Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kino - recenzja. "Sweat": Idealny świat, który może doprowadzić do rozpaczy i wściekłości

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
W głównej roli w filmie „Sweat” wystąpiła zjawiskowa Magdalena Koleśnik, absolwentką PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie
W głównej roli w filmie „Sweat” wystąpiła zjawiskowa Magdalena Koleśnik, absolwentką PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie Gutek Film
Super - to słowo pada najczęściej z ust bohaterów filmu „Sweat” Magnusa von Horna (absolwent łódzkiej Szkoły Filmowej). Głównie po to, by pustym dźwiękiem przykryć rzeczywistość, która wcale super nie jest.

Trzy dni z codzienności Sylwii Zając, influencerki fitness, internetowej celebrytki zdrowego stylu bycia. Codzienności intensywnej, barwnej, ale pod migotaniem cekinów i wystylizowanych paznokci, rozdmuchaną popularnością oraz ekscytacją powierzchownymi emocjami skrywającej bezbrzeżną pustkę i miałkość. Magnus von Horn (reżyser i autor scenariusza) w energetyczny, ale precyzyjny, laboratoryjny sposób obnaża przed widzem hipokryzję szybkiego oceniania ludzi, sam jakichkolwiek ocen z klasą unikając. Autor przenika przez ekran iPhone’a, który wielu przeglądającym na nim rozmaite wpisy wydaje się obrazem życia, zaglądając za kulisy kolorowej inscenizacji przygotowanej na rzecz masowego odbiorcy. A tam także kochane przez tysiące gwiazdy okazują się zmagać z prawdą najpowszechniejszą. Samotnością.

„Sweat” to obraz nieprzyjemny dla kinomana oczekującego tradycyjnej, dynamicznej narracji - zgodnie ze swoim tytułem wymagający „spocenia się” z wysiłku współuczestnictwa w niespiesznej, ale przez to tym bardziej dotkliwej wiwisekcji pozbawionego treści istnienia w świecie, który - zdawałoby się - przepełnia nas doznaniami i „przydatnymi” informacjami. Magnus von Horn i autor zdjęć Michał Dymek, prowadzą opowieść i kamerę blisko głównej bohaterki, zmuszając niejako widza do sprzężenia się z jej oddechem, nie pozwalając na bezpieczne pozostanie w roli anonimowego obserwatora, followersa, śledzącego prezentowane mu wydarzenia. Odbiera nam zarazem możliwość scrollowania ekranu - bo przecież w życiu nie da się jednym ruchem palca zmienić okoliczności, gdy te nas znużą (chociaż akurat samemu filmowi miejscami taki ruch by się przydał). Rzeczywistość wymaga prawdy odczuwania - zarówno radości, jak i bólu. Z tym często nie potrafimy sobie poradzić uciekając w wirtualne środowisko. Magnus von Horn subtelnie, ale i wymownie podkreśla niedorzeczność, ale i beznadziejną udrękę wiążącą się z taką postawą. W dodatku, jak zauważa, może to nas zamknąć w kręgu bez wyjścia. Przynajmniej samodzielnego.

Sylwia Zając wypracowała sobie, zdawałoby się, idealne rozwiązanie na współczesność. Zajmowanie się ciałem jest jej pasją, w internecie każdym nagranym przez nią filmikiem zachwycają się setki tysięcy fanów, sponsorzy zasypują ją prezentami w zamian za pokazywanie ich produktów w kolejnych wpisach. Wzbudza ogromne zainteresowanie, ma oddanych współpracowników, młodość i jeszcze piękniejszą karierę przed sobą. Jest gotowa zaspokajać miłość followersów kolejnymi scenkami ze swojego życia, przekonuje się jednak, że świat nie oczekuje od niej jednego: szczerości. Gdy między okrzykami ekstazy i triumfu zamieszcza filmik z chwilą słabości, ma okazję przekonać się o przewrotnym okrucieństwie rzeczywistości idealnej, w której wywalczyła sobie miejsce.

Dużym walorem filmu Magnusa von Horna jest czułość, z jaką autor traktuje swoją bohaterkę, którą przecież łatwo byłoby wyśmiać i wystawić na druzgoczącą krytykę. Twórca nie czyni z internetowej trenerki fitness ikony idiotyzmu celebryctwa - jeżeli się dziwi i ironizuje, to raczej spoglądając na tych, którym takie zjawiska są potrzebne. Nie zmusza też Sylwii do wielkiej, ekranowej przemiany i odkrywania sensu egzystencji, ale umożliwia jej zauważenie w samej sobie nowych pokładów wrażliwości, wzbogacających postrzeganie osób i okoliczności, wśród których przyszło jej funkcjonować. A dzięki wyzwoleniu filmowej postaci z gatunkowych obowiązków, możemy poczuć drzemiącą w niej, bliską niemal każdemu, złość na role, w jakie dajemy się wtłaczać, emocjonalną obcość najbliższych, obłudę szablonów, które przykładamy do otoczenia, sprawiających, iż większym zagrożeniem zdaje nam się to, co nie mieści się w naszej estetyce niż mający naturę mendy ideał.

Reżyser znalazł przy tym wspaniałą odtwórczynię roli Sylwii w zjawiskowej Magdalenie Koleśnik. Aktorka pierwszorzędnie łączy naturalność z magnetyzmem, umiejętność niuansowania emocji z werwą. Buduje pełną, zawłaszczającą ekran, a jednocześnie intymną kreację. Świeże i autentyczne odkrycie polskiego kina.

Sylwia bierze swoją siłę z samodzielności, lecz momentami pęka pod przygniatającą ją samotnością. Przekonuje się jednak, że nie trzeba z nią zrywać z kimkolwiek. By uzgodnić swój świat ze sobą, warto się napocić.

Sweat Polska/Szwecja dramat, reż. Magnus von Horn, wyst. Magdalena Koleśnik, Julian Świeżewski

★★★★☆☆

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki