Kiedyś takie istnienie, by nie wnikać nachalnie w cudzą przestrzeń, nie przeszkadzać, nie sprawiać dyskomfortu i nie ujawniać słomy wydobywającej się z najdroższych butów nazywano kindersztubą lub dobrym wychowaniem. Dziś takie postawy określa się mianem wolności, indywidualności, odwagą łamania konwenansów lub radością życia. Chyba, że dotyczą kogoś innego, wtedy okazują się chamstwem i zacofaniem. Co ciekawe, jakość współistnienia demoluje bezmyślne używanie urządzeń, które miały ją poprawiać i nas zbliżać. Wyjawianie pełnym głosem w tramwajach i autobusach najintymniejszych zdarzeń dnia i nocy, przy użyciu telefonu komórkowego, jest już codziennością. O, roztrzęsione niedobitki, które próbują jeszcze w pojazdach komunikacji miejskiej czytać książki i gazety! Ileż historii się ku nam wykrzykuje, których nikt nie przeleje na papier. Kultura przestaje dochodzić do głosu nawet w obliczu kultury. Te same urządzenia redukują przyjemność uczestniczenia w takim wydarzeniu artystycznym, jak niedawny koncert Roda Stewarta w łódzkiej Atlas Arenie. Jeżeli nieopatrznie znalazł się tam ktoś, kto chciał posłuchać muzyki, a jeszcze popatrzeć na to, co działo się na scenie i poddać nastrojom i emocjom, musiał znosić przed nosem powyciągane ręce z migającymi smartfonami, telefonami, aparatami. Tysiące rejestratorów nie gasnących przez cały koncert skutecznie rujnuje to, co ktoś wyreżyserował, niszczy napięcia, które chciał wywołać choćby zmianą oświetlenia. Niegdyś wyjście z siebie oznaczało wyprowadzenie z równowagi. Dziś warto by było siebie opuścić, by zauważyć kogoś obok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?