Julcia ma niespełna rok, od operacji w klinice w Munster, gdzie operuje doktor Edward Malec, właśnie mija miesiąc. Rodzice mogą się już pochwalić swoim szczęściem.
- Córka została zabrana z oddziału o godz. 7.30, wybudzono ją o godz. 12 i od razu oddychała samodzielnie - opowiada Małgorzata, mama dziewczynki. - Julcia szybko zaczęła domagać się picia i w bardzo dobrym tempie dochodziła do formy. Z mężem jesteśmy przeszczęśliwi, bo tylko my wiemy, przez co musieliśmy przechodzić w ostatnich miesiącach.
Po dwóch dniach spędzonych na oddziale intensywnej terapii dziewczynka została przeniesiona na oddział kardiologiczny, gdzie zawierała przyjaźnie i była ciekawa wszystkiego. 25 czerwca dziewczynka z rodzicami wróciła do domu.
- Teraz nadrabia stracony czas, cieszy się i bawi się z siostrą bliźniaczką - mówi mama Julci. - Przed nami długa rehabilitacja. Amelka raczkuje i siada, ale Julcia już przekręca się na brzuszek. Cieszymy się bardzo na nadchodzące urodziny dziewczynek, 4 sierpnia, które spędzimy razem.
Małgorzata Kania zauważa, że dzieci po operacjach serca nie będą funkcjonowały tak samo, jak dzieci zdrowe. Potrzebują szczególnego traktowania i troski.
- Na wiele rzeczy musimy uważać, chronić córeczkę przed infekcjami i być pod stałą kontrolą lekarzy - mówi. - Ale Julia ma dobre wyniki i pięknie się śmieje.
Rodzice Julii serdecznie dziękują wszystkim ludziom dobrej woli, dzięki którym operacja była możliwa. Gdy tylko lokalna społeczność ze Skierniewic dowiedziała się, że trzeba wspomóc Julkę, w mieście odbyło się wiele zbiórek pieniędzy, a także przedstawień, spektakli teatralnych, rajdów rowerowych i loterii, z których dochód był przeznaczany na jej operację. W pomoc zaangażowało się wiele stowarzyszeń, organizacji i firm, a także zwykli ludzie.
Podobnie było rok temu w przypadku dziewięcioletniego obecnie Kamilka Kobyłeckiego ze Skierniewic. Jego mama również wyraża wdzięczność, gdyż syn równo rok temu przebył taką samą operację w niemieckiej klinice. Ta kosztowała 180 tys. złotych i też udało się ją uzbierać tylko dzięki ludziom, którzy nie żałowali paru groszy, by wspomóc chłopca.
- Rok temu, 8 lipca, wyjeżdżaliśmy do Niemiec pełni nadziei, ale i obaw - wspomina Agnieszka Kobyłecka. - Warto było! Potwierdzeniem sprawnie funkcjonującego serca jest to, że od tamtej pory nie byliśmy jeszcze w szpitalu, a Kamilek ani razu nie zachorował. Kamil zdał teraz do trzeciej klasy i jest szczęśliwy.
Autopromocja:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?