Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jolanta Chełmińska: Do banku raczej nie wrócę, ale mam już inne propozycje pracy

Redakcja
Jolanta Chełmińska: - Mam już kilka ofert pracy. Ale musi to być praca z ludźmi
Jolanta Chełmińska: - Mam już kilka ofert pracy. Ale musi to być praca z ludźmi Jakub Pokora/archiwum Dziennika Łódzkiego
Rozmowa z Jolantą Chełmińską, ustępującą łódzką wojewodą.

Spakowała już Pani wszystko?
Tak, zabrałam już z gabinetu wszystkie rzeczy osobiste, książki, pamiątki, statuetki. W każdej chwili jestem przygotowana na przejęcie moich obowiązków przez następcę. Oczywiście, przez cały czas pojawiają się nowe sprawy i dokumenty, bo urząd to żywa struktura i musi normalnie funkcjonować.

Więc nie powita Pani nowego wojewody chlebem i solą?
Chętnie bym to zrobiła, ale nie wiem jak będzie. Nie wiem, czy wieczorem nie odbiorę telefonu, że następnego ranka wojewodą będzie już ktoś inny. Niezależnie od tego jak będzie, przygotowujemy raport zamknięcia, listę ważnych i pilnych spraw, które w tej chwili są prowadzone w urzędzie. Dobrze byłoby to zrobić osobiście. Kiedy objełam urząd, moja poprzedniczka Helena Pietraszkiewicz, przebywała w szpitalu. Odwiedziłam ją i była tym mile zaskoczona. Do dzisiaj utrzymujemy życzliwe relacje. Potrzebne są normalne ludzkie kontakty, także między odchodzącymi i przychodzącymi wojewodami. Współpracownikom z urzędu mówię, żeby podeszli do tego pozytywnie. Zachęcam, by z nowym wojewodą szukali wspólnego języka, wspólnych obszarów działania.

Co jest takiego ważnego do przekazania nowemu wojewodzie?
Jest wiele spraw w toku. Przede wszystkim sprawa gwałtownego wzrostu liczby cudzoziemców ubiegających się o pracę i stały pobyt w naszym województwie, głównie z Ukrainy. Mają trzymiesięczne wizy i zagwarantowane miejsce pracy, ale zgłaszają się po kartę stałego pobytu, a jej wydanie wymaga bardzo szczegółowej weryfikacji. Są procedury i terminy, których trzeba ściśle przestrzegać, a przy tym wzroście liczby wniosków mamy za mało ludzi. Liczby mówią same za siebie. W 2013 mieliśmy 1895 cudzoziemców, którzy złożyli wnioski o zezwolenie na zamieszkanie czasowe, w tym 382 Ukraińców, a w tym do listopada już 4108 osób, w tym 2181 Ukraińców. Poza tym koniec roku to czas rozliczania inwestycji, zamykania wydatków z budżetu państwa, planowania zadań na kolejny rok.

A zwykło się mówić, że wojewoda zajmuje się głównie przecinaniem wstęg na uroczystościach i właśnie miałem Panią zapytać, ile nożyczek stępiła Pani na wstęgach przez te osiem lat urzędowania.
Z tym przecinaniem jest trochę inaczej niż pan myśli. To stereotyp. Kończą się jakieś inwestycje, plany, oddaje się do użytku nową szkołę czy fabrykę z nowymi miejscami pracy. Przecięcie wstęgi jest tylko zwieńczeniem ciężkiej pracy wielu osób. Obecność wojewody to znak, że dla danej społeczności, firmy czy regionu dzieje się coś ważnego.

Pytam o te nożyczki, bo władza i pieniądze poszły do marszałka. Nie odczuwała Pani braku realnej władzy jako wojewoda?
Proszę mi wierzyć, to nie jest kokieteria: zawsze traktowałam swój urząd jako służbę, a nie sprawowanie władzy. Ja jestem zadaniowcem. Analizuję problem, staram się go rozwiązać. Kiedy odeszłam z banku PKO, proponowano mi pracę w samorządzie, używając tych argumentów, które pan przytacza: większa władza i pieniądze. Ale ja już pieniędzmi zarządzałam. Wydawało mi się wtedy, że świat zaczyna się i kończy na banku. Ale kiedy zostałam wojewodą...

CZYTAJ TEŻ: Nowy wojewoda łódzki: Marek Michalik, Jerzy Kropiwnicki lub... Helena Pietraszkiewicz

Uznała Pani, że świat zaczyna się i kończy na urzędzie wojewódzkim?
Nie. Zobaczyłam zupełnie inną przestrzeń, w której można się realizować. I wcale nie w takim znaczeniu jak pan mówi. Ja nie potrzebuję pokazywać ludziom, kto tu rządzi. Stawiam na pracę zespołową. Jeśli jest jakiś problem, zapraszam wszystkie strony i rozmawiamy, szukając najlepszego rozwiązania. Czasem żartuję, że jestem zbyt leniwa, żeby sama wszystko robić, ale prawda jest taka, że samemu monetę widzi się tylko z jednej strony. Postawiłam na współpracę z samorządami, służbami czy instytucjami i wydaje mi się, że udało mi się to osiągnąć. A nie jest to takie oczywiste. Wojewoda ma takie narzędzia oddziaływania, że równie dobrze może konflikty eskalować, zamiast je rozwiązywać i wyciszać. Weźmy choćby nadzór prawny nad uchwałami rad. Łatwo się przecież przyczepić do źle postawionego przecinka i uchwałę zakwestionować. Ale nie o to chodzi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

To dziwnie zabrzmi, ale lubią Panią. Zwłaszcza jeśli porówna się Jolantę Chełmińską z niektórymi prezydentami i marszałkami, którzy - delikatnie mówiąc - budzą emocje. To wynika z funkcji wojewody czy z Pani usposobienia?
Wie Pan, miałam czasem wewnętrzny dyskomfort, że prezes, marszałek czy prezydent zachowuje się nie tak jakbym tego oczekiwała,ale starałam się zachować spokój, czasem wziąć na przeczekanie, wrócić do tematu i rozwiązać sprawę. To zresztą dotyczyło także spraw indywidualnych. Jeśli ktoś do nas pisał, starałam się nie spychać go z uzasadnieniem, że to sprawa samorządu, a nie wojewody. Czasem wykorzystywałam autorytet wojewody i pisałam do samorządu, że wpłynęła taka a taka sprawa i oczekuję ustosunkowania się. Chciałam odczarować znaczenie słowa „urzędowanie”. Na samym początku poprosiłam dyrektorów o wyjęcie z szaf różnych niezałatwionych spraw i ponowne zajęcie się nimi. Nie wszystkie, ale wiele udało się załatwić. Wyznaję zasadę, że jeśli ma to komuś pomóc, lepiej podjąć nieco ryzykowną decyzję niż nic nie robić. W tej mierze dużo zawdzięczam prawnikom. Mamy świetny zespół radców prawnych, w tym osoby, z którymi pracowałam jeszcze w banku.

Pomówmy o polityce. W ubiegłym roku wydawało się, że chce Pani zostać radną sejmiku. Zdobyła Pani sporo głosów, ponad 4300, po czym zrzekła się Pani mandatu, by nadal pozostać wojewodą. Ci, którzy na Pani głosowali, mogli się poczuć zawiedzeni.
Być może tak było. Chciałam się sprawdzić, więc się zgodziłam, a później niezręcznie byłoby się wycofać. Rozważyłam też, że są nieskończone sprawy, których powinnam dopilnować. Zmieniły się też inne okoliczności. Po rozmowie z nową panią premier, zdecydowałam, że zostaję na stanowisku wojewody.

A nie pomyślała Pani trochę cynicznie: będę lokomotywą na liście PO, wprowadzę kogoś następnego z listy, a sama pozostanę wojewodą?
Nie, w moim myśleniu nigdy nie było żadnego cynizmu. Nawet nie startowałam w okręgu gdzie mieszkam i gdzie mogłam być pewniejsza dobrego wyniku, ale w okręgu, z którym byłam mniej związana i gdzie PO nie osiągała wcześniej dobrych wyników w wyborach.

Dlaczego Pani nie weszła mocno w politykę w regionalnych strukturach Platformy?
Wbrew pozorom, jestem trochę niepokorna i nie byłoby mi po drodze z partyjną dyscypliną. Mam swoje zdanie i jeśli nie jestem do czegoś przekonana, to tego nie realizuję.

CZYTAJ TEŻ: Witold Stępień zostaje. Stronnikom Zdanowskiej nie udało się obalić marszałka

Nie dostała Pani żadnej propozycji?
Nie dostałam, a sama nie zabiegałam.

Przy swojej naturze mediatora nie miała Pani oferty załagodzenia sporów na szczytach władzy w Łodzi? Na przykład między marszałkiem Witoldem Stępniem a prezydent Hanną Zdanowską?
Kiedy obejmowałam urząd, rozpoczęliśmy dobrą współpracę z marszałkiem Włodzimierzem Fisiakiem i prezydentem Jerzy Kropiwnickim. Budowaliśmy nową jakość w kulturze politycznej. I to nadal trwa. Nie mam powodów do narzekania czy krytykowania współpracy urzędu wojewódzkiego z urzędem marszałkowskim czy urzędem miasta. Wspólnie realizujemy wiele projektów i to jest bardzo pozytywny przykład. Zupełnie inną sprawą jest spór między panem marszałkiem a panią prezydent. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że aż tak silnie iskrzy między nimi. Jeśli każda ze stron uważa, że ma rację, to żaden mediator nie jest w stanie nic zrobić. Ja nie chciałam zbytnio narzucać swojego stanowiska. Może gdyby to nie był koniec kadencji, moje zaangażowanie byłoby inne. Jestem jednak przekonana, ze przyszłość przyniesie dobre rozwiązanie tego konfliktu.

Zmianie na stanowisku wojewody ma towarzyszyć wzmocnienie jego roli. Zostanie podporządkowany ministrowi spraw wewnętrznych, przez wojewodę ma też przechodzić finansowanie służby zdrowia po likwidacji NFZ. To, Pani zdaniem, słuszny kierunek zmian?
Przez ostatnie lata cały szereg zadań typu operacyjnego czy wykonawczego przekazywano do samorządu. Wojewoda jako urząd sprawuje funkcję kontrolną. Jeśli zadania przekazane do samorządu wrócą do wojewody, może zostać zachwiana równowaga między zarządzaniem a kontrolowaniem. Trudno kontrolować samego siebie. Natomiast co do innych zmian to musimy poczekać na konkretne projekty czy ustawy i wtedy będziemy mogli ocenić jakość i kierunek proponowanych zmian.

Ma Pani już plan na życie po 8 latach w fotelu wojewody?
Zawsze byłam osobą aktywną, mój syn żartował: Mamo, ty lepiej pracuj, bo inaczej zwariujemy z tobą w domu. Do banku raczej nie wrócę, ale mam inne propozycje zawodowe. Poza tym na Ukrainie i w Mołdawii, niezależnie od urzędu wojewódzkiego, zostało rozpoczętych wiele projektów, które wymagają kontynuowania. Ja jestem jak kobieta pracująca z Czterdziestolatka - żadnej pracy się nie boję. Ale musi to być praca z ludźmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki