Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Zemke: Zapad to ćwiczenia ofensywne, ale Rosja nas nie zaatakuje

Marcin Darda
Marcin Darda
Z Januszem Zemke, eurodeputowanym SLD, a w latach 2001-2005 wiceministrem obrony narodowej, rozmawia Marcin Darda

Rosja rozpoczęła na Białorusi manewry Zapad – największe od czasu upadku ZSRR. To ćwiczenia ofensywne. Pytanie może dramatyczne, ale czy nam coś grozi ze strony Rosji?

Janusz Zemke: Zapad to ćwiczenia ofensywne, ale Rosja nas nie zaatakuje
ANDRZEJ MUSZYNSKI/POLSKAPRESSE

Owszem, te manewry mają założenia ofensywne. Rosjanie rzeczywiście wykorzystują w nich wszystkie rodzaje swoich sił zbrojnych. Nie chodzi zatem tylko o wojska lądowe, ale aktywne włączenie marynarki i jednostek specjalnych. Są to duże manewry, jednak nie jedyne, jakie Rosjanie w ostatnich latach przeprowadzili. Analizuję na bieżąco to, co się zmienia w rosyjskiej armii i ona w ostatnich latach bardzo podniosła swój poziom działania. Ma coraz więcej nowoczesnego uzbrojenia, a kładziony jest w niej silny nacisk na zdolność do manewru i przerzutu. Na te ćwiczenia kierują jednostki z dość odległych rejonów. Nam jednak w związku z tymi manewrami nic nie grozi. Nie wyobrażam sobie, by były przygotowaniem do ofensywy na któreś z państw NATO. Powodów jest kilka. Podstawowy to taki, że Rosjanie musieliby się liczyć z odpowiedzią całego NATO, a w tym czasie sojusz prowadzi swoje manewry na Litwie i Łotwie, a duże ćwiczenia odbywają się też w państwach nie należących do NATO, jak Szwecja i Finlandia. Zatem jakakolwiek próba ze strony Rosji spowodowałaby natychmiastową reakcję NATO, a sojusz na wschodniej flance ma duży potencjał. Kolejny powód jest taki, że Rosja jest obecnie uwikłana w kilka bardzo poważnych konfliktów – przede wszystkim angażuje ją mocno to, co dzieje się na Ukrainie, bo tam przecież wspierają separatystów. Gdyby Rosjanie chcieli zaangażować się teraz w działania w kierunku zachodnim, utraciliby potencjał na Ukrainie. Wtedy ukraińska armia, która jest coraz lepsza, natychmiast przeprowadziłaby szturm na Donbas. Trzecia sprawa to fakt, że Rosjanie coraz bardziej żyją piłkarskim mundialem, który ma się u nich odbyć w 2018 r. To jest wielkie wydarzenie, także dla nich. Nie sądzę zatem, żeby chcieli sobie komplikować relacje z państwami zachodnimi, bo retorsje mogłyby zakończyć się bojkotem, a oni sobie na to pozwolić nie mogą.

A po mundialu? Przecież atak na państwa bałtyckie wciąż jest obecny w grach wojennych analityków sztabów w Rosji i NATO. A prezydent Rosji otacza się ludźmi, którzy chcą powrotu dawnych republik do Rosji, czego Zachód nie pojmuje. Poza tym, krytycy NATO coraz głośniej mówią, że poparcie przez przez wszystkie państwa art. 5 byłoby problematyczne...

Mimo to podtrzymuję swoją tezę. Z punktu widzenia Rosji nie widzę żadnych argumentów, żeby decydować się na agresję wobec państw NATO. Rosja ma oczywiście swoje cele, jak odbudowa wpływów i osłabianie NATO, ale te wpływy mogą być osiągane metodami nie tylko czysto wojskowymi. Są realizowane przez propagandę i cyberataki i tym Rosja uderza w Zachód.

Czy manewry NATO pod kryptonimem Dragon to wystarczająca odpowiedź na Zapad?

Moim zdaniem – tak. Ćwiczyć będzie 17 tys. żołnierzy, a ich trzon stanowić mają ci z 12. Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina. Oceniam bardzo pozytywnie fakt, że polscy żołnierze coraz więcej ćwiczą, a nie tylko symulują na mapach, co ma charakter sztabowy, jak to było jeszcze niedawno. Od trzech lat tych realnych ćwiczeń w polu jest znacznie więcej. Nowym zjawiskiem jest to, że te manewry na polskim terytorium odbywają się z udziałem żołnierzy sił natowskich, tak jak w przypadku manewrów Dragon. Jeśli jesteśmy członkami NATO, to powinniśmy starać się funkcjonować w strukturach międzynarodowych jak najczęściej: wspólne dowództwa, wspólne procedury, łączność i zachowanie tajności. Pacyfiści powiedzieliby: „Na jakiego diabła wydawać na to tyle pieniędzy”. Ale ja pacyfistą nie jestem, uważam, że wojsko mieć musimy i aby było skuteczne musi ćwiczyć.

A jak na tym tle wygląda polska armia? Odchodzą wysocy oficerowie, są problemy z zamówieniami, weźmy choćby śmigłowce dla wojska...

To jest tak: są elementy, które oceniam pozytywnie jak właśnie ćwiczenia, ale są zjawiska bardzo niepokojące. Zgadzam się z tezą, że nie służą dobrze wojsku liczne i gwałtowne zmiany jeśli chodzi o kadrę dowódczą, a co za tym idzie także awanse na skróty. Do stanowisk dowódczych trzeba mieć nie tylko kwalifikacje „na papierze”, ale trzeba przejść właściwą drogę, ponieważ ona stanowi o jakości dowództwa. Tak samo krytycznie oceniam chaos, który zawładnął techniczną modernizacją wojska. Mamy do czynienia z nieustającymi szumnymi zapowiedziami, ale nie ma faktów. I przykład śmigłowców jest klasyczny: najpierw z niejasnych przyczyn unieważniono przetarg na dostawę caracali i nikt do końca nie powiedział, dlaczego tak się stało. Szybko zapowiedziano zakup Black Hawków – mija rok i też ich nie ma. Chwilę potem pojawiła się teza, że te śmigłowce tak ważne nie są, że ważniejsze są okręty podwodne czy inne rzeczy. Potem że nie są ważne śmigłowce wielozadaniowe, tylko szturmowe w pierwszym rzędzie... Prawda jest taka, że rządzący mają co tydzień inny pomysł, brak im konsekwencji, nie mówiąc nawet o realizacji. Te śmigłowce, które są na wyposażeniu polskiej armii są w coraz gorszym stanie, a nowych nie ma. A przypomnę, że rząd rządzi już dwa lata i nie ma już możliwości zrzucania winy na poprzedników.

Kolejny aspekt to niegasnący konflikt prezydenta Andrzeja Dudy z ministrem obrony Antonim Macierewiczem...

Z punktu widzenia wojska to jest konflikt dramatycznie niszczycielski. W polskim modelu wojsko ma dwóch szefów, czyli ministra obrony i prezydenta, zwierzchnika Sił Zbrojnych, co mamy wpisane w konstytucję. Prezydent swoje zwierzchnictwo sprawuje nie za pośrednictwem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a za pośrednictwem szefa MON. A my w Polsce mamy konflikt między nimi na całego, co rodzi szereg skutków. Zaczyna się od tego, że nie mamy przyjętej aktualnej strategii bezpieczeństwa Polski. Przygotowano jakąś koncepcję w MON, ale prezydent jej nie zaakceptował, a jego przedstawiciele nie brali udziału w jej tworzeniu. Taka strategia to jest kluczowa rzecz, bo to z niej ma wynikać struktura wojska i definiowanie dla niego zadań. Mamy zatem konflikt na tym poziomie, także konflikt o najważniejszych wojskowych, bo wielu z nich pełni funkcje, tylko nie ma ku temu właściwych stopni wojskowych. Mamy na przykład dowódców brygad, którzy są podpułkownikami, a powinni nimi być oficerowie w stopniu generała brygady. Prezydent ich po prostu nie mianował na wniosek ministra. Są dwie instytucje, które mogą istnieć od zarania dziejów tylko dzięki konsekwentnemu zhierarchizowaniu: Kościół i właśnie wojsko. Musi być po prostu jednoosobowe dowództwo, bo inaczej one tracą sens. My zaczynamy w tym systemie mieć spory kłopot, prezydent kontestuje obecny model kierowania polskim wojskiem. Doszło do sytuacji, która przez 28 ostatnich lat się nie zdarzała. Były oczywiście dyskusje między prezydentem a ministrami, ale dziś te dwie instytucje prowadzą jawną wojnę. Dla wojska to są złe wieści.

PiS zapowiedziało ostatnio odtworzenie Wojskowej Akademii Medycznej, istniejącej w Łodzi do 2002 r. Zlikwidowano ją właśnie w czasie, gdy to Pan był wiceministrem obrony. Z perspektywy czasu to chyba nie była dobra decyzja...

Decyzja to proces, a likwidacja WAM przesądzona była wcześniej. Wtedy wojsko w Polsce się kurczyło, był kurs na armię stutysięczną. Dziś sytuacja się zmieniła, mówi się o długofalowych planach na 200 tys. żołnierzy. Wewnątrz wojska są dziś znacznie większe potrzeby na zabezpieczenie medyczne armii. Jak ja to widzę? Namawiałbym do dyskusji, czy jedna z akademii medycznych nie powinna zostać przekształcona w instytucję nastawioną na kształcenie na potrzeby wojska i pozostałych struktur siłowych. Mam na myśli także MSW, które ma własny system zdrowia i szpitale. Dziś samo MON spojrzenie na problem ma czysto resortowe, a ja bym wolał spojrzeć na to szerzej, państwowo. Jesteśmy państwem liczącym blisko 40 mln ludzi, które ma resortowe służby zdrowia. Trzeba pomyśleć jak to dobrze wykorzystać, ponieważ wydziału wojskowo-lekarskiego rozbudować się nie da. Wojskowe studia medyczne mają swą specyfikę. Nie jest proste zwiększenie liczby studentów; potrzebna jest baza, laboratoria, kliniki itd. Lekarze wojskowi muszą mieć wszystkie kwalifikacje lekarza cywilnego, ale dochodzi specyfika wojenna, kluczowa dla nich, jak leczenie stresu pourazowego, czy kwestie związane ze szpitalami polowymi i misjami zagranicznymi. Jesteśmy w NATO, zatem zawsze będziemy w jakiejś misji uczestniczyć, a jak jest misja, to na każdej musi być zabezpieczenie medyczne, bo żołnierze ryzykują zdrowie i życie każdego dnia. Systemy zabezpieczenia medycznego na misjach mają różne poziomy, są różne szpitale należące do różnych państw, co znaczy, że trzeba bardzo precyzyjnie ustalać zasady współdziałania z tymi państwami. Dla przykładu, najlepiej rozwinięty szpital wojskowy jest w Niemczech, ale należy do Amerykanów, bo jest w bazie Ramstein. Na misjach nasze zabezpieczenie medyczne radzi sobie tylko do pewnego etapu, potem jest zawsze transport do szpitala, zazwyczaj właśnie w bazie Ramstein.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki