Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ranny jerzyk wleciał do mieszkania na 4. piętrze. Schował się między modelami samolotów [ZDJĘCIA]

los
Nietypowego gościa mieli we wtorek (26 maja) państwo Magdalena i Jacek Wachowscy. Około południa do mieszkania na 4. piętrze w bloku na Żubardziu wleciał im jerzyk. Dokładnie kiedy - nie wiadomo. Ptaka znalazła pani Magda o 13.00.

- Schował się za modelami samolotów, które sklejamy z synem - relacjonuje Jacek Wachowski. - Siedział cicho i małżonka znalazła go przez przypadek. Wyglądał na bardzo przestraszonego i zdaje się, że miał coś ze skrzydłem. Schowaliśmy go do klatki po króliku.

Zdezorientowani gospodarze nie wiedzieli co zrobić z przestraszonym gościem, dlatego zadzwonili do naszej redakcji. Po naszej radzie zadzwonili do straży miejskiej. Ostatecznie trafił do ich siedziby na ul. Rydla. Następnie mundurowi zawieźli dzikie zwierze do lecznicy na ul. Wycieczkowej.

- Ptaszka strażnicy przywieźli do nas popołudniu. Od razu wypuściliśmy go na wolność, bo wbrew temu, co sądzili państwo Wachowscy, ptak nie był ranny – zdradził jeden z pracowników Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Łodzi. - Jerzyki, gdy spadną na ziemię nie mogą same wzbić się w powietrze, bo mają zbyt długie skrzydła. Dlatego potrzebują poduszki powietrznej, żeby wyrzuciła je do góry. Same chodzą tylko w kółko, przez co wyglądają na ranne – tłumaczy.

Zdaniem Zarządu Zieleni Miejskiej, historia jerzyka jest dobrym przykładem tego, że łodzianie nie za bardzo orientują się co zrobić, gdy trafią na ranne dzikie zwierzę. Często zdarza się, że mieszkańcy Łodzi próbują oddać je do Miejskiego Ogrodu Zoologicznego, co jest błędem.

- Zoo jest zamkniętym terenem weterynaryjnym, dlatego nie możemy przyjmować żadnych zwierząt o niewiadomym pochodzeniu – mówi Maria Kaczmarska, rzecznik prasowy Zarządu Zieleni Miejskiej w Łodzi. - Osób, które zgłaszają się do zoo jest co raz więcej. Cieszymy się, że los zwierząt nie jest łodzianom obojętny, ale o każdej takiej sytuacji najlepiej poinformować straż miejską, albo ośrodek rehabilitacji na ul. Wycieczkowej – tłumaczy rzeczniczka.

Po tym, gdy państwo Wachowscy dowiedzieli się, że jerzyk trafił na wolność przyznają, że zaczęli już za nim tęsknić.

- Staraliśmy się dać mu wodę i coś do jedzenia, ale niestety nic nie chciał zjeść. Szkoda, że nie został na dłużej, ale tak na serio dobrze, że wrócił tam, gdzie jego miejsce – mówi pan Jacek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki