Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jolka, Jolka pamiętasz..., czyli Budka Suflera chce nam znowu grać

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Od lewej: Piotr Sztajdel, Mieczysław Jurecki, Dariusz Bafeltowski, Tomasz Zeliszewski, Felicjan Andrzejczak, Piotr Bogutyn
Od lewej: Piotr Sztajdel, Mieczysław Jurecki, Dariusz Bafeltowski, Tomasz Zeliszewski, Felicjan Andrzejczak, Piotr Bogutyn JPCH
Potrafili przyznać, że znowu w życiu im nie wyszło, ale gdy należało wrzucali piąty bieg. Byli jak młode lwy, śpiewali pieśń niepokorną albo tańczyli takie tango. Pozostają jednym z najważniejszych zespołów w historii polskiego rocka. Teraz chcą z dalekich wypraw powrócić do koncertowania. Czy znów nadejdzie czas Budki Suflera?

Podobno nazwa zawiązanego w Lublinie zespołu jest efektem przypadku - jesienią 1969 roku, podczas prób pierwszego składu grupy, ktoś otworzył na chybił-trafił słownik angielsko-polski na sformułowaniu Prompter’s Box, które szybko spolszczono na Budkę Suflera. W lutym roku 2020 zamknęła się księga życia twórcy większości repertuaru formacji Romualda Lipki. Wcześniej z muzykami rozstał się najznakomitszy wokalista zespołu - Krzysztof Cugowski. Wydawało się, że będzie to koniec rodzimej artystycznej legendy. Tymczasem Budka Suflera ogłasza powrót do koncertowania.

Źródłem reaktywacji artystycznej aktywności słynnej formacji był... skandal. Perkusista Tomasz Zeliszewski oraz basista i gitarzysta Mieczysław Jurecki - członkowie najznamienitszego składu Budki Suflera, którzy współtworzą dzisiejszą odsłonę grupy - przywołują muzyczne spotkanie przed kilku laty w gronie osób, które nagrywały „Jolkę” w 1982 roku. Uznano, że to skandal, iż Felicjan Andrzejczak przez te kilkadziesiąt lat nie nagrał pełnej płyty z zespołem. Tak narodził się album „10 lat samotności”, który miał swoją premierę w ubiegłym roku. Prace rozpoczęły się jeszcze za życia Romualda Lipki.

- Było nas czterech: Lipko, Andrzejczak, Jurecki i Zeliszewski - wyjaśniali muzycy. - Budka Suflera i Felicjan Andrzejczak. Piosenki Romka, oczywiście premierowe, oferta tekstowa skierowana do starych kumpli: Olewicza, Dutkiewicza, Cygana, Hołdysa... Razem z nami zaczęli tę pracę pozostali koledzy z zespołu, gitarzyści Piotrek Bogutyn i Darek Bafeltowski. Do tej ekipy dołączył Robert Dudzic, dźwiękowiec i producent od lat pracujący na rynku amerykańskim. Stało się jednak najgorsze. Odszedł od nas Romek Lipko. Gdy pierwszy szok minął, postanowiliśmy dokończyć to, co wspólnie zaczęliśmy. Wyobrażając sobie, że nadal jesteśmy razem, numer po numerze zamienialiśmy źródłowe linie melodyczne w gotowe nagrania. Jakże delikatnej w tym momencie roli klawiszowca podjął się Piotr Sztajdel. Początkowa wizja komercyjnej, profesjonalnej płyty w naturalny sposób przemieniła się w ukłon i hołd skierowany do przyjaciela. „10 lat samotności” to płyta, jaka muzykom może przytrafić się tylko raz. Te trzynaście, jakże różnych piosenek, to naturalna reakcja ludzi na smutek, żal, złość i rozgoryczenie. Każdy dał to, co ma najlepszego, talent, entuzjazm, szaleństwo, serce, wyobraźnię... Powstała scena muzyczna, jakiej nie planowaliśmy, ale przez to, być może niezwykła.

Album zebrał dobre recenzje, muzycy przygotowali trasę koncertową, jednak granie nowego materiału dla publiczności uniemożliwiła pandemia koronawirusa. Teraz pojawiła się szansa, by Budka Suflera ponownie mogła występować.

Tomasz Zeliszewski zapewania zatem: - Najwartościowszy kontakt, to ten bezpośredni: scena - widownia i to, co się dzieje na żywo. To jest najważniejsze. Ale to było niemożliwe. Wiemy jednak, że ludzie czekali na tę płytę z Felicjanem. I faktycznie, powinniśmy ją nagrać już dawno temu. Zrobiliśmy nawet wspólną sesję, bo „Jolkę”, „Czas ołowiu” i „Noc komety” zagraliśmy wspólnie na tysiącach koncertów. O płycie rozmawialiśmy wiele razy i kończyło się na gadaniu. W końcu zmobilizowaliśmy się do działania.

Wszystkie kompozycje na nowym albumie są autorstwa Romualda Lipki. Jak zapewniają muzycy, artysta do ostatnich chwil, podczas pobytu w szpitalu, śledził postęp prac nad płytą, dzielił się pomysłami, wysłuchiwał fragmentów nagrań puszczanych mu z telefonu komórkowego, był poruszony powstającym projektem.

- Nie da się nikogo zastąpić - przekonuje Tomasz Zeliszewski. - Można gorzej lub lepiej unieść pewien ciężar, sprostać pewnym oczekiwaniom, ale zawsze zrobimy to inaczej. Zastąpić kogoś takiego, zwłaszcza w obszarach naszych działań - nie da się. Romek to był człowiek jedyny w swoim rodzaju. Dwa lata temu przyszedł na próbę wcześniej i poinformował nas, że zachorował na nowotwór, ale jednocześnie poprosił, abyśmy grali jego utwory. Stwierdził wtedy: „Tylko piosenki po mnie pozostaną”.

Mieczysław Jurecki dodaje: - Romek był wielką indywidualnością. Rzadko się spotyka gościa, który swoim talentem i kompozycjami mógłby obdarzyć co najmniej kilkunastu innych kompozytorów i byłoby każdemu co dać, i jeszcze każdy miałby co najmniej jeden wielki hit. Tłumy na pogrzebie świadczyły o tym, że to nie był przeciętny gość. W związku z tym jego zastąpić się nie da, ponieważ nie ma drugiego takiego faceta. To była wielka postać i wielka osobowość w polskiej muzyce rozrywkowej.

Nie było tajemnicą, że Romuald Lipko dużo pisał, wiele swoich pomysłów „magazynował” - wcześniej w szufladzie w postaci zapisów nutowych, później w laptopie. - Romek zostawił nam kilkadziesiąt kompozycji - przyznaje Mieczysław Jurecki. - Po jego śmierci poszliśmy z Tomkiem do jego żony Doroty. Dała nam laptopa Romka, zrobiliśmy taką wstępną selekcję i wybraliśmy kilkadziesiąt utworów, które chcielibyśmy nagrać i je nagramy. Tam są między innymi takie perełki, jak utrwalone na dyktafonie melodie nucone przez Romka podczas jazdy autem. Tak więc mamy co robić.

Można zatem planować kolejne albumy. - Dużo komponują także Miecio i Darek Bafeltowski oraz Piotrek Bogutyn i klawiszowiec Piotr Sztajdel - potwierdza Tomasz Zeliszewski. - Ale trzeba przyznać, że kumpel nas zabezpieczył twórczo. Jeśli nawet nie byłoby tego cudownego spadku, to jesteśmy grupą kreatywną i twórczą. Nie byłoby najmniejszej potrzeby sięgania na zewnątrz. Budka Suflera od pół wieku jest takim wynalazkiem, który poza przebojami „Sen o dolinie” i „Noc komety”, od pięćdziesięciu lat gra swoje numery. Tak samo jak zespoły The Beatles czy The Rolling Stones. Natomiast jak zagospodarujemy ten złoty spadek: kto będzie śpiewał, jak my się skonfigurujemy i kiedy? - zobaczymy.

Wspólny album z Felicjanem Andrzejczakiem to wyjątkowe przedsięwzięcie, jednak nowy stały wokalista tak doświadczonego zespołu stanowi ogromne wyzwanie. Obecnie wyborem muzyków Budki jest Robert Żarczyński, który nagrał już z zespołem kilka piosenek. To wokalista i gitarzysta, z wykształcenia nauczyciel historii. Był jednym z założycieli i wokalistą cover bandu Kolorowe Gitary, wykonującego przeboje zespołów Trzy Korony i Czerwone Gitary. W 2017 roku wszedł w skład grupy Budka Band, sięgającej po repertuar Budki Suflera. - Z jego pozyskaniem do naszego zespołu wiąże się ciekawa historia - opowiada Tomasz Zeliszewski. - Zaproszono nas kiedyś z Mieciem na Śląsk w roli jurorów na festiwal poświęcony muzyce Budki Suflera. Przyjechali fani, publiczność, a my rozmawiając, staliśmy na korytarzu i dochodziły do nas dźwięki z próby. W pewnym momencie słuchamy zza drzwi i mówimy do siebie, że Cugowski nic nie mówił, że przyjedzie, a jest - bo go słyszymy. Wpadamy na tę salę, a tam kapela, o której w życiu nie słyszeliśmy i jakiś facet śpiewa głosem Krzyśka. Bylibyśmy się założyli, stojąc na korytarzu, że to Cugowski. Później przypomnieliśmy sobie o tym fakcie, gdy powstał temat nowego wokalisty. Robert przyjechał do nas, a Romek był zachwycony.

Budka Suflera żegnała się już z publicznością głośną trasą „A po nocy przychodzi dzień” w roku 2014. - Bardzo trudno zejść ze sceny - nie kryje Tomasz Zeliszewski. - Trasa w roku 2014 była olbrzymim sukcesem. Zagraliśmy w sumie 102 koncerty, w tym także w największych polskich obiektach. Częścią tej trasy był niezwykły koncert na festiwalu Woodstock w obecności 700 tysięcy ludzi. Byliśmy naprawdę bardzo zmęczeni. Ale przerwa, jaka się później zdarzyła, uświadomiła nam, że to jest profesja i zawód, w którym opowiadanie: „dziękujemy, już never again” ma krótki żywot. Nasze organizmy coraz bardziej buntowały się przeciwko takiemu stanowi rzeczy, gdy nagle nie jeździmy i nie gramy, nie ma tego całego zgiełku, który panuje wokół nas i który tak kochamy. I w pewnym momencie po prostu Lipo do mnie zadzwonił i mówi: „wiesz co, Tomaszku, czas tracimy, to co, gramy?” A ja na to: „no k… pewnie, że gramy, zadzwonię do Mietka”. Zaprosiliśmy Krzyśka Cugowskiego do grania, ale podjął inną decyzję. Cały proces ustaleń, negocjacji, „bicia piany”, zamknął się w jednej chwili.

A fani pamiętają. Sen o dolinie Budki Suflera znów się może zatem spełnić.

wsp. Justyna Napieraj

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki