Pan Szymon Wiąk pracuje w Rzgowie, jest konserwatorem w hali sportowej. We wtorek po godz. 20 w pracy stracił przytomność. Upadając, uderzył głową o biurko. - Pamiętam, że poszedłem podpisać listę obecności. Straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, miałem rozbitą skroń, z głowy ciekła mi krew - mówi Szymon Wiąk.
Nieprzytomnego mężczyznę znaleźli w pomieszczeniu biurowym inni pracownicy. Wezwali pogotowie . - Dostaliśmy informację, że w Rzgowie czeka na pomoc mężczyzna z urazem głowy. Podano też informację, że poszkodowany wcześniej stracił przytomność - mówi Krzysztof Chmiela, dyrektor medyczny Falck Medycyna.
Karetka z rannym pojechała do szpitala w Pabianicach. W ambulansie wykonano mężczyźnie badanie EKG, aby wykluczyć zawał serca. Z przeprowadzonego wywiadu medycznego ratownicy dowiedzieli się też, że ranny miał wcześniej drgawki. Te informacje przekazali lekarzom dyżurującym w szpitalu. Tutaj zaczęły się problemy. Lekarze dyskutowali kilkanaście minut, na który oddział ma trafić pacjent. Ratownicy z karetki zostawili pacjenta pod opieką zespołu ze szpitalnego oddziału ratunkowego.
- Przez kilkadziesiąt minut nikt się tatą nie zajął - mówi pan Adam, syn rannego. - Pobrali mu chyba tylko krew i obejrzał go lekarz. Około godz. 23 wypuścili go ze szpitala - dodaje.
Wypisano rannego, chociaż mówił lekarzom o zawrotach, bólu głowy i tętniaku w lewej nodze.
Pan Szymon w środę rano nadal czuł się bardzo źle. Miał zawroty głowy i co chwilę tracił równowagę. - Żona zawiozła mnie do lekarza. Ten natychmiast wypisał mi skierowanie do szpitala - mówi pan Szymon.
- W środę w godzinach południowych przyjęliśmy pacjenta na oddział internistyczny w szpitalu w Tuszynku. Jest w trakcie diagnostyki - mówi Janusz Kaźmierczak, dyrektor szpitala.
W czwartek mężczyzna przejdzie szczegółowe badania na tomografie komputerowym, które jest wykonywane zawsze po urazie głowy. W szpitalu w Pabianicach jednak go nie wykonano. Dlaczego? - Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Każdy pijak po wypadku ma kompleksowe badania, a mnie zbadano ciśnienie i po prostu się pozbyto ze szpitala - mówi pan Szymon.
Przedstawiciele pabianickiego szpitala nie chcą komentować tej sytuacji. - Nie możemy udzielać informacji o stanie zdrowia pacjenta ani o przeprowadzonych badaniach - powiedziała Dominika Konopacka, prezes zarządu Pabianickiego Centrum Medycznego.
AKTUALIZACJA:
W czwartek po południu dostaliśmy wyjaśnienie ze szpitala w Pabianicach:
W związku z informacjami prasowymi dotyczącymi pobytu pacjenta Szymona Wiąka w PCM Sp. z o.o. w dniu 14 października 2014 roku wyjaśniam, że jak wynika z dokumentacji medycznej pacjenta oraz z informacji uzyskanych od personelu medycznego, zakres i rodzaj świadczeń zdrowotnych udzielonych pacjentowi był adekwatny do jego stanu zdrowia; w szczególności proces diagnostyczny przebiegał sprawnie, zaś w jego ramach udzielono niezbędnych i właściwych świadczeń zdrowotnych. Dalej idąca informacja, co do świadczeń zdrowotnych udzielonych pacjentowi, nie jest możliwa ze względu na obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z pacjentem.
Wyjaśnienia przysłała pani prezes Dominika Konopacka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?