Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Dowbor: Znam się na budowlance, wybudowałam pięć domów

Anna Gronczewska
Katarzyna Dowbor
Katarzyna Dowbor materiały promocyjne Polsatu
Z Katarzyną Dowbor, o kulisach zwolnienia z TVP i budowaniu domów, rozmawia Anna Gronczewska

Z radością wróciła Pani na ekrany telewizorów?
Z ogromną! Tak jest zawsze , gdy się lubi swoją pracę. A ja ją lubię od trzydziestu lat. Wiem, że to długi czas. Wydawało mi się, że mogę powoli szykować się do emerytury. Nie doszło do tego. Z czego bardzo się cieszę.

Ale teraz jest Polsat, a nie telewizja publiczna, której była Pani wierna tyle lat...
Śmieję się, że pierwszy raz w życiu pracuję u prywaciarza, czyli w prywatnej telewizji. Muszę przyznać, że nie jest łatwo. Jest dużo pracy, ale daje wiele satysfakcji i radości.

Ucieszyła Panią propozycja Polsatu?
Oczywiście, ale nie było tak, że otrzymałam propozycję prowadzenia programu. Tylko wzięcia udziału w castingu. Musiałam o siebie zawalczyć. Tyle lat pracowałam w telewizji publicznej, nie brałam nigdy udziału w castingach. To był mój pierwszy raz. Ale świat idzie naprzód i trzeba się umieć przestawić. Jeśli jest taki wymóg, że trzeba teraz wystąpić w castingu, by dostać pracę, to musiałam się do tego dostosować. Byłam trochę przerażona, ale udało się.

W tym roku świętuje Pani jubileusz trzydziestolecia telewizyjnej pracy. Jak go Pani uczci?
Spotkamy się w gronie najbliższych przyjaciół i zrobimy imprezę. Na to trzydziestolecie pracy, w listopadzie ukaże się moja książka "Mężczyźni mojego życia". Niektórzy bardzo się zdziwią, gdy ją przeczytają. Choć samo świętowanie nie jest takie ważne. Najważniejsze, że było to dobre trzydzieści lat. Robiłam to, co lubiłam.

Myślałam, że napisze Pani książkę nie o mężczyznach, ale odsłaniającą kulisy TVP...
O TVP też jest w niej trochę. W końcu byłam z nią związana tyle lat, telewizja publiczna była dla mnie jak drugi dom. Zachęcam do czytania mojej książki!

Pani była tyle lat wierna TVP, ale prezentu od niej na jubileusz nie dostała?
Niestety nie. Firma jest taka, jak rządzący nią ludzie. Nawet nie usłyszałam dziękuję na do widzenia. Ja nie miałam żalu o to, że się ze mną rozstano. Może nie pasowałam, byłam z innej bajki. Takie prawo mają dyrektorzy i prezesi. Zabrakło mi jednej rzeczy. Aby pan prezes, z którym byłam kiedyś na ty, znał mnie, wykonał mały gest. Powiedział: Pani Kasiu, czy po prostu Kasiu, nie mamy pomysłu na panią, ale zapraszam na kawę, przyniósł bukiet kwiatów i powiedział, że dziękuje za pracę. Jedynie Włodek Szaranowicz, którego spotkałam, gdy biegałam z obiegówką, pocałował mnie w policzek i powiedział, że chciał mi podziękować za wszystko, co zrobiłam dla redakcji sportowej. Tego mi od kierownictwa telewizji zabrakło. Właśnie takiego gestu.

Trochę to dziwne, że TVP się z Panią rozstała, bo była Pani jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy telewizji.
Proszę zobaczyć, ile rozpoznawalnych twarzy i "stworzonych" przez telewizję publiczną pracuje w innych stacjach. Na przykład para Dorota Wellman i Marcin Prokop, która jest dla mnie najlepszą prowadzącą programy śniadaniowe, została stworzona i wymyślona w telewizji publicznej. Kto pozbywa się takich ludzi? Trzeba nie mieć wyobraźni, nie znać się na tej robocie. Takich ludzi powinno się zatrzymać za wszelką cenę, proponując im chociażby lepsze kontrakty.

Kult młodości dominuje w telewizji publicznej?
Jest coś takiego jak kult młodości. Ale moim zdaniem to czarny PR. Miejsce w telewizji prywatnej, publicznej jest dla każdego. Dla osoby, która ma dwadzieścia kilka lat i pięćdziesiąt parę. Program "Nasz nowy dom", którym zajmuje się w Polsacie, nie mogłaby prowadzić młoda osoba, bo ma za małe doświadczenie. W tym programie dziennikarz styka się z doświadczonymi przez los rodzinami, trzeba z nimi nawiązać kontakt. Oni mnie znają z telewizji, jestem dla nich jak sąsiad. Jeszcze jako spikerka zapowiadałam dzieciom bajki. Oni się mnie mniej boją, szybciej nawiążą kontakt. Mam duże doświadczenie. Jestem mamą, babcią, wiele przeszłam w prywatnym życiu. Rozumiem ich problemy, wiem jak rozmawiać. Tego doświadczenia zabrakłoby młodej osobie. Natomiast ja nie muszę prowadzić pokazów mody, wyborów Miss Polonia, programów muzycznych, do czego znakomicie nadają się młodzi. Tak więc każdy znajdzie swoje miejsce w telewizji.

Nie zauważyła Pani, że w TVP stawia się na młode, szczupłe blondynki, czasem też niedouczone...
I jeszcze mające długie nogi... Zauważyłam, że tak jest. Ale to chyba wynika z braku pomysłu na program, robienie czegoś fajnego. Nadrabia się to wyglądem. Gdy byłam młodsza, to mówiłam, że czego się nie nauczę, to dowyglądam. Tyle że tak można robić do czasu. Przychodzi moment, gdy wygląd nie wystarcza. Za chwilę okaże się, że w telewizji publicznej zabraknie ludzi z doświadczeniem, z takim doświadczeniem życiowym, umiejętnościami. Gdy młoda pani, zaczynająca zawodowe życie, na antenie pomyli się raz, drugi, piąty to jest to nawet urokliwe. Natomiast za dziesiątym razem to nas już nie śmieszy, chcielibyśmy, aby coś umiała.
Z telewizji publicznej odeszły Iwona Kubicz, Agata Młynarska, która teraz powróciła, Pani...
Iwona Kubicz wygrała z telewizją sprawę w sądzie. Ja nie zdecydowałam się na taki krok, bo uznałam, że lepiej iść do nowej pracy niż się procesować. I miałam rację. Natomiast Iwona wygrała sprawę, została przywrócona i od półtora roku nie dostaje żadnych zadań. Nie ma honorariów tylko mizerną pensję. Co to więc za satysfakcja, że wygra się z kimś, kto cię nie chce?

Pani w telewizji miała też wcześniej kryzysowy moment. Przeniesiono panią do TVP Info.
Było zabawnie. Mnie nikt nie przeniósł. Byłam cały czas na etacie w Dwójce. Ale wcześniej zaproponowano mi prowadzenie programu w TVP Info. Kiedy jednak mój dyrektor mnie zwolnił, to jeszcze przypilnował, bym nie pracowała w TVP Info. Mimo że nie była to jego redakcja.

Dowiedziała się Pani, jaki był powód zwolnienia z TVP?
Do dziś nie wiem. W wypowiedzeniu napisano, że ma miejsce z winy pracodawcy.

Czy generalnie ten problem dotyczy kobiet koło pięćdziesiątki, także gwiazd?
Tak jest. Ja byłam krótko na bezrobociu, bo tylko dwa miesiące. Ale generalnie perspektywy są słabe. Przez te dwa miesiące siedziałam w domu i chciałam coś wymyślić. Pomysł miałam... Jednak cały czas siedziało mi w głowie, że nie zachowano się wobec mnie fair. Firma powinna szanować pracownika, który tyle lat dla niej coś robił.

W Pani przypadku można powiedzieć, że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło. W Polsacie spotyka się Pani znów z Niną Terentiew.
No tak i cieszę się z tego spotkania. Nina była bardzo dobrym szefem. Miała jedną cechę, która jest fantastyczna. Doskonale wiedziała, kto czym się zajmuje, do czego ma predyspozycje. Wiadomo było, że ja nie będę się wtrącała do filmu Grażynie Torbickiej, a mnie Grażyna do sportu i rekreacji. Nina potrafiła zadzwonić i powiedzieć: Rudy (tak mnie nazywała), mamy wręczać puchary na zawodach konnych, ty wiesz o co chodzi i tam jedź! I ja jechałam. Wiem, że w Polsacie zaproponowała, by sprawdzić mnie na tym castingu. Wiedziała, że ja buduję. Zbudowałam w swoim życiu pięć domów i to moja wielka pasja.

Zbudowała Pani pięć domów?
Tak, ale nie mam ich. Budowałam dom, stwierdzałam, że mi nie pasuje, sprzedawałam i budowałam następny. Ciągle mam jeden dom. Przy budowie pierwszego, drugiego wiele rzeczy zepsułam, a przy budowie trzeciego wiedziałam, że tych błędów nie powtórzę. Mam już doświadczenie budowlane.

Program "Nasz nowy dom" podoba się widzom?
Mam taką nadzieję. Jest w nim bardzo dużo emocji. Zarówno ludzi, którzy w nim występują, jak i moich. Myślę, że przekłada się to na ekran. Kiedy człowiek coś udaje, to kamera jest jak rentgen, zawsze to wyciągnie. Jeśli ludzie szczerze przykładają się do tego co robią, to ludzie to docenią. Ja wierzę w mądrość widzów.

Gdzie wyszukujecie ludzi, którym remontujecie domy?
Szukamy rodzin, które mają problemy z remontem domu, mieszkania. Żyją w bardzo trudnych warunkach. Ale są to rodziny, które też coś dają od siebie. Na przykład jest to wielodzietna rodzina, gdzie nic nie inwestuje się w dom, bo wszystkie pieniądze przeznacza na rozwój talentów i umiejętności dzieci. Są rodziny z dzieckiem niepełnosprawnym, a ojciec jeszcze pomaga innym. Są to na ogół ludzie, którzy sami by się nie zgłosili do programu, bo uważają, że innym jest gorzej. Nie mają roszczeniowej postawy, nie wyciągają ręki i nie mówią: daj! W pierwszych dziesięciu odcinkach wystąpiły rodziny, które wyszukaliśmy przez ośrodki pomocy społecznej, stowarzyszenia. Mam nadzieję, że kolejne rodziny zgłoszą widzowie.

Ten program to piękny prezent na 30-lecie pracy?
Tak, zawdzięczam go Ninie.

Jest szansa, że wróci Pani do ukochanej TVP?
Nie wiem. Nie myślę teraz o tym. Mam jednak ogromną słabość do TVP. To moja matka. Dużo tam musiałoby się zmienić, bym wróciła. O emeryturze nie myślę. W każdym razie już nie. Mam nadzieję, że zrobię jeszcze coś fajnego. Cieszę się, że biorę udział w programie, w którym nie tylko biorę, ale jeszcze coś daję. To ogromna przyjemność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki