18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Kropiwnicki: Trzeba umieć dotrzeć do radnych [WYWIAD]

rozm. Sławomir Sowa
Jerzy Kropiwnicki
Jerzy Kropiwnicki fot. Krzysztof Szymczak/archiwum
Z Jerzym Kropiwnickim, byłym prezydentem Łodzi, rozmawia Sławomir Sowa.

CZYTAJ: Hanna Zdanowska rządzi Łodzią, choć nie ma poparcia Rady Miejskiej

Jak się rządzi prezydentowi miasta, kiedy nie ma większości w Radzie Miejskiej, tak jak teraz Hanna Zdanowska? Pan ma w tej mierze spore doświadczenie...

Bardzo ciężko, ale nie jest to sytuacja beznadziejna. Po pierwsze, w każdym gronie przeciwników jest co najmniej kilkoro takich, którzy głosują w zależności od tego, co uważają za nadrzędny interes miasta i społeczności, którą reprezentują. Za mojej kadencji w skrajnych przypadkach dochodziło do łamania dyscypliny klubowej w sprawach, w których interes miasta był ewidentny, a dyscyplina klubowa bezsensowna. Taki przypadek przydarzył się radnej Iwonie Bartosik, kiedy głosowała za przejęciem przez miasto kąpieliska Fala. Gdyby wtedy tego nie przeprowadzono, nadal byłaby tam ruina.

W takiej sytuacji, jak Pan mówi, prezydent miasta musi chyba zmarnować sporo energii i czasu, żeby ułożyć się z radnymi, jeśli chce przeprowadzić projekt swojej uchwały?

Trzeba tak dobierać sprawy, aby interes miasta był w nich oczywisty. Rzeczywiście, trzeba poświęcić na to dużo czasu i starać się o to, żeby organizować spotkania z klubami raczej in gremio niż tylko z ich kierownictwem. Oczywiście, spotkania z kierownictwem też są ważne, ale im bardziej dociera się bezpośrednio do poszczególnych radnych, tym szansa na uzyskanie wsparcia w ważnych sprawach jest większa. Nie bez znaczenia jest także, jak układa się współpraca z przewodniczącym rady. Miałem pod tym względem szefów rady, z którymi nieźle się to układało, jak na przykład Sylwester Pawłowski czy Iwona Bartosik. Ale bywało też fatalnie, czego doświadczyła i obecna pani prezydent. Jeżeli współpraca jest zła, to przewodniczący może na przykład wyznaczać terminy sesji wtedy, kiedy prezydent z ważnych przyczyn jest nieobecny w mieście. Z poprzednikami Tomasza Kacprzaka udawało się to jakoś ułożyć, stąd wskaźniki mojej obecności na posiedzeniach rady były bardzo wysokie. Pani Zdanowska już doświadczyła, że sprawy, w których były jakieś uzgodnienia, często stawały na sesji podczas jej nieobecności i były nieprzychylnie relacjonowane nawet przez jej najbliższe otoczenie. Ważne jest przy tym, żeby prezydent trzymał twardą ręką tych, którzy mu formalnie podlegają, bo jak nie trzyma, to dogadywanie się z nim staje się stratą czasu dla tych, którzy chcieliby coś z prezydentem ustalić. I jeszcze jedna ważna rzecz. Rada Miejska jest organem uchwałodawczym, a prezydent wykonawczym i jeśli ta współpraca jest zła, to odbija się i na jednym i drugim organie. I nie mówię tu o jakichś miałkich indywidualnych interesikach, ale o tym, w jakim stopniu służy się społecznościom, które wybrały radnych i w jakim stopniu sprawy, które są ważne dla członków rady i dla ich bezpośredniego elektoratu, mogą być godzone z tym, co stanowi nadrzędny interes całej społeczności miejskiej.

Radni potrafią odróżnić interes lokalny od interesu całego miasta?

Czasami tak, a czasami nie, jak na przykład w przypadku drogi dojazdowej do trasy S14, gdzie, jak rozumiem, bardzo osobisty interes jednego radnego przeważył nad tym, co stanowi o perspektywach rozwojowych naszego miasta. A że człowiek był wyjątkowo zręczny, stało się tak, jak się stało.

Czy czas poświęcony przez prezydenta na zdobywanie większości w radzie przekłada się na efekty?

Chodzi nie tylko o czas. Jest rzeczą istotną, aby podczas wyjazdów zagranicznych, w delegacji miasta reprezentowane były wszystkie kluby. Są to sprawy, których nie da się załatwić zza biurka, a szerokie grono osób, uczestniczących w takich wyjazdach, służy szukaniu zrozumienia dla tak prowadzonej polityki budowy pozycji miasta na zewnątrz. Prezydent nie powinien być także zazdrosny o to, kto zgłasza wniosek na sesji. W gronie moich współpracowników zdarzały się pretensje, że taki czy inny klub lub radny podkradł im pomysł. Moim zdaniem, to nie jest sensowna droga rozumowania. Według mnie, w sprawach ważnych dla miasta lepiej nawet, jeżeli inicjatywy nie wychodzą od władzy wykonawczej, tylko od radnych. W każdym ruchu prezydent powinien myśleć nie o swoim piarze, ale o tym, żeby rozwiązywać sprawy ważne dla miasta.

Ale za rok mamy wybory, co stwarza nową sytuację w relacjach między podzieloną radą a prezydentem. To właśnie PR będzie kluczowy, żeby zostać radnym lub prezydentem na kolejną kadencję.

To prawda, ale proszę zauważyć, że wszystko, co dzieje się w mieście, i tak dzieje się przy udziale władzy wykonawczej. Prezydent nie musi tak mocno akcentować, że wszystko odbywa się z jego inicjatywy, bo to i tak będzie widać w mediach. Im bardziej będzie chwalił radnych i swoich współpracowników, tym lepiej dla niego i dla miasta.

Podkreślał Pan wcześniej rolę przewodniczącego rady. Czy Hannie Zdanowskiej będzie się łatwiej porozumieć z Joanną Kopcińską niż z Tomaszem Kacprzakiem?

Myślę, że tak. Przede wszystkim pani przewodnicząca jest cenionym lekarzem, uchodzi za osobę bardzo odpowiedzialną i mam przekonanie, że jeżeli w grę będzie wchodził interes miasta, to dogadywać się będzie łatwiej.

Rozmawiał Sławomir Sowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jerzy Kropiwnicki: Trzeba umieć dotrzeć do radnych [WYWIAD] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki