Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarocin - festiwal legenda

Małgorzata Mijas
Dzisiejszy Jarocin nie ma już tamtej dzikości
Dzisiejszy Jarocin nie ma już tamtej dzikości Grzegorz Gałasiński
Dżem, T. Love, Armia, Izrael, Oddział Zamknięty, Dezerter, Acid Drinkers, Closterkeller, Hey, Moskwa - te legendarne zespoły łączy jedno. Każdy zaczynał swoją muzyczną przygodę podczas festiwalu w Jarocinie.

Jacek Bieleński - poeta, tekściarz, kompozytor, łodzianin - był w Jarocinie w 2009 roku. Zespół Tilt i Tomasz Lipiński obchodzili 30-lecie istnienia kapeli. Poprzednio Bieleński był tam w 1988 roku.

- To było wtedy jedyne miejsce wolności w Polsce. Naturalnie mieliśmy też poczucie, że "komuna" robi sobie wentyl bezpieczeństwa, żeby się ludziom wydawało, że jest normalnie, a normalnie wtedy nie było - wspomina Jacek Bieleński. - To właśnie wolność i muzyka przyciągały młodych do Jarocina.

Rytmy młodych

Pierwsza, jeszcze lokalna i bardzo skromna, edycja festiwalu miała miejsce w 1970 roku.

Przez pierwszych 10 lat festiwal nosił nazwę Wielkopolskich Rytmów Młodych, dopiero od 1980 roku ogłoszono, że w Jarocinie odbędzie się I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Młodej Generacji. W tym samym roku imprezą zainteresowały się media. Był to czas, kiedy cała Polska wiedziała, gdzie należy pojechać, żeby poczuć i usłyszeć prawdziwego rocka. Festiwal był przez długi czas jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych w tej części Europy. 15 lat później - pierwszy raz od ćwierćwiecza - festiwal nie odbył się. Reaktywowano go w 2005 roku.

Masa i mass media

Paweł "Guma" Gumola - kompozytor, wokalista, autor tekstów, gitarzysta i lider łódzkiej kapeli Moskwa - uważa, że magia Jarocina, szczególnie tego z lat 80., polegała na tym, że była to dla wielu ludzi możliwość odkrycia prawdziwej muzyki, szczególnie tej polskiej. W tamtym czasie festiwale rockowe były rzadkością.

- To było wielkie święto muzyki i możliwość spotkania ludzi, którzy prezentowali mentalność nakierowaną na muzykę, na specyficzny styl życia, inny od tego, który prezentowała tak zwana masa, sterowana przez mass media. Tam spotykali się ludzie, którzy kierowali się innymi wzorcami niż masa. Odnajdywali się w tamtych tekstach, potwierdzali tam swoje myślenie, budowali filozofię życia - mówi lider zespołu Moskwa.

Jarocin był wtedy jak inna planeta, a pobyt tam jak życie w innym wymiarze. Na tej planecie, na wielkiej scenie debiutowała Moskwa. Większość występujących tam zespołów dopiero zaczynała. Młodzi ludzie, niemający doświadczenia, stawali na wielkiej scenie przed ogromną publicznością.

- Wielkie przeżycie, spełnienie marzeń. Pokazanie się ze swoim repertuarem takiej liczbie osób... Jak się zostanie przyjętym, czy publiczność nas zaakceptuje? Niesamowite. Eksplozja muzyki. 10 w skali Beauforta - mówi Paweł Gumola.

Jego zespół dopiero później zaczął się przyzwyczajać do takich występów.

Bieleński i Gumola przyznają, że w Jarocinie mogło wydarzyć się wszystko.

- Zawiązywały się znajomości, przyjaźnie. Można było oberwać, odkrywało się inne myślenie. Pamiętam, jak chodziłem wśród kolorowo ubranych ludzi. Byli serdeczni, potrafili podzielić się bułkami i mlekiem. To była wspólnota - ocenia dziś lider Moskwy.

- Klimat Jarocina? Jeden ze znanych polskich fotografów zjechał cały świat, był w Czeczenii, Afryce, Jugosławii, Afganistanie. Jedyny łomot dostał właśnie w Jarocinie od... policji - wspomina Bieleński.

W ubiegłym roku łódzki zespół Moskwa wystąpił na dużej scenie festiwalu z okazji 29-lecia istnienia. Był to także moment refleksji członków kapeli, która zagrała pod koniec festiwalu jako jedna z jego gwiazd.
Nie ma już kurzu

- To było jak maszyna czasu, jak powrót do przeszłości. Ileś lat starsi zetknęliśmy się z Jarocinem, który teraz jest uładzony, z piękną trawiastą murawą. Już nie ma słynnego jarocińskiego kurzu - opowiada "Guma".

Tłumaczy, że dziś można rozłożyć na trawie koc i spokojnie posiedzieć. Trzydzieści lat temu kilka tysięcy ludzi, tańcząc pogo, wzniecało piaskową burzę.

- W ubiegłym roku może i byli tam ci sami ludzie, ale już niepodobni do siebie z tamtych lat. Było też dużo młodzieży, która jest teraz bardziej otwarta, mniej ortodoksyjna, a jednocześnie chłonna. Koncert był udany, ale to już nie są te jarocińskie emocje - przyznaje Gumola.

Młodzi ludzie sięgają po płyty Moskwy, mają po 18 lat, tak jak członkowie grupy, kiedy zaczynali. Podczas koncertu śpiewają razem z kapelą, znają wszystkie teksty, które dziś może już nie brzmią tak dobitnie, jak kiedyś, kiedy czyhała na nie cenzura, w czasach, kiedy zespół musiał grać jako MKWA.

Dariusz Adryańczyk, dyrektor Festiwalu Otwarta Wystawa w Łodzi, opowiada, że do 1989 roku Jarocin był magią, bo zebrani tam ludzie mieli wspólnego wroga. Później, w latach 90., zaczynał być coraz bardziej komercyjny. Przypomina dwa filmy o Jarocinie - "Moja krew, twoja krew" Andrzeja Kostenki, wyprodukowany dla stacji BBC, i Piotra Łazarkiewicza "Fala - Jarocin '85", w których Jarocin jawi się jako oaza wolności w Polsce. Sam fakt, że ekipa BBC przyjechała do komunistycznego kraju, by pokazać, że są tu ludzie, którzy myślą inaczej niż władza im każe, był zaskoczeniem i przełomem.

Irokezy i ćwieki

Dla Adryańczyka Jarocin to i muzyka, i ludzie. Ich indywidualny styl, wzorowany na wyglądzie brytyjskich punkowców. Postawione irokezy, włosy obcinane przez kolegów, barwione domowymi sposobami, ćwieki ze starych walizek i torebek babć.

- Było w tym coś zabawnego, ale i prawdziwego. Dziś ludzie nie są tak pomysłowi, bo wszystko można kupić w sklepie. Kiedyś, żeby mieć fajną skórę, trzeba było ją pomalować. Naprawdę trzeba było się wysilić. Dziś to wszystko się zunifikowało - narzeka Adryańczyk, w tamtym czasie wielki fan Moskwy, który potem dołączył do zespołu.

Jako 18-latek jeździł do Jarocina w latach 80. Często dojazd był utrudniony przez milicję, która od razu zwracała uwagę na wyróżniającą się w tłumie młodzież i potrafiła skonfiskować jej rzeczy. Największą moc i magię festiwal miał właśnie przed 1989 rokiem, wtedy był wyrazem czystego buntu.

- Wydawało mi się, że każda kapela ma inne brzmienie. Jak na scenie pojawiał się Lombard, to było to słychać, podobnie było z Lady Pank, Moskwą. Dziś mam wrażenie, że wszyscy ulegają komercji. Wtedy było czyste uderzenie, choć sprzęt mieliśmy gorszy. Fajnie, że Jarocin trwa - mówi Adryańczyk.

- Dwa razy w życiu czułem coś tak wielkiego i zarazem ważnego. Pierwszy raz, jak udało mi się wyjechać do Berlina i zobaczyłem, że ludzie mogą wyglądać inaczej i mieć jakiś luz, a drugi raz właśnie w Jarocinie w 1988 roku - przyznaje Bieleński.

- Dzisiejszy Jarocin nie ma już tamtej dzikości, nie ma czegoś pierwotnego, co było cechą Jarocina w latach 80. Być może kiedyś w Polsce pojawi się festiwal, który zapoczątkuje zupełnie coś innego i też będzie przeżywał ewolucję. Pozwólmy Jarocinowi pozostać legendą - dodaje Gumola.

W tym roku na festiwalu miłośnicy ostrej muzyki będą mogli wysłuchać gwiazd polskiej sceny rockowej. Kult będzie świętował 30-lecie, wystąpią Katarzyna Nosowska, Voo Voo, Coma. Będą także młodsze kapele, jak to bywało za dawnych lat.

Może będzie o czym opowiadać za kolejnych 30 lat?

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki