moment do wykonania mojego zadania, a więcej taka okazja może się już nie powtórzyć” - zeznawał potem prokuratorom Waluś. I dalej: „Zdecydowałem, że nie zrobię tego w centrum handlowym Dawn Park, ponieważ parking był pełen i było tam wielu ludzi. Kiedy byłem pewny, że jedzie w kierunku swojego domu, wybrałem inną trasę. Dojechałem tam, a zaraz potem pojawił się Hani. Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: »Mister Hani«. Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał, strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię, oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe” - tak mówił w sierpniu 1997 r. przesłuchującej go adwokat Louise van der Walt. Jak to się stało, że Chris Hani był sam, niemal bezbronny?

CZYTAJ TAKŻE: Politycy decydowali, kiedy ma umrzeć Nelson Mandela? Zaskakujące ustalenia dziennikarza

Wojciech Jagielski tak opisywał ten moment w swoim reportażu „Zbrodnia i przebaczenie”: „Dzień wcześniej zwolnił na święta swoich ochroniarzy. Żona Limpho pojechała z córkami odwiedzić rodzinę w Lesotho. W domu została z nim tylko najmłodsza z dziewcząt, Kwezi. Hani planował przyjemny, świąteczny weekend. Chciał poczytać gazety, w niedzielę wybierał się na mecz między drużynami Południowej Afryki i Mauritiusa. Po przebieżce, jeszcze w dresie, zabrał córkę samochodem na zakupy do pobliskiego sklepu. Już w drodze powrotnej córka zwróciła uwagę na jadącego za nimi czerwonego forda. Hamując przed bramą garażu na podjeździe przed swoim domem, Hani nie zauważył zatrzymującego się zaraz za jego toyotą samochodu. Kwezi pobiegła do domu, a on zmierzał właśnie do garażowych drzwi, gdy usłyszał, jak ktoś woła go po imieniu”.

Waluś strzelał z pistoletu bez tłumika, była sobota, więc sąsiedzi szybko wybiegli z domów. Pół godziny później Waluś był w rękach policji. Po zabójstwie policja przeszukała jego dom. Szybko trafiła też na trop Derby-Lewisa, właśnie u niego śledczy znaleźli listę, na której zapisano dziewięć nazwisk. Hani był dopiero trzeci, pierwsze na liście widniało nazwisko Nelsona Mandeli. To była prawdopodobnie lista tych, którzy mieli zginąć z rąk Walusia albo innego zagorzałego nacjonalisty z Partii Narodowej.

Zamach na Chrisa Haniego nie był bezcelowy. W zamyśle prawicowców miał doprowadzić do wojny domowej, zerwania rozmów między rządem a przedstawicielami czarnoskórych mieszkańców RPA, ale paradoksalnie przyniósł zupełnie odwrotny skutek. „Biała władza” trzymała sytuację w ryzach, Mandeli i jego towarzyszom też udało się powstrzymać swoich zwolenników przed odwetem. Kryzys polityczny, jaki wywołał Janusz Waluś, zabijając Haniego, przyśpieszył ustalenie terminu wyborów. Wygrał je ANC i tak Nelson Mandela został pierwszym czarnoskórym prezydentem kraju.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Jagielski: Kapuściński prowadził narrację "od dołu". To go różniło od reporterów z Zachodu

Za zabójstwo Janusz Waluś został skazany na śmierć, razem z byłym deputowanym partii konserwatywnej Clive’em Derby-Lewisem. Ale karę śmierci w RPA zniesiono, a wyrok zamieniono Walusiowi na dożywotnie więzienie. W 1997 r. Janusz Waluś stanął przed Komisją Prawdy i Pojednania stworzoną w celu rozliczenia zbrodni apartheidu, jednak wyrok nie został uchylony.

Oczywiście sprawa zabójstwa Haniego, mimo że winni zostali skazani, żyła swoim własnym życiem. Pojawiały się kolejne przypuszczenia, teorie spiskowe, które zawsze towarzyszą spektakularnym zamachom na osoby publiczne.
„Były procesy, były zeznania, ale wielu członków rządzącego od prawie dwudziestu lat krajem Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), nie mówiąc już o członkach i sympatykach Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, która jest częścią rządzącego Kongresu, uważa, że Waluś i zleceniodawca zamachu Clive Derby-Lewis, który z polskim emigrantem odsiaduje w Pretorii wyrok dożywocia, nie powiedzieli całej prawdy. Starano się udowodnić, że za całą sprawą stały wierne białemu reżimowi południowoafrykańskie służby. W raporcie Komisji Prawdy i Pojednania jest mowa o »trzeciej« albo »ukrytej sile«, która miała stać za dramatycznymi wydarzeniami w kraju na początku lat 90. Ostatecznie jednak Komisja stwierdziła, że »nie mogła znaleźć dowodu na to, że dwaj mordercy skazani za zabicie Haniego przyjmowali rozkazy od jakichś służb czy organizacji«. Z drugiej strony, jest wiele niedopowiedzeń dotyczących zamachu. Swój raport sporządziły też służby wywiadowcze Afrykańskiego Kongresu Narodowego. Stwierdziły, że w całą sprawę oprócz Walusia był też zaangażowany drugi zabójca lub nawet grupa zabójców. Do tego dochodzą informacje oficera »białego« wywiadu CCB Eugene’a Rileya, który już na kilka tygodni przed zamachem informował swoich przełożonych o możliwym ataku na Haniego, a nawet o tym, że zamachu dokona polski emigrant. Riley niecały rok później popełnił tajemnicze samobójstwo. Natomiast dziennikarzom węszącym wokół całej sprawy grożono” - mówił w jednym z wywiadów Michał Zichlarz. Chociaż sam Waluś w rozmowie z Zichlarzem wyśmiewa wszelkie teorie spiskowe, twierdzi, że był samotnym zabójcą i zrobił to, co trzeba było zrobić. W każdym razie to, co uważał za słuszne i konieczne.

CZYTAJ TAKŻE: Politycy decydowali, kiedy ma umrzeć Nelson Mandela? Zaskakujące ustalenia dziennikarza

Mimo upływu czasu Waluś nadal budzi w RPA spore emocje. Dla wielu czarnoskórych mieszkańców kraju jest mordercą przywódcy, który dziś, kiedy RPA boryka się z wieloma problemami, mógłby wyciągnąć kraj z tarapatów. Dla części białych, zwłaszcza konserwatystów, pozostał bohaterem, który uratował ich kraj przed komunizmem i losem podobnym do tego, jaki zgotował Robert Mugabe sąsiedniemu Zimbabwe. Ale śmierć Haniego bardziej zespoliła, niż podzieliła społeczeństwo Republiki Południowej Afryki. Spory w tym udział samego Nelsona Mandeli. Kilka dni po morderstwie Mandela przypomniał w przemówieniu telewizyjnym, że chociaż zabójcą był człowiek o białym kolorze skóry, to sprawca został odnaleziony dzięki pomocy białej kobiety, Afrykanerki.

Cokolwiek by mówić, Waluś w RPA jest jednym z najbardziej znanych Polaków.

„Kiedy drugi raz byłem w RPA, a było to w 2002 r., i wspinałem się na szczyt Góry Stołowej w Kapsztadzie, dwóch spotkanych przewodników górskich na pytanie, skąd jestem, odkrzyknęło tylko: »Lech Walesa i Janusz Waluś«. To samo mówił mi były konsul czy radca ambasady RPA w Polsce Willie van der Westhuizen. Twierdził, że jeśli by zapytać mieszkańców jego kraju o znanych Polaków, to na pierwszym miejscu będzie Wałęsa, a na drugim Waluś. Nie przesadzałbym jednak z wielką popularnością Walusia poza Afryką Południową” - mówił w jednym z wywiadów Michał Zichlarz, autor książki o polskim zamachowcu.

Rozmawiał z Walusiem w więzieniu w RPA. Jakie zrobił na nim wrażenie?

„Janusz Waluś jest niezwykle inteligentną osobą. Jest też postacią bardzo wyrazistą o ugruntowanych poglądach, których od lat 80. nie zmienił. Spotkałem się z nim w więzieniu i jest mi go po prostu, tak po ludzku żal (…) Widzę, jaki Waluś miał potencjał, jak już wspomniałem, jest bardzo inteligentny. W ogóle cała rodzina Walusiów jest zaradna i przedsiębiorcza. Jego brat to dziś biznesmen, właściciel świetnie prosperującej firmy w RPA, odniósł wielki sukces. Życie pana Janusza mogło potoczyć się zupełnie inaczej” - opowiadał w wywiadach Zichlarz.

Polska skrajna prawica czeka na Walusia. Na Podhalu, skąd pochodzi zabójca Haniego, Obóz Narodowo-Radykalny trzyma się mocno. „Piszemy do Pana jako Polaka, górala i Zakopiańczyka ( ). Pragniemy, aby Pan wiedział, że gdzieś tam w Polsce, w samym sercu Skalnego Podhala, w Zakopanem są ludzie, którzy pamiętają o tragicznym losie polskiego emigranta i w pełni rozumieją, jakimi pobudkami kierował się (...). Z okazji Świąt Wielkiej Nocy pragniemy w imieniu całego góralskiego środowiska, jakie reprezentuje Stowarzyszenie Obóz Narodowo-Radykalny Podhale, złożyć Panu najserdeczniejsze życzenia. Niech Chrystus Zmartwychwstały napełni Pańskie serce, Panie Januszu, łaską, radością i nadzieją. (...) W erze ideowego szaleństwa proszę pamiętać o właściwym znaczeniu tych Świąt i czerpać z nich siłę do dalszej walki w obronie słusznych Wartości (...)” - tak podhalański oddział ONR pisał do Walusia w liście wysłanym mu wraz ze świąteczną paczką w 2012 r.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Jagielski: Kapuściński prowadził narrację "od dołu". To go różniło od reporterów z Zachodu

Członkowie ONR pisali: „w pełni rozumiemy, jakimi pobudkami się kierował, chcąc uchronić swoją nową Ojczyznę od widma komunizmu. Rozumiemy, gdyż Polska przez niemal 45 lat realnie uświadczyła dobrodziejstw reżimu komunistycznego, który trzymał w jarzmie i mordował moralnie i fizycznie NARÓD POLSKI”.

Nacjonaliści wzywali polskich polityków, aby ci podjęli starania o przedterminowe zwolnienie Walusia. „Do tej pory żaden z polskich rządów, nawet tych odwołujących się tak często do antykomunistycznych tradycji, nie wystąpił na drogę dyplomatyczną, by doprowadzić do uwolnienia Walusia” - można było przeczytać na stronie internetowej ONR.

Teraz ich bohater może wyjść na wolność. Mało prawdopodobne, aby Waluś miał ochotę wracać do Polski, ale gdyby musiał, ma tu rzeszę sympatyków, dla których jest bohaterem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Janusz Waluś może niebawem wyjdzie na wolność. "To następca żołnierzy wyklętych" - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki