Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Apanowicz: Bałuty są jak krakowski Kazimierz [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Joanna Apanowicz
Joanna Apanowicz
Z Joanną Apanowicz, artystą plastykiem, rozmawia Anna Gronczewska.

Jest Pani absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Zajmuje się grafiką i ceramiką. Skąd taki wybór?

Zajęłam się ceramiką, bo przy tworzeniu grafiki brakowało mi materialności końcowego produktu. Wszystko było zbyt ulotne. Dlatego chciałam popracować z czymś bardziej materialnym. A ceramika jest niewątpliwie taką odskocznią. Oczywiście, dalej pracuję w grafice, zajmuję się projektowaniem. Ceramika jest dodatkowym zajęciem, po godzinach.

W Łodzi tradycje związane z tworzeniem ceramiki są duże?

Nie ma żadnych. W łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych nie ma pracowni ceramicznej. Nie ma w Łodzi sklepu z materiałami dla ceramików. Nie ma środowiska osób zajmujących się ceramiką czy też imprez związanych z tą dziedziną sztuki. Niestety, Łódź jest ceramiczną pustynią.

Dlaczego tak jest?

Myślę, że zaważył na tym brak tradycji. Ceramiki nie ma w Łodzi od kogo się uczyć. Materiały niezbędne do pracy sprowadzam ze sklepów internetowych, które działają w Warszawie.

A sami łodzianie są zainteresowani ceramiką?

Muszę powiedzieć, że tak. Mam stronę w Internecie. Dostaję sporo e-maili od osób, które są zainteresowane zajęciami z ceramiki, kursem. Ja nie prowadzę takich zajęć, bo mam za małą pracownię. Choć czasami odwiedzają ją dzieci z łódzkich szkół.

Łódź jest Pani rodzinnym miastem?

Jestem łodzianką z Bałut i bardzo lubię Łódź. To specyficzne miasto, z klimacikiem.

Na czym polegają klimat i specyfika Łodzi?

Często się denerwuję na Łódź, bo widzę wiele niewykorzystanych możliwości. Na przykład piękną architekturę, która niszczeje. Widzę jednorodnie zabudowane centrum, z kamienicami z jednej epoki, które też niszczeje. Denerwuję się, gdy słyszę, że wielu artystów, z mojego pokolenia i młodszych, opuszcza Łódź. Wyjeżdżają, bo nie widzą tu dla siebie możliwości rozwoju. Ale z drugiej strony jestem zakochana w niszczejących kamienicach, niewykorzystanych możliwościach i ludziach, którzy tutaj są. Łodzianie są bardzo ciekawymi ludźmi. W Łodzi jest też wiele ciekawych miejsc, jak Off Piotrkowska czy klub Wytwórnia. To miasto ma wiele plusów i minusów. Jest miejscem pełnym sprzeczności.

To więc miasto z duszą?

Ta dusza objawia się w klimacie, o którym wspominałam. Specyficznym nastroju, który przewija się w centrum Łodzi. Weźmy też bałuckie nastroje. W tej dzielnicy się urodziłam, żyję i pewnie tam umrę. Niedawno odwiedziłam Kraków i krakowski Kazimierz, o którym tak dużo się mówi. Uważam, że na Bałutach jest wiele równie urokliwych i ciekawych miejsc jak na Kazimierzu. Tylko brakuje pomysłu. A wystarczyłoby dodać kilka szyldów, otworzyć parę knajpek. Ściągnąć kilka żydowskich rodzin, które chciałyby tu żyć jako Żydzi, a nie jako wtopieni w tło łodzianie. Brakuje trochę odwagi, by pokazać wielokulturowość Łodzi. Mamy festiwal czterech kultur, ale odbywa się co jakiś czas, przemyka. Ale wielokulturowość naszego miasta powinna się ujawniać na co dzień. Moglibyśmy na tym wiele wygrać. Tylko trzeba by promować Łódź od tej strony i postawić na Bałuty, tak jak postawiono na krakowski Kazimierz.

Jakie bałuckie miejsca mogłyby być łódzkim Kazimierzem?

Czasem jeżdżę ulicą Wojska Polskiego. Na pewno część tej ulicy mogłaby pełnić taką rolę. Tak jak Plac Kościelny czy Stary Rynek. To są stare, historyczne miejsca, o których często zapominamy.

Na czym polega Pani zdaniem szczególność Bałut?

Właśnie na zabudowie i ludziach, którzy tam mieszkają. Ta dzielnica ma złą sławę na zewnątrz, ale ja tam nigdy nie czułam się zagrożona. Chociaż jest brudno, istnieje tam pewien rodzaj folkloru, który mi odpowiada. Nawet ci ludzie z marginesu mają swój kodeks. Bałuty mogłyby się też stać dzielnicą artystów. Miasto mogłoby wynajmować im tam za nieduże pieniądze mieszkania na pracownie. Mogłoby wtedy na Bałutach dziać się wiele ciekawych rzeczy z punktu widzenia artystycznego. Przecież artystów, z różnych dziedzin, jest w Łodzi wielu. Są tylko rozproszeni, mają problem z pracowniami.

Łódź jest miastem przyjaznym dla plastyków?

Z żalem muszę powiedzieć, że nie. Chodzi mi głównie o ludzi, którzy chcą żyć tylko ze sztuki. Dlatego ceramikę traktuję jako hobby, nie dałabym rady z niej żyć. W Łodzi nie ma rynku sztuki. Jest mało możliwości sprzedaży prac, brakuje kupców, trudno się sprzedaje sztukę w naszym mieście. Dlatego uczę projektowania reklamy w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania. Czyli czegoś zupełnie nie związanego z ceramiką. Oprócz tego pracuję w dokumentacji naukowej Uniwersytetu Medycznego. Zajmuję się grafiką informacyjną.

Gdzie można oglądać Pani prace?

Właśnie się otwiera moja wystawa w Sieradzu, w Biurze Wystaw Artystycznych. Prezentowałam też swoje prace w Poleskim Ośrodku Sztuki, Muzeum Książki Artystycznej. Biorę udział w wystawach zbiorowych. Staram się być aktywna.

Jaka Łódź się Pani marzy?

Wysprzątana, z wyremontowanymi chodnikami i enklawami, które można by było odwiedzać. Posiedzieć, popatrzeć, odpocząć. By nie była to jedynie Manufaktura. By takie miejsca powstały nie tylko koło centrów handlowych. Ale na przykład koło Księżego Młyna, Muzeum Włókiennictwa, Muzeum Sztuki czy na Bałutach. By były to takie miejsca, gdzie łodzianie chcą pójść i pobyć.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki