Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy biznes musi być pasją

Redakcja
Krzysztof Apostolidis, łódzki przedsiębiorca, inwestor na rynku nieruchomości
Krzysztof Apostolidis, łódzki przedsiębiorca, inwestor na rynku nieruchomości
Rozmowa z Krzysztofem Apostolidisem, łódzkim przedsiębiorcą, inwestorem na rynku nieruchomości.

Jak to jest być przedsiębiorcą w Łodzi?

Tak samo, jak w każdym innym dużym mieście.

Naprawdę tak samo? W ostatnim rankingu miast przyjaznych dla biznesu Łódź po raz kolejny znalazła się na przedostatnim miejscu. Wyprzedziły ją Poznań, Wrocław, Kraków…

O tym, czy miasto jest przyjazne dla biznesu czy nie, decyduje znacznie więcej kryteriów niż tylko liczba nowych spółek prawa handlowego przypadająca na 1000 mieszkańców, jak w przypadku rankingu „Forbesa”, niczego mu nie ujmując. Miejsce w tym rankingu można też ocenić na zasadzie szklanki w połowie pełnej: to znaczy, że mamy duży potencjał rozwoju.

Pana zdaniem Łódź jest przyjazna dla przedsiębiorców?

Uważam, że tak. Według mnie dobrze układa się współpraca biznesu zarówno z samorządem województwa, jak i miasta. Kadra urzędnicza, zajmująca się obsługą przedsiębiorstw, jest coraz lepiej przygotowana i ma coraz wyższe kwalifikacje.

Co jest dziś najtrudniejsze w prowadzeniu biznesu?

Powinienem wymienić niestabilne prawo, biurokrację czy wysokie pozapłacowe koszty pracy, bo większość przedsiębiorców słusznie na to narzeka. Moim zdaniem biznesowi przede wszystkim nie należy przeszkadzać.

Łódź pomaga czy tylko nie przeszkadza?

I pomaga, i nie przeszkadza.

O jakie firmy miasto powinno szczególnie zabiegać? Na jakie branże stawiać?

Wszystkie firmy są ważne. Nie ma takich, których potrzebuje Łódź, a które byłyby zbędne w innych aglomeracjach. Patrząc zaś przyszłościowo na branże, dziś musimy stawiać na nowe technologie, sztuczną inteligencję, robotyzację, sfery związane ze spędzaniem wolnego czasu. To są dziedziny, które będą się intensywnie rozwijać w kolejnych dwudziestu latach.

Podkreśla Pan swoje przywiązanie do Łodzi. Nigdy Pana nie kusiło, żeby przenieść interesy do innego miasta?

Nigdy. Jestem wielkim fanem Łodzi, łodzianinem od czterech pokoleń. Tu się urodziłem, spędziłem dzieciństwo i młodość, tutaj są moje korzenie i rodzinny dom. Więc jak mógłbym opuścić Łódź?

Dzisiaj łatwiej rozkręcić firmę niż kiedy Pan zaczynał?

Z jednej strony łatwiej, z drugiej trudniej. Pokolenie pięćdziesięcioparolatków, do którego się zaliczam, często zaczynało pierwsze biznesy na łóżkach polowych lub w tak zwanych szczękach, chociażby na łódzkim Górniaku. Klientami byli ludzie, którzy przychodzili na ten rynek zrobić zakupy. Dzisiaj, w dobie internetu, młodzi przedsiębiorcy mają dostęp do globalnego rynku. Krótko mówiąc, jest inaczej. A jak będzie za dziesięć lat? Na pewno jeszcze inaczej.

Prestiż zawodu przedsiębiorcy też się zmienił?

Myślę, że tak, chociaż do ideału daleko. Pierwsze biznesowe kroki stawiałem w ogrodnictwie, a ogrodnicy byli wtedy nazywani badylarzami. Dziś już nikt tak o nich mówi, co świadczy o zmianie nastawienia do biznesu. Naturalnie, jako przedsiębiorca chciałbym cieszyć się takim społecznym poważaniem jak strażacy, ale to jeszcze chyba długa droga.

Coraz mniej młodych łodzian decyduje się na założenie własnego biznesu. Według danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej, w ubiegłym roku w Łodzi zaczęło działalność 3947 małych firm, a w 2014 - 6800. Różnica jest ogromna.

To prawda, ale Łódź pod tym względem nie jest wyjątkiem. Podobnie sytuacja wygląda w innych dużych miastach. Moim zdaniem może to wynikać z co najmniej dwóch powodów. Przede wszystkim w zawodowe życie wkroczyła młodzież z roczników niżu demograficznego. Coraz wyraźniej daje on o sobie znać także w łódzkich szkołach wyższych. Liczba studentów maleje z roku na rok. W 2010 roku w Łodzi studiowało ponad 100 tysięcy osób, teraz około 70 tysięcy. Ten niż, obrazowo nazywany czasem „demograficznym tsunami”, zdziesiątkował już prywatne uczelnie, a do publicznych puka coraz głośniej. Do tego mamy w Łodzi rekordowo niskie bezrobocie, na poziomie 5,5 proc. Rynek pracy stał się rynkiem pracownika, dziś o posadę, nawet atrakcyjną, znacznie łatwiej niż kilka lat temu. Wcześniej wielu młodych decydowało się na założenie własnego biznesu nie dlatego, że marzyli o byciu przedsiębiorcami, tylko z konieczności, bo nie mogli znaleźć pracy.

A może dzisiejsza młodzież nie jest zainteresowana własnym biznesem, bo chce mieć więcej czasu na przyjemności? Etat to jednak lżejszy kawałek chleba…

Każde pokolenie ma swoją specyfikę, inne podejście do życia i inaczej postrzega świat niż pokolenie rodziców czy dziadków, to zrozumiałe. Nie inaczej jest z dzisiejszymi 20-30-latkami, tak zwanym pokoleniem Y lub millenialsów.

Pan ma czas na przyjemności?

Na pewno mniej niż bym chciał.

Dane statystyczne nie napawają optymizmem: jednej trzeciej małych firm na łódzkim rynku nie udaje się przetrwać nawet roku…

Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Ilu piosenkarzy chce być gwiazdami muzyki pop i nigdy nimi nie zostają? Tak samo jest z przedsiębiorcami. Parafrazując, nie wszyscy są skazani na sukces. Mimo że świat zmienia się w niesamowitym tempie, współczesnym biznesem rządzą mechanizmy znane od wieków, choć - co oczywiste - diametralnie inne są narzędzia. Kiedyś o zwycięstwie w bitwie decydowały silne mięśnie i długie ramiona uzbrojone w miecz, dziś na wolnym rynku walczy się intelektem, wiedzą i kompetencjami.

Trzeba mieć jakieś szczególne predyspozycje do prowadzenia biznesu?

Trzeba być pracowitym i konsekwentnym. Bez tego niewiele się osiągnie, nawet będąc wyjątkowo uzdolnionym. No i lubić to, co się robi, bo każdy biznes musi być pasją.

Dla Pana jest pasją?

Przede wszystkim pasją.

Wykształcenie liczy się?
Ma ogromne znaczenie, chociaż wielu młodych uważa, że jest inaczej. Nie mają racji. Sam podczas studiów miałem zajęcia na przykład z gleboznawstwa czy dendrologii. Ktoś może zapytać, po co, skoro dziś zawodowo zajmuję się czymś zupełnie innym. Ale nie był to czas stracony. Na studiach, oprócz wiedzy, zdobyłem umiejętność uczenia się. A to niezwykle ważne, bo w czasach galopujących zmian, w jakich żyjemy, każdy przedsiębiorca, każdy menedżer musi się nieustannie uczyć.

Młodzi mogliby odpowiedzieć, że taki Steve Jobs zakończył edukację na jednym semestrze prawa, a jak daleko zaszedł…

Akurat Steve Jobs był przykładem niebywałej konsekwencji w biznesie i pracowitości, do tego człowiekiem o wybitnej inteligencji. No i był tylko jeden. (śmiech)

Rozmawiamy przy okazji konkursu „Menedżer Roku Regionu Łódzkiego”. Jakie jeszcze cechy musi mieć dobry menedżer?

Powinien być inteligentny i kompetentny. Przede wszystkim jednak musi umieć zarządzać zespołem, potrafić dobierać i motywować współpracowników, rozumieć ich potrzeby i wartości.

Niektórzy zakładają pierwsze firmy z przyjaciółmi lub znajomymi. To dobre rozwiązanie?

Nie ma reguły. Znam spółki, które świetnie się rozwijają, przeszły wiele etapów, dzisiaj są spółkami giełdowymi, i znam takie, które rozpadły się na początku działalności. Dużo zależy od podziału obowiązków i doboru pod względem charakterów. Jeśli spółkę zakładają dwie osoby, z których każda chce być liderem, nic z tego nie wyjdzie.

Co jeszcze poradziłby Pan początkującym przedsiębiorcom?

Żeby wierzyli w sukces.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki