Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem dumna, że Centralowi udało się przetrwać w tak trudnych czasach

Alicja Zboińska
Rozmowa z Wiesławą Kołek, prezes zarządu Centralu, laureatką drugiego miejsca w kategorii biznes

Pamięta Pani swój pierwszy dzień w łódzkim Centralu?

Rozpoczęłam pracę 7 października 1972 roku. Była to moja pierwsza praca i na pewno będzie to ostatnia praca. Pracuję tu już niemal 45 lat. Zaczęłam od konfekcji męskiej, byłam ekspedientką na dziale z artykułami męskimi. Trafiłam tu z naboru. Central został otwarty 28 sierpnia 1972 roku, a nabór był czerwcu 1972 roku, trafiłam więc tu nieco później niż inni. Pracowałam na pierwszym piętrze, była to ciężka odzież. Pamiętam, że moimi kierownikami byli Stefan Jach i Franciszek Januszewicz, a z całą załogą się bardzo dobrze pracowało. Trzeba było wytrwać, zaangażować się w pracę. Były to zupełnie inne czasy, a praca w handlu wyglądała kompletnie inaczej niż obecnie. Była to gospodarka nakazowa, my walczyliśmy o towar, a nie o klienta. Obecnie wygląda to zupełnie inaczej, towaru jest w bród, natomiast znacznie trudniej jest przyciągnąć kupujących. W tamtych czasach kłopotu z kupującymi nie było, można kolokwialnie powiedzieć, że walili do nas drzwiami i oknami, a my martwiliśmy się o to, czy będą mieli co kupić.

Wygląda na to, że przeszła Pani wyjątkowo długą drogę od 7 października 1972 roku do zostania prezesem Centralu, a także zajęcia drugiego miejsca w naszym plebiscycie Kobieta Przedsiębiorcza Województwa Łódzkiego 2016?

Była to naprawdę długa droga, a na dodatek wiodła przez wszystkie szczeble w naszym domu handlowym. Jeszcze jako sprzedawczyni na dziale konfekcji męskiej spędziłam miesiąc na wymianie handlowej w Lipsku, pojechało tam z Łodzi pięć osób. Zobaczyliśmy, jak pracuje się tam w dużym domu handlowym. Pamiętam, że byłam pod dużym wrażeniem zaangażowania pracowników na rzecz klientów. Zwróciłam uwagę na porządek, czystość, dyscyplinę, którą tam wszyscy mieli we krwi. Nie mieliśmy żadnej taryfy ulgowej, musieliśmy spełnić wszystkie wymagania, tak jak niemieccy sprzedawcy. Najważniejsze było ogromne zainteresowanie klientem, gdy kupujący wchodził do przymierzalni, musieliśmy czekać w jej pobliżu z rzeczą, jaką przymierzał, ale w mniejszym i większym rozmiarze od tego, który klient ze sobą wziął. Robiliśmy to na wypadek, gdyby okazało się, że nie trafił w rozmiar.

Na stoisku z konfekcją męską spędziłam pięć lat, a następnie awansowałam do działu ekonomicznego, a to zajęcie było zgodne z moim wykształceniem. Zostałam w tym dziale dziesięć lat i potem przeszłam do działu zatrudnienia i płac. Byłam tam referentem. Kolejny szczebel to stanowisko zastępcy kierownika działu księgowości, a następny to już wiceprezes do spraw ekonomicznych. Od 2000 roku jestem natomiast prezesem zarządu.

Czyli przebiła Pani szklany sufit, a w końcu nie tak wielu kobietom się to udaje...

Nie do końca się zgadzam z tym, że istnieje jakiś szklany sufit. Nie uważam, że tylko mężczyźni mają szansę na najwyższe stanowiska, choć z drugiej strony muszę przyznać, że przede mną na stanowisku prezesa Centralu byli tylko mężczyźni. Zresztą sam handel to specyficzna branża, dominują w niej kobiety. Na swoje stanowisko musiałam ciężko zapracować, trzeba być zaangażowanym, wymagać dużo od siebie, a liczy się przede wszystkim praca, praca, praca.

Pod koniec sierpnia Central będzie obchodził 45-lecie działalności. Z czego jest Pani najbardziej dumna?

Przede wszystkim z tego, że udało nam się przetrwać. W Łodzi działały przecież inne domy handlowe: Uniwersal, Hermes, Juventus, ale żaden z nich nie przetrwał. Przetrwaliśmy najtrudniejsze czasy, było to możliwe dzięki naszym pracownikom i dlatego 28 sierpnia tego roku będziemy świętować. Nie ulegliśmy konkurencji, podnosimy standard dla naszych klientów, a klient jest coraz bardziej wymagający. W Centralu nadal pracuje pięć osób, które są tu od samego początku, jak ja. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że utożsamiamy się z tym miejscem, tworzymy rodzinę, a nie tylko ze sobą pracujemy.

Zapewne wiele głosów, które otrzymała Pani w naszym plebiscycie, zawdzięcza Pani swojej drugiej rodzinie?

Tak, to moi współpracownicy wyszli z propozycją mojego startu w tym konkursie. To efekt tego, że nigdy ich nie zawiodłam. Staram się nie tylko rozwiązywać ich problemy zawodowe, ale także pomóc każdemu, kto potrzebuje wsparcia także w sprawach prywatnych. W końcu 90 procent naszej załogi to kobiety.

Przedsiębiorcze?

Tak, w naszym województwie, a szczególnie w Łodzi kobiety zawsze musiały się wykazać przedsiębiorczością, częściej niż mieszkanki innych regionów kraju łączyć życie rodzinne, wychowanie dzieci z pracą. W Łodzi dominował przemysł włókienniczy, tu pracowały same kobiety. Nawet wśród naszych dostawców nie brakuje firm, które zostały założone przez kobiety. Uważam, że panie łatwiej znajdą kontakt z klientem niż panowie, zawsze dążą do zgody, porozumienia. W Centralu bardzo cenimy sobie współpracę z firmami, na czele których stoją kobiety. One rozumieją potrzeby innych przedstawicielek swojej płci, a większość naszych klientów to właśnie kobiety. Panowie na zakupy do nas wybierają się rzadziej, najczęściej można ich spotkać w towarzystwie żony. Zdarza się, że przychodzi do nas żona, udaje się na dział z męskimi ubraniami, przegląda je, wybiera, a następnego dnia przyprowadza ze sobą męża i prosi go o przymierzenie stroju. Czasami panie kupują na oko, a następnie wymieniają rozmiar, jeśli nie udało im się z nim trafić. Nie robimy z tym problemu, zawsze można u nas wymienić towar, można też skorzystać z wsparcia krawcowej, która na miejscu wykonuje drobne poprawki, a klienta nic to nie kosztuje.

Teraz na etacie jest krawcowa, ale kiedyś w Centralu zatrudniony był dość nietypowy jak na handel fachowiec...

Zgadza się, mieliśmy na etacie szklarza. Nie mieliśmy innego wyjścia. W części biurowej nikt nie musiał patrzeć na zegarek, jak było słychać trzask szyby, to wiadomo było, że jest godzina ósma i zaczął się szturm klientów na nasz sklep. Uwagę zwracały też schody ruchome, przychodziły do nas rodziny z dziećmi, rodzice wybierali się na zakupy, a dzieci w tym czasie jeździły na schodach. To był szczyt nowoczesności. Dziś inaczej się na nie patrzy, na pewno nie zainstalowałabym ich w tak centralnym miejscu, powinny być usytuowane bardziej z boku sali. Wówczas jednak schody były najważniejsze i dlatego zajmowały centralne miejsce. Żałuję, że jak była u nas wymiana schodów, to z nich nie zrezygnowaliśmy i nie zastąpiliśmy ich zewnętrznymi windami. Gdy w przyszłości ten temat znów wróci, zainstalujemy zewnętrzne windy. Mamy ładną panoramę, będzie to ciekawe dla klientów.

Z jakim wyzwaniem muszą się zmierzyć Central oraz jego prezes?

Przed nami generalna modyfikacja parteru. Wszystkie pozostałe piętra zostały już odnowione, natomiast parter jeszcze czeka na generalny remont. Wiąże się to m.in. z wymianą podłóg, stoisk, mebli. W tym roku już go nie przeprowadzimy, czeka nas to w przyszłym roku. To jedno z wyzwań, kolejne to zatrzymać obecnych klientów i zdobyć nowych. Dlatego też robimy remont, chcemy oferować klientom jak najlepsze warunki robienia zakupów. To nasze podziękowanie dla nich za to, że są z nami od 45 lat, że zostali nawet wtedy, gdy przez dwa lata remontu trasy W-Z trudniej im było tutaj dotrzeć. Dostosowujemy się do naszych klientów, zapewniamy im towar dobrej jakości i bardzo dobrą obsługę. U nas klient nie jest zostawiony samemu sobie, zapewniamy rozwiniętą opiekę nad nim. Dlatego zatrudniamy więcej osób niż w innych placówkach handlowych. Pracuje u nas 120 osób, z czego 70 procent właśnie przy obsłudze klienta, a reszta w administracji.

W tym roku mija okres przejściowy dla ustawy krajobrazowej. Z Centralu będą musiały zniknąć duże reklamy. Jak duży jest to kłopot?

Mamy z tym ogromny problem, gdyż wpływy z reklam stanowią 20 procent naszego przychodu i nie będzie łatwo zdobyć tych pieniędzy w inny sposób. Nawet jeśli zwiększymy sprzedaż, to trudno będzie uzyskać tak dużą kwotę. Z Centralu II zniknęły już reklamy i ma to wpływ na całą okolicę, wieczorem jest tutaj bardzo ciemno. Wiszą tylko szyldy firm, które tu działają. Reklamy - w mojej opinii powinny zostać - w końcu nie bez powodu się mówi, że reklama jest dźwignią handlu. Pieniądze z wpływów reklamowych przeznaczamy na lepsze warunki pracy, podniesienie jakości pracy personelu. Korzystają więc na tym klienci. Mieliśmy nadzieję, że uda się chociaż wynegocjować dłuższy okres przejściowy dla tych przepisów, ale władze Łodzi były bardzo zdeterminowane, by nowe prawo zaczęło obowiązywać jak najszybciej.

Klienci Centralu to głównie starsze osoby. Jak zamierzacie sobie poradzić, gdy ich zabraknie?

Trzeba pamiętać o tym, że klient przychodzi pod towar, który oferujemy. By przyciągnąć młodsze osoby, musimy się rozwijać w sieci. Mamy stronę internetową, jesteśmy obecni na Facebooku i o to musimy dbać. Ważne jest samo to, że mamy znak Społem, który istnieje od 110 lat i jest symbolem marki.

Co czeka Central za następne 45 lat?
Na pewno będzie istniał, choć już beze mnie. Nie boję się o jego przyszłość, nie przy tak zaangażowanej załodze, młodych osobach, które się bardzo angażują w to, co robią. Pamiętajmy o tym, że Central to jedyny dom handlowy w naszym województwie, który ma tylko polski kapitał. Nasi klienci są tego świadomi, kupują tu, gdyż wiedzą, że są to dobre polskie produkty wysokiej jakości. Central przetrwa, będzie cały czas się rozwijał, nadążał za konkurencją, co wcale nie jest takie proste. Trzeba cały czas badać zarówno rynek klienta, jak i towaru i dostosowywać do potrzeb. Nie obawiam się, gdyż mam świadomość, że pracownicy są dobrze przygotowani.

Czy po 45 latach pracy w jednym miejscu i zdobyciu najwyższego stanowiska ma Pani jeszcze jakieś zawodowe marzenia?

Wszystkie się już spełniły, jestem szczęśliwą kobietą, która osiągnęła wszystko, co zamierzała. To trochę jak kariera w amerykańskim stylu: od pucybuta do milionera. Cenię ją tym bardziej, że duża część mojej pracy przypadła na okres „komuny”, a wówczas o taką karierę jak w Stanach Zjednoczonych łatwo nie było.

Czy prezes dużego domu handlowego ma trochę czasu dla siebie?

Trudno mi znaleźć wolny czas, ale nie narzekam. Mam dwoje wnucząt, którymi opiekuję się w wolnej chwili. Wnuczka ma 3,5 roku, a wnuk półtora roku. Nie jest to proste, moje wnuki mieszkają z rodzicami w Warszawie. Weekendy spędzam więc z wnukami w stolicy. O wolny czas nie jest łatwo, gdyż praca jest absorbująca, wymaga poświęcenia wiele uwagi. Ale nie skarżę się, lubię swoje życie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki