Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

John Godson: Może będziemy konkurować, ale chcę pomóc prezydent Zdanowskiej

rozm. Marcin Darda
John Godson
John Godson fot. Krzysztof Szymczak
Z Johnem Godsonem, łódzkim posłem, który odszedł z Platformy Obywatelskiej, rozmawia Marcin Darda.

Pan już raz Platformę opuścił, a potem wrócił. Czy tak będzie i tym razem?

To jest bardzo dobre pytanie (śmiech). Przypomnę jednak, dlaczego wtedy odszedłem z Platformy - zrobiłem to ze względu na fakt, że niewłaściwie potraktowano Cezarego Grabarczyka (przegrał wybory na szefa łódzkiej PO z Maciejem Grubskim - przyp. red.). Wróciłem, gdy sytuacja się zmieniła, także na wyraźną prośbę Cezarego Grabarczyka. W obecnej sytuacji, jeżeli otrzymałbym zapewnienie, że w sprawach światopoglądowych w klubie PO nie będzie dyscypliny, nie będzie żadnych nacisków, nie będzie marginalizacji, to jestem gotów to rozważyć... Nauczyłem się, że "nigdy nie mów nigdy", ale na dziś jestem posłem niezrzeszonym i udowodniłem, że nie żartuję, jak niektórzy myśleli. Przecież ja się z tą decyzją nosiłem od prawie półtora roku.

Nie odchodził Pan, bo Donald Tusk prosił, by Pan wytrzymał. Sam premier prosił, więc Pan wymiękł...

Nie. Prosił bym wytrzymał, ale też zapewniał, że nie będzie nacisków... Potem okazało się, że w Platformie pojawił się taki styl retoryczny, że "kto głosuje jak PiS, stawia się poza Platformą", a naciski wcale nie zniknęły. Poza tym ja się czułem atakowany szczególnie przez osoby z łódzkiego podwórka, jak Andrzej Biernat czy Iwona Śledzińska-Katarasińska... Ale ja na potyczki polityczne nie mam czasu. Jestem w polityce po to, by pracować i pomagać innym. Jestem zmęczony tymi wewnętrznymi konfliktami. Chcę skupić się na pracy na rzecz moich wyborców, Łodzi i Polski, a nie słuchać ciągłego ujadania w partii.

A jak zareagował premier? Próbował Pana znów zatrzymać?

Premier nie skontaktował się ze mną, pomimo że wcześniej zapewniał o rozmowie. We wtorek rano wysłałem do niego SMS-a, ale pozostał bez odpowiedzi.

Może trzeba było z tym odejściem poczekać, tak jak posłowie Gowin i Żalek, aż was wyrzucą. Bo teraz ma Pan opinię rozłamowca.

Jestem człowiekiem honorowym, nie lubię udawać i mówię, co myślę. Decyzję podjąłem już przed wakacjami, ale ze względu na wybory przewodniczącego PO postanowiłem poczekać, by nie zaogniać sytuacji. Kojarzono mnie przecież z ministrem Gowinem, moje odejście przed wyborami mogłoby doprowadzić do zamętu. Dlatego poczekałem do końca tego etapu wyborów, tym bardziej że przecież czekam już od półtora roku.

No i co dalej?

Będę cały czas działał na rzecz naszego miasta i regionu, na rzecz rozwoju Polski i promocji naszego biznesu, szczególnie w Afryce. Tam widzę ogromne pole do działania. We wtorek zostałem wybrany na przewodniczącego Łódzkiego Zespołu Parlamentarnego, bo dotychczasowy przewodniczący Krzysztof Kwiatkowski został prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Będziemy cały czas monitorować sytuację, szczególnie jeśli chodzi o inwestycje, czyli Nowe Centrum Łodzi i budowę nowego dworca Łódź Fabryczna. Przede mną dużo pracy, już nie mówiąc nawet o kumulacji moich dyżurów poselskich. Będę się starał być neutralny, swoją rolę widzę w tym, by w obiektywny sposób podchodzić do różnych projektów. Poprę te projekty rządowe, które uznam za konieczne i rozsądne, ale też poprę mądre projekty opozycji.

We wtorek został Pan najpierw wybrany na przewodniczącego Łódzkiego Zespołu Parlamentarnego, a dopiero potem ogłosił, że odchodzi z PO. Teraz poseł Cezary Olejniczak ma wątpliwości, czy powinien Pan być szefem tego zespołu, bo nie stoi za Panem żadna siła polityczna i niczego Pan nie załatwi.

Jeśli chodzi o załatwianie spraw, to poseł ma różne instrumenty w rękach. Są interpelacje, pytania i osobiste kontakty z wiceministrami w różnych resortach. Po moim odejściu z PO jakoś nie zauważyłem, by te kontakty zostały zerwane. To po pierwsze, a druga sprawa to fakt, że zostałem zgłoszony na przewodniczącego zespołu, co jest dla mnie zaszczytem, ale też przecież byłem inicjatorem powołania tego zespołu. To ja zaproponowałem Krzysztofowi Kwiatkowskiemu przewodniczenie temu zespołowi, dlatego że on miał doświadczenie ministerialne. Poza tym w tym zespole pozostało już tylko trzech członków Platformy, a to zespół, który liczy 25 parlamentarzystów. Większość posłów PO potraktowała udział w tym projekcie bardzo politycznie i zrezygnowała.

Zrezygnowali po wyborze Pana na przewodniczącego?

Nie, zrezygnowali już wcześniej, dlatego że otrzymali jakieś instrukcje od Andrzeja Biernata, a zespołem kierował Krzysztof Kwiatkowski. To ten stary łódzki konflikt dał o sobie znać...

Gdy pytałem o pańską przyszłość, myślałem, że mi Pan powie, iż zakłada nową partię konserwatywną.

Jeśli chodzi o moją przyszłość polityczną, to w odpowiednim czasie o moich planach poinformuję opinię publiczną.

Pan odchodzi z PO, w tym samym czasie zostaje wyrzucona cała frakcja radnych Krzysztofa Kwiatkowskiego. Co za przypadek...

Nie jestem już członkiem Platformy, więc nie chcę komentować tego, co się w tej Platformie dzieje. Tak po ludzku, jako osobie, której zależy na losie tego miasta powiem, że źle się stało, że nie doszło do porozumienia. Pani prezydent nie ma już większości w Radzie Miejskiej, bo różne grupy radnych w klubie PO związanych z Krzysztofem Kwiatkowskim były po prostu prześladowane. Bardzo źle się stało.

Może dla Pana to dobrze? Jak się chce startować w wyborach na prezydenta miasta, to trzeba poskładać listy wyborcze do Rady Miejskiej. W PO obawiają się, że Pan, który nie ma zaplecza politycznego, dogada się frakcją Kwiatkowskiego. Myślał Pan o tym?

Ależ pan doskonale wie, że ja decyzji o kandydowaniu na prezydenta Łodzi nie podjąłem. Na razie cały czas ankietujemy mieszkańców Łodzi m.in. na temat ich oceny sytuacji w mieście. Mamy już około 2 tys. ankiet, chcemy, żeby było około 2,5 tysiąca. Potem dokonamy analizy i ogłoszę decyzję. Jeśli chodzi o ewentualną współpracę z usuniętymi z Platformy, to pan również wie, że ja mam tendencję do bronienia ludzi, którzy są uciśnieni, którzy są niesprawiedliwie traktowani. Zatem tak po ludzku mówiąc, naturalnie budzi się we mnie refleksja, żeby ich wspierać, bo i ja przecież padałem ofiarą różnych konfliktów.

Pan mówi, że decyzję ogłosi jesienią, a przecież gdyby Pan ogłosił, że nie startuje na prezydenta Łodzi, to zostają Panu dwa lata posłowania, bo bez dużej partii do Sejmu dostać się nie sposób.

To prawda, ale kto powiedział, że ja muszę zostać w polityce?

Nie wciąga to Pana? Może zatem wybory do Senatu, gdzie mamy okręgi jednomandatowe?

Nie jestem politykiem, jestem społecznikiem.

Czy po tej pańskiej deklaracji, że rozważa start na prezydenta Łodzi, widział się Pan z prezydent Hanną Zdanowską?

Nie miałem okazji.

A co jej Pan powie, jeśli się przypadkiem spotkacie?

Na pewno to, że skoro była z mojej strony deklaracja pomocy, z której ona nie skorzystała, to ja nadal tę deklarację pomocy podtrzymuję. Pani prezydent szerzej z pomocy posłów z regionu nie korzysta, było tylko jedno spotkanie na początku kadencji. Zatem skoro jest możliwe, że będziemy konkurować w wyborach na prezydenta Łodzi, to mimo to nadal chcę ją wspierać, bo dla mnie Łódź jest najważniejsza, a nie potyczki polityczne. Jeśli mogę w czymś pomóc, jestem do dyspozycji.

Niespotykana deklaracja.

Łódzcy politycy muszą się przyzwyczaić do tego, że taki jestem. Staram się prowadzić dialog, a jeśli idzie o sprawy mieszkańców, od polityki trzeba trzymać się z daleka. Politycy muszą zrozumieć, że dla dobra Łodzi trzeba się wspierać, a nie skłócać.

Co jest w tych ankietach? Łodzianie widzą Pana jako posła, prezydenta, czy europosła?

Powtórzę, że decyzję ogłoszę w odpowiednim czasie.

A co jest w tych ankietach w kwestii oceny pracy prezydent Hanny Zdanowskiej?

Nie analizowałem ich jeszcze dogłębnie, ale podczas dyżurów mieszkańcy wyrażają różne opinie. To jednak opinia wyrywkowa, szerzej opowiem o tym po analizach, gdy zakończymy zbieranie ankiet.

Te pańskie ankiety obśmiewa Stowarzyszenie Młodych Demokratów. Wypuścili swoje ankiety w ramach "pomocy" dla Pana, a Bartosz Domaszewicz mówi, że jedyne, co z nich wynika, to tyle, że spotyka się Pan z łodzianami.

Bardzo się cieszę, że Młodzi Demokraci wspierają mnie w ten sposób, iż łodzianie zaczynają szukać informacji na mój temat albo na temat tego, co dla Łodzi zrobiłem, choć ich intencje są odwrotne. Nieważne, że to odbywa się w sposób lekceważący mnie, bo sami mieszkańcy i osoby, które przychodzą do mnie na dyżury poselskie, wiedzą kim ja jestem. A przychodzą nie bez powodu i jest ich wielu. Kilku posłów, którzy u mnie gościli, było mocno zaskoczonych. Mówili, że tyle osób, ile odwiedza moje biuro w jeden tylko dzień, ich biura odwiedza przez cały rok. Nawet jeśli nie mam okazji brać udziału w jakichś wielkich dla Łodzi projektach, niezmiernie cieszę się, że mam możliwość i chęć po prostu pomagania zwykłym, potrzebującym ludziom. A ludzie wiedzą, że mogą na mnie liczyć i to jest najważniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: John Godson: Może będziemy konkurować, ale chcę pomóc prezydent Zdanowskiej - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki