Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jażdżewski: Łódzka tolerancja i otwartość to mit, który kultywujemy [WYWIAD]

Marcin Darda
Leszek Jażdzewski jest redaktorem naczelnym "Liberte!"
Leszek Jażdzewski jest redaktorem naczelnym "Liberte!" Krzysztof Szymczak/archiwum
Z Leszkiem Jażdżewskim, publicystą, redaktorem naczelnym "Liberte", rozmawia Marcin Darda.

W sobotę podczas manifestacji Ruchu Narodowego w Łodzi niegroźnie Pana uderzono, czy też kulturalnie wyproszono, bo na forach krążą różne wersje?
Kiedy w pasażu Schillera stanąłem na podwyższeniu z napisem "16 grudnia 1922. Zachęta. Pamiętamy", ten napis mi porwano, a organizatorzy ściągnęli mnie stamtąd siłą i przeciągnęli przez agresywny tłum. Dostałem parę ciosów, ktoś splunął mi w twarz, ktoś inny zdzielił. Zatem nazywanie tego "wyproszeniem" jest totalnym nieporozumieniem. Podjąłem potem próbę identyfikacji sprawców w obstawie czterech policjantów, ale tłum mimo tej obstawy był agresywny. Wykręcano mi ręce, wznoszono okrzyki, których cytować nie będę. Po trzech minutach zrezygnowałem. Mówienie zatem o pokojowej manifestacji jest kolejnym nieporozumieniem, po prostu nie było okazji, by po cichu mi wtłuc. To była czysta agresja, choć ja nawet słowem się nie odezwałem. Chyba że samo stanie jest zakłócaniem porządku. Złożyłem zeznania na policji, wierzę, że sprawców uda się zidentyfikować na podstawie zapisów monitoringu albo mediów, które zarejestrowały ten moment.

Ale to była świadoma prowokacja z Pana strony, choć na napisie nie było nazwiska Narutowicz...
Jeśli ludzie, którzy przyznają się do korzeni narodowych, a w wigilię rocznicy zabójstwa Narutowicza organizują marsz, to dla mnie ma to znaczenie. Chciałem sprawdzić, jaki jest ich stosunek do tej śmierci: czy jest im ona obojętna, czy są przeciw, czy są za. Ten napis to po prostu data i miejsce wydarzenia. Prawdę mówiąc, dla części tych ludzi mój napis mógłby być uczczeniem Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy Narutowicza. Mogli zatem nawet pomyśleć, że jestem po ich stronie. Chciałem tylko przedstawić fakt historyczny i poznać ich stosunek do niego. Nie poznałem, bo spuścili mi łomot. To tyle, jeśli chodzi o dialog historyczny.

Taki marsz w Łodzi? To nie jest miasto tradycji nacjonalistycznych.
Kojarzenie Łodzi z otwartością i tolerancją to jest mit, który chcemy utrzymywać. Sięgając tylko do początku XX w. przypomnijmy, że krew tu się lała obficie "dzięki" bojówkom narodowców i socjalistów. Zapowiedzią tego, co dziś widzimy na murach miasta, był rok 1968. W pamiętnikach Mieczysława Rakowskiego czy innych dokumentach z tej epoki Łódź jest ostoją najbardziej parszywego moczaryzmu. Nie będę przywoływał osób, które dotąd żyją, a pisywały wówczas najohydniejsze, antysemickie paszkwile. Łódź wtedy była w czołówce tych klimatów. Dziś, jak się patrzy na idiotyczną wojnę klubów, widać ten antysemityzm, choć on jest głupi, bo to antysemityzm bez Żydów. Dlaczego w Łodzi takie skrajne idee się przyjmują, dlaczego ja w roli przeciwnika tych idei byłem w sobotę sam? Chciałbym, żeby narodowcy przyjechali do Łodzi dlatego, że jest centralnie położona albo że akurat termin im pasował. Niestety, widzę podatność Łodzi, choćby kiboli, na skrajne narodowe idee.

Mają coraz więcej zwolenników. Dlaczego?
Marsz 11 listopada w tym roku był o wiele większą imprezą niż poprzednio. Jest bardzo niebezpieczne, kiedy skrajne idee spotykają się z wymuszoną tolerancją, albo wręcz akceptacją mainstreamu, choć ja będę ostatnią osobą, która zabraniałaby im maszerować, albo chciała ich zdelegalizować dopóki nie łamią prawa. Jestem zwolennikiem ekstremalnej wolności słowa, dlatego uważam, że nie trzeba im zabraniać, ale trzeba się z nimi konfrontować, gdy jest okazja, protestować. Czy jest ich więcej niż kiedyś? To jest temat na badania, bo być może jest tak, że coraz więcej osób po prostu swoje poglądy ujawnia. Mam wrażenie, że te poglądy były obecne, tylko ukryte na marginesie. A dziś się ujawniają, co jest wbrew trendom. Ludzie się przecież europeizują, a tu wracają idee z innej epoki, choć powinny zanikać. Jeśli tak jest, mamy problem.

Chcą "obalić republikę okrągłego stołu". Jak, skoro nie szukają sojuszu z żadnym ugrupowaniem parlamentarnym?
Nie wiem, czy mają konkretny plan. To mistrzowie eufemistycznych haseł jak antykomunizm, który w Polsce jest absurdem, bo komunizmu nie było już w PRL, a co dopiero dziś. Hasła mają za zadanie mobilizować, a jednocześnie ukrywać ich prawdziwe intencje. To stara taktyka skrajnej prawicy. Mają mało znanych liderów, ale ci nieznani zaczynają się przebijać, jest przy nich kilku dinozaurów prawicy, którzy zawsze służą pomocą. Jeśli narodowcy będą pokazywać się więcej niż raz czy dwa w roku, mogą się stać prawicową alternatywą dla PiS. Widać tam pracę u podstaw, która może dać efekt w postaci pojawienia się liderów. Wtedy ktoś zobaczy, że ten ruch ma potencjał polityczny. Na razie jest zbyt skrajny, zbyt mały. Ale być może kiedyś wystartują w wyborach? Zresztą, kto wie, czy to "obalenie" nie miałoby się dokonać siłą, za pomocą wielkich manifestacji w czasie pogłębiającego się kryzysu? Dlatego trzeba się im sprzeciwiać dziś, gdy są mali.

Rozm. Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki