Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kandydat na prezydenta Łodzi może wydać na swoją kampanię 350 tys. zł

Marcin Darda
Infografika: Tomasz Frączek
Gdyby każdy z dziewięciorga kandydatów na prezydenta Łodzi wydał w kampanii wyborczej maksymalną kwotę, którą dopuszcza Państwowa Komisja Wyborcza, ich kampanie byłyby warte w sumie ponad 3,2 mln zł.

Według Państwowej Komisji Wyborczej komitety, które wystawiają kandydatów na prezydenta w miastach liczących co najmniej 500 tys. mieszkańców, w przeliczeniu na każdego z nich mogą wydać po 60 groszy, a każdy mieszkaniec ponad te 500 tys. jest "wyceniany" na 30 groszy. To oznacza, że w Łodzi każdy z kandydatów na prezydenta może wydać na kampanię maksymalnie 351.727 zł.

Z reguły małych komitetów wyborczych nie stać na takie wydatki. Takimi kwotami mogą dysponować tylko najbogatsze partie, te subsydiowane z budżetu państwa, a najwięcej, bo po kilkanaście milionów złotych, dostają tylko PO i PiS.

- Trudno mówić o konkretnych kwotach - mówi nasz rozmówca z łódzkiej PO. - Wiadomo, że duża część kampanii naszej kandydatki na prezydenta Łodzi będzie finansowana centralnie, z budżetu partii, a chodzi m.in. o sfinansowanie billboardów wyborczych.

Limity obowiązują również kandydatów na radnych. W Platformie wyliczono, że partyjna lista, licząca 10 kandydatów w każdym okręgu, na kampanię może wydać maksymalnie 11 tys. zł. Najwięcej mają jedynki na listach - po 3,5 tys. zł. Każda dwójka - po 2,5 tys. zł, nr 3 - 1,3 tys. zł, zaś miejsca 4-9 po 500 zł. Ostatni na liście ma do wydania 700 zł. Limity można przesuwać, zatem "wypełniacze" list, którzy nie liczą na mandat, swoje limity mogą przekazywać innym, byleby po wyborach wszystko w papierach się zgadzało, a wydatki sumowały się do 11 tys. zł na okręg.

Inaczej jest w SLD, bo żeby mieć szansę na mandat radnego, trzeba zainwestować niemałe pieniądze. Kandydat z miejsca pierwszego w każdym łódzkim okręgu do Rady Miejskiej "dobrowolnie" musi wpłacić aż 15 tys. zł. Z tej puli 5 tys. zł idzie na kampanię ogólną partii w mieście, za pozostałe 10 tys. zł kandydat opłaca kampanię własną. Początkowo mówiło się, że pieniądze na ogólną kampanię de facto oznaczały zasilenie konta Tomasza Treli jako kandydata SLD na prezydenta Łodzi, jednak sam Trela precyzuje, że chodzi o kampanię Sojuszu.

Drugi na liście w SLD wpłaca 5 tys. zł, z czego 2 tys. zł idzie do wspólnego worka, trzeci na liście może na swą kampanię wydać tysiąc złotych, a kandydaci z miejsc 4-10 poprowadzą swe kampanie, wykorzystując symboliczne 100 zł. Dodatkowo każdy z radnych w SLD (także z sejmiku) wpłaca do ogólnej puli po 5 tys. zł.

Gdyby wpłatę tych 15 tys. zł za pierwsze miejsce potraktować jako inwestycję, to ta może się zwrócić, bo przez kadencję radny w Łodzi zarabia około 120 tys. zł netto. O ile każda jedynka SLD ma duże szansę na mandat radnego, o tyle wpłacający po 5 tys. zł za miejsce drugie już raczej nie.

Jeszcze inaczej jest w Twoim Ruchu. Tam każda jedynka w Łodzi wpłaca po 1,5 tys. złotych i tyleż nr 1 na liście do sejmiku.

- Stawiamy na bezpośredni kontakt z mieszkańcami - mówi Krzysztof Makowski, kandydat na prezydenta Łodzi z TR. - Ja sam na swoją kampanię prezydencką wydam maksymalnie 10 tys. zł, czyli bardzo skromnie - dodaje Makowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki