Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jezus podał mi rękę. Jak strażak

Redakcja
Adam Szymkowski
Adam Szymkowski Grzegorz Gałasiński
Z Adamem Szymkowskim, mechanikiem lotniczym, który w Wielką Sobotę przyjmuje chrzest, rozmawia Matylda Witkowska:

Co takiego się stało, że nagle postanowił Pan się ochrzcić?

To się nie stało nagle. Jednym z ważniejszych momentów była śmierć mojego przyjaciela. Zginął w wypadku samochodowym, a wraz z nim pięciu jego pracowników. Wiedziałem, że do końca życia tego nie zapomnę. Zacząłem się zastanawiać, po co to wszystko? Pewnego razu jechałem autobusem na basen, po drodze modliłem się. I nagle przyszła odpowiedź: to jest po to, żebym zdążył złu powiedzieć: nie. Miesiąc później podjąłem decyzję, że będę się chrzcił.

Czemu rodzice tego nie zrobili?

Byłem dzieckiem komunizmu. Mój tata był żołnierzem zawodowym w czasach PRL. Pewnie myślał, że dzięki temu zrobi większą karierę. A może nie był wystarczająco wierzący, żeby się postawić przełożonym? Z piątki dzieci tylko najstarszy brat był ochrzczony.

Łatwo się Panu żyło przez te lata jako ateiście?

Nie mam jakichś specjalnych wspomnień. Mieszkałem na osiedlu wojskowym w Leźnicy Wielkiej i w tamtych czasach nie było to szczególnie religijne osiedle. Potem mama radziła mi, żebym się ochrzcił, bo to mi się przyda. Ale nie potrzebowałem "prawa jazdy".

Nigdy się Pan nie modlił, nie szukał "czegoś więcej"?

Bycie niewierzącym było dla mnie naturalne. Wiedziałem, że istnieje religia, ale był to zupełnie obcy dla mnie kosmos. W kościele byłem może ze trzy razy w życiu. Na pogrzebie babci, potem na ślubach kolegów. I tyle.

To czemu w tym autobusie zaczął się Pan modlić?

Moim zdaniem człowiek tak ma, że szuka duchowości, choć nie może zrozumieć czego. Tak naprawdę szuka Pana Boga, choć czasem trwa to latami. Ja postanowiłem iść na etnologię, bo szukałem studiów, które będą skierowane na człowieka. Nie było mi łatwo. Uczyli tam o Matce Boskiej, o jakichś sanktuariach, o żywotach świętych. A ja nigdy w życiu nie byłem na lekcji religii! Ale jakoś zaliczyłem. Teraz myślę, że studia to było takie lepienie naczynia, którym teraz jestem.

A dlaczego wybrał Pan akurat katolicyzm?

W Jezusa Chrystusa nie do końca wierzyłem. Był dla mnie figurą w kościele, człowiekiem z koszulek zespołu Guns'n'Roses. Dlatego chciałem się upewnić, że ta droga jest właściwa. Wkrótce po tym zdarzeniu w autobusie pojechałem na rekolekcje ignacjańskie do jezuitów. To tydzień, który spędza się w całkowitym milczeniu, medytując nad fragmentami Pisma Świętego. Dla mnie to znów był kosmos. W komórce zapisałem słowa modlitwy "Ojcze nasz", bo uznałem, że się przyda. Przyjechałem na te rekolekcje, usiadłem na łóżku, a tam jak w kaplicy. Jeden krzyż, drugi, jakaś Matka Boska wisi... Patrzę na to i pytam sam siebie: "Co ja tu robię?".
No i co Pan tam robił?

Medytowałem. Tam rozmawia się tylko kwadrans dziennie z kierownikiem duchowym. Niektórzy tego nie wytrzymują, jedni płaczą, inni chcą rozmawiać z kaloryferem. I trzeciego dnia stało się ze mną coś dziwnego. Poczułem że Jezus mnie chwycił za rękę. Potem siedziałem pod drzewem, cały się trząsłem. Łzy kapały mi z oczu.

Jakie to uczucie, ten chwyt?

Na YouTube można obejrzeć filmiki o tym, jak głuchym od urodzenia wstawiają implanty i oni po raz pierwszy w życiu słyszą. To podobne przeżycie. Trochę taki uścisk dłoni, jaki wykonują strażacy, gdy wyciągają z pontonu ludzi uratowanych z powodzi. Wiem, że jeśli się tego nie przeżyło, trudno zrozumieć.

Takie doświadczenie zmienia?

Tak. Człowiek dostaje łaskę takiej miłości, że staje się inny niż był. Trochę jak zakochanie. Wychodzisz na ulicę i jesteś szczęśliwy. Oczywiście cały czas jest we mnie zło. Mam lepsze i gorsze dni. Ale jestem już inny.

I nie boi się Pan, że znajomi będą patrzeć na Pana, oględnie mówiąc, dziwnie?

Jasne, że część tzw. znajomych się wykruszy, że ktoś będzie mnie opluwał. Ale szczerze mówiąc, za bardzo mnie to nie martwi. Raz mi się coś takiego już zdarzyło. Pomyślałem wtedy, że może się za tego człowieka pomodlę? Ci, którzy naprawdę mnie znają i we mnie wierzą, wiedzą, że to jest dla mnie dobre. I oni przy mnie zostaną.

Zgadza się Pan z poglądami Kościoła na antykoncepcję, na zakaz in vitro?

Nie chcę się wykręcać, ale nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. Na razie bardziej interesuje mnie miłość.

A z samym chrztem jest dużo formalności?

Rok temu zapisałem się na katechumenat do dominikanów, czyli przygotowanie do chrztu. Na początku byłem przerażony, bo tam znów krzyże i zakonnicy, którzy chodzą w wielkich piżamach. Ale dałem radę. Mamy wykłady, jest fajnie.

Jutro będzie ten Pański wielki dzień...

Tak! Podczas liturgii Wielkiej Soboty przyjmę chrzest, potem Pierwszą Komunię i bierzmowanie. Zostaną mi odpuszczone wszystkie grzechy! Poza tym to będzie bardzo ładna uroczystość, chrzestna już uprała i wyprasowała albę. A chrzestny obiecał, że kupi mi zegarek. Taki elektroniczny, jakie dzieci dostają na komunię.

No i pierwszy raz w życiu poświęci Pan pisanki.

Nie wiem, czy poświęcę. Bo czy rytuały są w chrześcijaństwie najważniejsze?

CZYTAJ TEŻ:
Żyję teraz bez Kościoła. Jestem szczęśliwa

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki