MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kino, recenzja: "Hrabia Monte Christo". Zemsta jest słodka, ale jak pleśń

Dariusz Pawłowski
Trafnie dobrany do roli, powściągliwy Pierre Niney jako Edmond Dantès, czyli hrabia Monte Christo
Trafnie dobrany do roli, powściągliwy Pierre Niney jako Edmond Dantès, czyli hrabia Monte Christo Kino Świat
Solidna, z rozmachem zrealizowana ekranizacja klasycznej powieści Alexandre’a Dumasa. W olimpijskim stylu przenosząca napięcie z etycznych rozterek jednostki na melodramat.

Porywając się na opowieść tak silnie utrwaloną w społecznej świadomości, jak „Hrabia Monte Christo” - albo dzieło, które takim powszechnym punktem odniesienia być powinno, bo to niezależnie od zmienności obowiązującej światopoglądowej narracji po prostu dobra książka - zwykle realizatorzy decydują się na jedno z dwóch rozwiązań: uwspółcześnianie, nawet bezrefleksyjne lub literalne trzymanie się oryginału, wsparte wyobrażeniem o klimacie epoki, w której akcja danej historii się rozgrywa. Twórcy najnowszej ekranizacji słynnej powieści (wielokrotnie przenoszonej na ekran i adaptowanej do telewizji) Alexandre’a Dumasa wybrali drogę trzymania się literatury i zapisanego w niej kostiumu. Jednocześnie łagodząc wszystko to, co można by uznać za niejednoznaczne, trudne lub mogące zostać „niewłaściwie” zintepretowane. Koncentrując się na głównym wątku i jego dobrym opowiedzeniu. Co w sumie tej produkcji - po europejsku kontrującej hollywoodzkie udawanie - wyszło na dobre.

W blisko trzygodzinnym filmie realizatorzy eksponują niezmienny uniwersalizm losów Edmonda Dantèsa. Jako młody człowiek, marynarz ciężko pracujący na społeczny awans i zakochany w pięknej Mercédès, zostaje kapitanem handlowego statku. Jak to w świecie pogmatwanych społecznych struktur bywa, dążąc do osobistego sukcesu, kilku osobom nadepnął na odcisk. A to otarł się o politykę, a to ktoś musiał stracić dowództwo nad prestiżową jednostką, by on mógł je przejąć, a to zdobywając miłość wybranki złamał serce konkurentowi do jej uczuć. Niby nic wyjątkowego, ale upokorzeni rywale okazali się ludźmi pamiętliwymi i ustosunkowanymi, co dla Dantèsa oznaczało niesłuszne oskarżenie i ciężkie więzienie na porzuconej przez Oświecenie wyspie. W ponurej celi Dantès spędzi czternaście lat, by dzięki podstępowi uciec, dowiedziawszy się wcześniej od towarzysza niedoli, księdza Fariego o ogromnym skarbie pozostawionym przez templariuszy na wyspie Monte Christo. Teraz jako niezwykle zamożny hrabia może się wkręcić w najznaczniejsze kręgi towarzyskie Paryża i dokonać wyrafinowanej zemsty na swych oprawcach. Którą Dantès próbuje ubrać w miano sprawiedliwości.

Dzieje jednej z najbardziej wpływowych postaci światowej kultury są tak nieprawdopodobne, że aż możliwe. I ciągle - a w interpretacji Alexandre’a de La Patellière’a i Matthieu Delaporte’a szczególnie przejrzyście - mogą być czytane przez współczesne zagrożenia. Bo przecież motyw zniszczenia czyjegoś życia w imię własnych interesów lub krycia osobistej nikczemności nie został wyeliminowany z rzeczywistości - także w więzieniach znajduje się z pewnością paru niewinnych ludzi. Taka intryga i dziś nie jest wielce trudna, a styki polityki, biznesu i zwykłego bandytyzmu co jakiś czas dają osobie znać. Bliskie człowiekowi każdej doby są też rozważania o degeneracji prawa, sprawiedliwości, która okazuje się wcale nie ślepa (czyli bezstronna) oraz cenie, jaką musimy zapłacić za nieprzepracowanie i pielęgnowanie rozpaczy. Zemsta jest słodka, mówi jedno z powiedzeń. To słodycz jednak o smaku pleśni, ściągająca mściciela w mrok i niszcząca tych, którzy stanęli z nim ramię w ramię. Dantèsowi źli ludzie odebrali wszystko - młodość, która zapowiadała szczęśliwą dorosłość, zamienili mu na dojrzewanie w piekle. Edmondowi wyrwano duszę (jeśli rozumieć ją jako jasną stronę mocy), to coś, co sprawia, że życiu próbujemy nadać sens. Mężczyzna, jako hrabia Monte Christo, postanowił znaleźć odkupienie w wymierzeniu kary prześladowcom i odebraniu im tego, co sam stracił. Dumas, tworząc swą opowieść, a za nim filmowcy podejmujący jego trop nie mają wątpliwości - to trakt do nicości, który zamiast uspokojenia przynosi jeszcze większą destrukcję. Wydaje się, że inna droga zaproponowana przed laty ludzkości - w której fundamentalną rolę odgrywa wybaczenie - w konsekwencji może obdarzać większą mocą i wyzwoleniem. Po dokonaniu spustoszenia filmowemu Dantèsowi pozostała ucieczka w samotność, bo z ludźmi już go nic nie zwiąże.

Dysponując pokaźnym budżetem (prawie 50 mln euro) twórcy filmu postawili na wizualną atrakcyjność przedsięwzięcia (świetne zdjęcia Nicolasa Bolduca), piękne wnętrza i kostiumy, wysmakowane sceny. Doskonale w tej materii odnaleźli się aktorzy - ze świetnie dobranym do tytułowej postaci Pierre’em Niney’em (laureat Cezara za główną rolę w filmie „Yves Saint Laurent”) na czele. Niczym się nas tu przesadnie nie epatuje, płynnie poddajemy się ekranowej narracji, nawet daleko idące wykreślenia wątków z oryginału, wprowadzenie nowych postaci, a innych przekształcenie lub połączenie kilku w jedną, nie powinno przeszkadzać największym ortodoksom. „Hrabia Monte Christo” odniósł być może najważniejsze zwycięstwo. Przywrócił wiarę w europejskie, szczególnie francuskie, wielkie kino kostiumowe. Czyli robione tam, gdzie jest ku temu fenomenalna literatura.

„Hrabia Monte Christo”, Francja, dramat, 178 min.
reż. Alexandre de La Patellière i Matthieu Delaporte, wyst. Pierre Niney, Bastien Bouillon, Anaïs Demoustier

★★★★✩✩

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zobacz Q&A z o Tomaszem Jacykowem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki