Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jednak tak wysoka frekwencja w wyborach parlamentarnych zaskoczyła nawet politologów

Jacek Pająk
Jacek Pająk
Czy mamy gdzieś, kto nami rządzi? Pewnie nie, ale wielu nie ma zazwyczaj siły, żeby choćby wrzucić do urny lekką kartkę do głosowania. A po wyborach narzekają na zwycięzców lub opozycję...

Sąsiad wychodzi z psem, a jego pupil właśnie wypróżnił się prawie przed naszymi drzwiami lub gdziekolwiek indziej, a „pan” nie posprzątał. A my? Machamy na to ręką. Bo „szkoda pary”. Po co się szarpać z takim bucem, bo przecież i tak nic to nie da.

Założę się, że wielu czytających te słowa robi tak samo łącznie - niestety - z piszącym te słowa.

Milczymy też w wielu innych sytuacjach.

Na przykład, gdy ktoś leży w środku nocy lub w południe na ulicy, w parku, na ławce, chodniku albo w innych tak zwanych publicznych miejscach. „To pewnie żul” - pomyślałoby wielu. Pewnie tak, ale może to jakiś chory, na przykład cukrzyk, który za chwilę może może zapaść w wieczną śpiączkę.

Milczeniem ogłuszamy również czasem odgłosy zza ścian, szczególnie w blokowiskach (ale nie tylko), gdy na przykład słyszymy, że być może sąsiad znęca się tam nad żoną lub dzieckiem. Uspokajamy w ten sposób nasze sumienie, że to przecież tylko taka „normalna kłótnia”, bo w rodzinach tak bywa. Pewnie, bywa, ale patologia też, i to coraz częściej.

Po co podaję te przykłady?

Piszę o tym wszystkim w kontekście ostatnich wyborów parlamentarnych. Polacy raczej zbytnio polityków nie kochają. A nawet nie lubią ich chyba do tego stopnia, że jeszcze w poprzednich wyborach ponad połowie mieszkającym w tym kraju zbyt ciężko było wrzucić lekką karteczkę do urny wyborczej. Zatem ta „mniejsza połowa” decydowała o losach tamtej leniwej większości niegłosujących.

Może dlatego zamykaliśmy się w sobie, milczeliśmy i woleliśmy swój przydomowy ogródek niż ten większy zwany krajem.

No to może w takim razie zrobić tak jak w innych demokratycznych krajach, czyli na przykład przymusić do głosowania, i to pod karą grzywny?

Bardzo restrykcyjny obowiązek wyborczy istnieje w prawie 30 państwach. Czytam w internecie, że „ustanowienie takiego prawa zostało podyktowane przekonaniem, że każdy obywatel ma obowiązek choćby minimalnej troski o swój kraj, wyrażającej się przez udział w wyborach i referendach. Obecnie przymus wyborczy istnieje w Singapurze, Australii, Belgii i Wenezueli. We Włoszech przymus wyborczy istnieje, lecz nie ma możliwości egzekwowania go ze względu na brak przepisów wykonawczych. Najczęstszą sankcją za niepodporządkowanie się temu prawu, z wyjątkiem Wenezueli, gdzie grozi za to areszt, jest grzywna”.

Wprowadzić taki przymus w Polsce, czy nie? Czy to tylko ograniczenie demokracji, czy już totalitaryzm?

Pytań można tu oczywiście zadawać wiele.

Jedno z nich postawiłem sobie. Tak! Moim zdaniem powinien być przymus głosowania! Bo? Bo z lenistwa albo z innych równie banalnych powodów wielu nie chodzi na wybory. Za to później ochoczo wszyscy krytykują, szczególnie tych rządzących lub tych z opozycji. Jakim prawem? Nie chciało się wrzucić tej karteczki do urny, to Twój głos przepadł.

Tym razem jednak mieliśmy stosunkowo rekordowa frekwencję wyborczą. Brawo my...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki