Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitalizm, czyli skurcz serca. „Opowieść wigilijna” w Teatrze Nowym [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
HaWa / Materiały Teatru Nowego
W sobotę, miną dwa miesiące od śmierci dyrektora Zdzisława Jaskuły, a Teatr Nowy w Łodzi wciąż pracuje energią, którą w niego tchnął. Po „Ziemi obiecanej” Remigiusza Brzyka, zobaczyliśmy kolejną premierę zaplanowaną przez Jaskułę. Nawet więcej, bo jest on autorem adaptacji opowiadania Charlesa Dickensa „Opowieść wigilijna”. Wystawił je zaś Tomasz Dajewski, od lat współpracownik Jaskuły.

„Opowieść...” przez Jaskułę odczytana na nowo, przeniesiona została w łódzkie realia i we współczesny kontekst. Służą temu nie aktualne aluzje, lecz oddanie (nomen omen) ducha naszego czasu. Jest nim odczuwalny szczególnie w okresie bożonarodzeniowym brak wolnego czasu, który można ofiarować bliskim. Wszystko przez ekonomiczne uwięzienie. Czasem z własnej woli, jak grany przez Tomasza Kubiatowicza Wiktor Skurcz - przed ekranami komputerów. Czasem wśród teczek z dokumentami - jak Robert, pracownik Skurcza, grany z lekkością przez Sławomira Suleja. Efektem jest rozpad międzyludzkich więzi, zbanalizowanie kontaktów, czego przykładem jest Scrooge, spolszczony według pomysłu Jaskuły na Skurcza. Nazwisko, które staje się kompletną charakterystyką postaci. Charakteryzuje skupienie się na mozolnym i bezwzględnym ciułaniu mamony, co rzutuje na sposób postrzegania tej postaci - jako Skurcz(ybyk). Miano to niesie też jakąś utajoną ranę - i to Kubiatowicz z Dajewskim czytelnie ujmują na scenie - która odcina go od ludzkich emocji, zasklepia go w sobie, powoduje skurcz serca. Świetna rola Kubiatowicza, grana z pełnym odwzorowaniem dwoistej natury tej postaci - bez potępiania jej.

Reżyser umieścił na środku sceny sporych rozmiarów ekran, który dla Skurcza, prowadzącego małą firmę w suterenie kamienicy na Piotrkowskiej, jest oknem na świat. Oknem, które Skurcz ignoruje i każe przymykać, co Sulej robi... przyciszając je pilotem. Tego rodzaju lekkich scenicznych żartów, znanych z realizacji duetu Jaskuła-Dajewski, jest w „Opowieści wigilijnej” więcej i działają one zdecydowanie na plus.

Od strony aktorskiej reżyser zaproponował rzecz dyskusyjną, choć tłumaczącą się chęcią uruchomienia familijnym przedstawieniem określonych uczuć. Zaproponował kilka sposobów prowadzenia aktorów. Na kreskówkową modłę (w dobrym tego słowa znaczeniu) pomyślany jest komiczny sposób poruszania się Obywateli zbierających datki na przyszły cel (Przemysław Dąbrowski i Paweł Audykowski), w późniejszej części także Przedsiębiorcy Pogrzebowego (znów Audykowski) i Sprzątaczek (Katarzyna Żuk i Monika Buchowiec), które ogrania szał mamony. I są to sceny trafione. Gdy zaś Skurcz, prowadzony przez Ducha Teraźniejszej Wigilii (Audykowski), podgląda przygotowania do świąt w domu swojego pracownika, aktorzy odrzucają warsztat i z towarzyszącymi im dziećmi zachowują się naturalnie. Całą tę w założeniu ciepłą scenę dźwiga i czyni żywą Monika Buchowiec jako Marta, najstarsza córka Roberta. Dodać trzeba, że obsadzenie kilku aktorów w więcej niż jednej roli chwilami powoduje zamęt. Problematyczna jest obecność Buchowiec na scenie jako Żony Siostrzeńca Skurcza i (na ekranie) jako jego młodzieńczej miłości. Naprawdę dzieci nie są dość bystre, by wyłapać podobieństwo? Godne podkreślenia jest zaś, że owe filmy (autorstwa Romana Kałuży-Wierzchowskiego), kontrapunktujące akcję, są doprawdy rzadkiej urody: znakomite światło, wysmakowane kadry i wymowny montaż, świetna kompozycja i myślenie o obecności w nich aktora.

Choć siłą „Opowieści...” jest właśnie aktorstwo, to w środkowej części spektaklu reżyser oddaje pole filmowym retrospekcjom oglądanym na wspomnianym ekranie. Chwilę później robi się już ciekawiej, bo do filmów na ekranie dołącza ich powiększone odwzorowanie na rozciągniętej w oknie sceny siatce. Ma ono też tę zaletę, że wypełnia pustą dotąd przestrzeń wokół ekranu. Sam ekran to ostatecznie też wehikuł do ostatniej podróży, w jaką zabiera Skurcza (i widownię) Duch Przyszłych Wigilii (Dąbrowski). Do obozów tymczasowego pobytu dla uchodźców. Co zatem zrobić, aby skurcz serca minął? Chyba najlepiej po prostu je ogrzać. Dobrze, że „Nowy” nie szczędzi na to wysiłków.

Po „Więcej niż możesz zjeść”, „Opowieść...” to kolejne przedstawienie, w którym kilku scenom brakuje szlifu nadawanego przez Zdzisława Jaskułę jako dyrektora artystycznego (ach, te sprzęty poruszane żyłkami). „Nowy” potrzebuje już artysty, który nim pokieruje. Może w końcu doczekamy się jakichś decyzji ze strony magistratu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki