Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

język parlamentarny

Witaszczyk na dziś
Jerzy Witaszczyk
Jerzy Witaszczyk archiwum
Poselska komisja etyki upomniała posła PO Roberta Węgrzyna za zdanie: "Jaki kolor ubrała jeszcze, kuźwa!". Wygłosił je na widok posłanki PiS ubranej w czerwony żakiet. Posłanka Marzena Wróbel jest oburzona, gdyż upomnienie to najniższa z możliwych kar w arsenale komisji. Chyba każdy wie, co naprawdę znaczy słowo "kuźwa". Tym, którzy nie wiedzą, spieszę wyjaśnić, że jest to leksykalna proteza używana zamiast słowa "kurwa". Do niedawna uważanego za wulgarne.

Oficjalnie jednym z pionierów sprowadzania polskiego języka parlamentarnego do rynsztoka jest polityk PSL Józef Zych. Jako marszałek prowadził w sierpniu 1997 roku obrady plenarne Sejmu. Kiedy zbliżył się do niego sejmowy urzędnik z papierami, marszałek Zych zagadnął go po ojcowsku: "No, stary, ale co mi tu, kurwa, przynosisz?". To piękne zdanie z jeszcze wspanialszym wtrąceniem usłyszała wówczas cała Polska. Sprawiający wrażenie dobrze wychowanego i zwykle opanowany Zych nie przypuszczał, że mówi do włączonego mikrofonu.

W tym miejscu należy się wyjaśnienie przydatne osobom, które wciąż jeszcze słyszą swoich starych nauczycieli, jak namawiają ich do używania języka parlamentarnego. Zdaniem naszych naiwnych w swoim idealizmie nauczycieli, język parlamentarny był wzorcem. Mówić parlamentarnie znaczyło tyle, co mówić poprawnie, bez wulgaryzmów i kulturalnie. Jakże się mylili! Już w latach 20. "dobrze urodzeni i wychowani" posłowie bez żenady równoważnikiem zdania: "do gnoju, a nie do Sejmu!", wskazywali chłopskim posłom, gdzie jest ich miejsce!

Językiem nieparlamentarnym, a prawdę mówiąc - parlamentarnym, posługują się także inni politycy spoza parlamentu. W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński miał dość pytań dziennikarki, ubranej na czerwono. Teatralnym szeptem poprosił prowadzącego konferencję, aby nie udzielał głosu "małpie w czerwonym". Była to niezręczność odnotowana przez czuły mikrofon. Gdyby jednak mikrofony towarzyszyły przedwojennym politykom, to o drobnym faux pas prezydenta już dawno byśmy zapomnieli. Wystarczy przypomnieć jedno zdanie marszałka Piłsudskiego, który po przyjeździe z Magdeburga tak ocenił umiejętności swych współpracowników: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić". Niestety, mikrofonów przy tym nie było.
Jerzy Witaszczyk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki