30 października 1826 r. blisko 200 zgierskich czeladników uzbrojonych w pałki i kamienie ruszyło na ratusz. "Byliby ratusz zburzyli" – napisał w raporcie ówczesny burmistrz Zgierza Samuel Grzegorzewski. Do stłumienia buntu ściągnięto wojsko, które użyło broni. 13 czeladników ukarano więzieniem. A wszystko zaczęło się od awantury u tokarza Myske...
30 października 1826 tłum zgierskich czeladników chciało zdobyć ratusz miejski
W latach 20. XIX w. Zgierz gwałtownie się rozwijał, do pracy ciągnęli tu imigranci zarobkowi ze Śląska i Niemiec. Według ówczesnego burmistrza czeladnicy ci byli skłonni do pijaństwa i awantur. Wpływ na to miały m.in. trudne warunki pracy i oderwanie od rodziny. Na zdjęciu panorama Zgierza, lata 80. w.
Burzliwy rozwój Zgierza na początku XIX wieku
30 października 1826 czeladnik tokarski Gotlieb Kietig wdał się w kłótnię z żoną majstra Myske. Były wyzwiska i rękoczyny. Mąż poskarżył się burmistrzowi, a on wysłał po Kietiga policjanta. Czeladnik jednak uciekł. Tego samego dnia w domu przy ul. Długiej aresztowano Hieronima Vogta, właściciela zgierskiej manufaktury, który po pijanemu wszczynał burdy. Po zatrzymaniu Vogta jego czeladnicy, wyszli na ulicę, aby uniemożliwić aresztowanie pracodawcy. W tłumie znalazł się Kietig i rozpoznany przez policjanów trafił do aresztu w razem z Vogtem.
30 października 1826 tłum zgierskich czeladników szturmował ratusz miejski
Wieczorem władze postanowiły uwolnić właściciela manufaktury, pozostawiając w areszcie Kietiga, bo był agresywny – obrażał urząd i funkcjonariuszy. Tymczasem uwolniony Vogt zaczął namawiać zgromadzonych czeladników, by ruszyli na magistrat i odbili czeladnika. O godz. 21 przed budynkiem stało już 200 z pałkami. Rozpoczął się szturm.