Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasia Moś zaśpiewała świetnie. Zabrakło szczęścia PODSUMOWANIE EUROWIZJA 2017

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa
Wideo
od 16 lat
Finał Eurowizji 2017 pełen był emocjonujących, dobrych, ale też i kiepskich występów. W otoczeniu wielu artystów, którzy po prostu zaśpiewali nieczysto, wyróżniła się reprezentantka Polski. Kasia Moś, mimo tego, że zachorowała na krótko przed eurowizyjnym finałem, udźwignęła trudną do wykonania piosenkę pt. „Flashlight”. Niestety, zabrakło szczęścia.

Od samego początku mieliśmy duże oczekiwania wobec Kasi. Tym bardziej, że w zeszłym roku Michał Szpak wyśpiewał Polsce 8. miejsce w końcowej klasyfikacji Eurowizji. Po półfinałowym występie artystki wszyscy byli zachwyceni. Bo choć piosenka Kasi jest ciężka, to jej występ był fenomenalny, zaśpiewany czyściutko. Na finale miało być tak samo, tyle że Kasia zachorowała tuż przed eurowizyjnym występem.

Na szczęście Polka poradziła sobie z chorobą, która nie przeszkodziła jej w genialnym zaśpiewaniu "Flashlight". Na scenie pojawiła się jako druga, tuż po kandydacie z Izraela, który - swoją drogą - śpiewał bardzo nieczysto. Takich fałszujących artystów było w tegorocznej odsłonie Eurowizji sporo. Piosenek nie udźwignęli m.in. kandydaci z takich krajów jak Austria, Chorwacja, Grecja czy Hiszpania.

Eurowizja 2017: Kasia Moś na 22. miejscu

Świetnie poradził sobie za to reprezentant Portugalii, który zapewnił swojemu krajowi pierwsze zwycięstwo w historii Eurowizji. Salvador Sobral w wyjątkowej, bardzo nietypowej jak na standardy Eurowizji piosence pt. „Amar Pelos Dois" chwycił za serca już podczas półfinałów. Bardzo musicalowy utwór, nastrojowy, bez żadnych efektów specjalnych. Tylko reprezentant Portugalii i muzyka. Utwór ma w sobie coś wyjątkowego, sam wykonawca też jest nietuzinkowy. Trzeba przyznać, że choć takich utworów na Eurowizji raczej się nie spotyka, to w tym roku okazało się to strzałem w dziesiątkę. Był niewątpliwie jednym z faworytów. Co tu dużo mówić: Salvador ma w sobie niesamowitą wrażliwość i bardzo dobry warsztat.

Nie tylko on budził jednak podczas finału zachwyty. Isaiah z piosenką „Don't Come Easy" to 17-letni reprezentant Australii. Świetny, młody wokalista również był jednym z faworytów tegorocznej odsłony Eurowizji. Jego pełne imię i nazwisko to Isaiah Firebrace. Przypomnijmy, że to kolejny silny kandydat Australii na konkursie Eurowizji. W zeszłym roku Dami Im z piosenką pt. "Sound Of Silence" od samego początku była najwyżej oceniania przez jurorów z różnych krajów. Ciągle prowadziła, aż do momentu rozdawania głosów przez telewidzów, którzy mimo tego, że wręczyli jej sporo punktów, to jednak było to zbyt mało, by mogła wygrać.

Udział Australii w Eurowizji co roku budzi jednak kontrowersje i te same pytania, mimo wyjaśniania tej kwestii wielokrotnie. Warto rozwiać więc wszelkie wątpliwości ponownie, albowiem konkurs - wbrew pozorom - nie jest zarezerwowany wyłącznie dla krajów Europy. Stąd nie pierwszy występ Australii w tym konkursie (zaczęła występować w 59. edycji, teraz mamy 62. finał), a także obecność Gruzji, Azerbejdżanu czy Izraela.

Euforię wzbudziła też 17-letnia Blanche z Belgii, która rozpoczęła utwór pt. „City Lights" w towarzystwie oklasków widzów. Dziennikarze DZ na Twitterze jeszcze w czasie półfinałów rozpisywali się o tym, że to wokalistka o głosie wielkich gwiazd. Skrzyżowanie Lorde i Lany Del Rey, ale głos jeszcze nieoszlifowany. Widać było braki w warsztacie, choć jej występ i ładna barwa ujmowały prostotą. To się spodobało i sprawiło, że Belgia zajęła 4. miejsce w klasyfikacji.

Skoro mówimy jednak o faworytach, to wspaniały odzew przyniósł też 17-letni reprezentant Bułgarii. Okazuje się, że wszystkie występy nastolatków w tym roku były bardzo dobre. Kristian Kostov w piosence pt. „Beautiful Mess" zachwycił widzów. Utwór wykonał bardzo dobrze i mimo młodego wieku czuł się pewnie na scenie. To już duży plus. Wokół występu Kristiana narosły jednak kontrowersje ze względu na fakt, że - podobnie jak niedopuszczona do Eurowizji reprezentantka Rosji - wystąpił na okupowanym przez Rosję Krymie. Miał jednak wówczas 14 lat, więc uznano, że nie był do końca świadomy całej sytuacji i ostatecznie dopuszczono go do konkursu. Chłopak doprowadził swój kraj do drugiego miejsca w końcowej klasyfikacji. Zdobył też najlepszy rezultat w historii startów Bułgarii w konkursie.

Ale skoro o tego typu kontrowersjach mowa, zaznaczmy, że po raz pierwszy od wielu lat Rosja nie pojawiła się na konkursie właśnie ze względów politycznych. Julia Samojłowa, która miała reprezentować kraj, ostatecznie nie pojawiła się w konkursie. Jej występ od samego początku stał pod znakiem zapytania, kiedy w zeszłym roku Eurowizję wygrała kandydatka Ukrainy. Oznaczało to bowiem, że kolejny finał odbędzie się w Kijowie, a Julia Samojłowa ma zakaz wjazdu na Ukrainę. Otrzymała go ze względu na swój występ na terenie Krymu w czasie, gdy został on zajęty przez Rosjan.

Przebywała więc na tamtym terenie nielegalnie, co ukraińskie władzy uznały za poparcie aneksji Krymu. Rosja nie zamierzała się ugiąć i zmieniać kandydata, więc ostatecznie postanowiła nie występować na Eurowizji. Ich telewizja publiczna nie pokazała też występów innych uczestników, mimo tego, że robiła to rok w rok. A warto zaznaczyć, że Rosja w ostatnich latach wzbudziła falę euforii wśród publiczności, choć jeszcze nie tak dawno temu była wygwizdywana przez publiczność, m.in. przez działania właśnie na terenie Ukrainy. W pamiętnym 2014 roku wygwizdano bliźniaczki, które występowały na Eurowizji z ramienia Rosji. Ale już w 2015 roku, gdy na scenie pojawiła się Polina Gagarina, sytuacja się odwróciła i Rosjanka skradła serca widzów piosenką „A Milion Voices", mówiącej o równości, zajmując wysokie 2. miejsce. O zwycięstwo otarł się również zeszłoroczny kandydat Rosji, Sergey Lazarev, który stanął na 3. miejscu podium.

CZYTAJCIE DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Oczywiście nie byłoby Eurowizji, gdyby nie wpadki i dziwne zachowania na scenie. Francesco Gabbani z Włoch tańczył na przykład z gorylem-przebierańcem, a Dihaj z Azerbejdżanu śpiewała, gdy tuż obok na drabinie stał mężczyzna z głową konia. Nie zabrakło też pocałunków niektórych artystów. To staje się już powoli eurowizyjną regułą, która ma być sprzeciwem wobec skandalu, jaki wybuchł dwa lata temu, gdy na scenie doszło do pocałunku występujących z ramienia Litwy wokalistów i dwóch par tancerzy (całowały się wówczas osoby tej samej płci).

Skandal pojawił się też podczas występu Jamali, zeszłorocznej zwyciężczyni Eurowizji. Na scenie pojawił się wówczas mężczyzna z narzuconą na siebie australijską flagą, który tańcząc wokół artystki opuścił spodnie i obnażył dolną część ciała. Interwencja ochrony nastąpiła szybko, jednak kamery zdążyły już posłać ten jakże niestosowny obraz w świat...

Wiele można mówić o tegorocznej odsłonie Eurowizji, ale nie można powiedzieć, że Portugalia wygrała niezasłużenie. W zeszłym roku wygrana Ukrainy wzbudziła natomiast wiele różnych emocji. Między innymi dlatego, że trudno było oprzeć się wrażeniu, że jej wygrana była policzkiem w stronę polityki Rosji, która zresztą chciała wówczas zablokować występ Ukrainy ze względu na polityczne odniesienia prezentowanej przez ten kraj piosenki.

O ironio, zamiast tego to Ukraina zablokowała w tym roku Rosję. Ale niektórzy w piosence "1944", która w zeszłym roku wygrała, doszukiwali się nawet współczesnego odniesienia do sytuacji na Ukrainie i działań, jakie Rosja tam prowadziła. Jamala relacjonowała, że uciekła ze swojej ojczyzny i na razie tam nie wraca, ale cieszy ją, że inne kraje dostrzegły ten problem. Wynik Eurowizji miał być tego dowodem.

Zwłaszcza, że „1944" to bardzo emocjonalna i osobista opowieść o historii, a także rodzinie Jamali. Jej głos też jest specyficzny, na pewno wyróżniał się na tle innych reprezentantów. Do tego piękna oprawa wizualna i efekt gotowy - Jamala wygrywa.

- Putin ma za sobą bezsenną noc - komentowali niektórzy złośliwie, gdy Rosja znalazła się na 2. miejscu klasyfikacji, tuż za Ukrainą.

Tym razem takich komentarzy nie ma, bo występ Salvadora był wyjątkowy. Polska też wręczyła Portugalii najwięcej, dwanaście punktów w głosowaniu jurorskim. Poradził sobie świetnie, pokazał ogromną wrażliwość, warsztat i miłość do muzyki. W obu głosowaniach zdobył największe ilości głosów, tym samym zapewniając Portugalii pierwsze zwycięstwo w historii Eurowizji.

Jak wypadła sytuacja Polski? Po jurorskim głosowaniu mieliśmy na koncie zaledwie 23 głosy. Widzowie wręczyli nam z kolei 41 punktów, więc skończyliśmy z 64 głosami na 22. miejscu przy 26. możliwych. To duży spadek w porównaniu z tym, co zafundował nam w zeszłym roku Michał Szpak. Przypomnijmy, że piosenką pt. „Color of Your Life” wywalczył 8. miejsce w ostatecznej klasyfikacji. Choć według widzów powinien być 3. - ale skrzywdzili nas wówczas jurorzy.

Nie mamy się jednak czego wstydzić, bo Kasia Moś zaśpiewała na 62. Konkursie Piosenki Eurowizyjnej naprawdę fenomenalnie. Głosu nie można jej odmówić, lecz „Flashlight” jest trudną piosenką, ciężką, nieco niepasującą do lekkiej formy Eurowizji. Widzom trudno więc było na przykład zapamiętanie do niej słów lub melodii, którą mogliby razem z artystką wyśpiewać. Tak, jak miało to miejsce podczas melodyjnej i łatwej do zapamiętania piosenki Szpaka.

Kasi należą się więc wielkie gratulacje i powodzenia w dalszej karierze muzycznej. Nam natomiast pozostaje czekać na kolejną Eurowizję, która za rok odbędzie się w Portugalii.

Pierwsze 6. miejsc w głosowaniu:

  1. Portugalia: 758 głosów
  2. Bułgaria: 615 głosów
  3. Mołdawia: 374 głosy
  4. Belgia: 363 głosy
  5. Szwecja: 344 głosy
  6. Włochy: 334 głosy

ZOBACZ TAKŻE: Skandal na Eurowizji 2017. Incydent na scenie z... gołym tyłkiem
Kukiz o Eurowizji: Gdyby Kasia Moś wyszła za uchodźcę z ISIS, mielibyśmy szansę na podium

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kasia Moś zaśpiewała świetnie. Zabrakło szczęścia PODSUMOWANIE EUROWIZJA 2017 - Dziennik Zachodni

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki