Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejna stracona runda. Co będzie dalej z PGE GKS? [PODSUMOWANIE]

Paweł Hochstim
Radość zawodników GKS po strzeleniu bramki ŁKS-owi
Radość zawodników GKS po strzeleniu bramki ŁKS-owi Krzysztof Szymczak
Przed sezonem w Bełchatowie mówiono w europejskich pucharach. Zatrudniono byłego selekcjonera reprezentacji Polski Pawła Janasa i zatrudniono byłą gwiazdę polskiej piłki Kamila Kosowskiego. Ale efekt niestety jest daleki od oczekiwań, bo bełchatowianie wiosną muszą bronić się przed spadkiem.

Choć akurat Kosowskiego winić za to nie można, bo był najlepszym piłkarzem PGE GKS w wielu meczach i przypomniał się kibicom w Polsce. Niewielu jest piłkarzy w ekstraklasie, którzy równie dokładnie potrafią dośrodkować piłkę. Nic więc dziwnego, że w drużynie z Bełchatowa miał najwięcej bramkowych asyst.

Bełchatowianie tradycyjnie rozpoczęli sezon słabo, przegrywając pierwszy mecz z Ruchem w Chorzowie 1:2, ale już w drugiej kolejce rozgromili na własnym stadionie Podbeskidzie Bielsko-Biała 6:0, więc nikt nie spodziewał się kłopotów. I gdyby wówczas ktoś powiedział, że następny mecz piłkarze PGE GKS wygrają dopiero w dziesiątej kolejce rozgrywek, zostałby potraktowany z przymrużeniem oka. A jednak - gdy bełchatowianie notowali swoje drugie zwycięstwo była już połowa października, a polscy kibice zdążyli już zapomnieć o tym, że Janas był trenerem w Bełchatowie.

Właśnie rozstanie z byłym selekcjonerem jest jedną z niewyjaśnionych zagadek. 31 sierpnia, kilka dni po porażce w Warszawie z Polonią 1:2, Janas pożegnał się z Bełchatowem. Oficjalnie umowę rozwiązano za porozumieniem stron, co z pewnością było porażką prezesa Marcina Szymczyka, bo zatrudnienie Janasa, który nie tak dawno przecież porzucił Bełchatów dla pieniędzy w Widzewie, było jego autorskim pomysłem. Janas wrócił do Bełchatowa, gdzie patrzono na niego nieufnie. I nie spróbował tego zmienić. Ponoć poszło o to, że Szymczyk nie chciał zgodzić się na zatrudnienie jeszcze jednego pomocnika, ale to chyba tylko pretekst.

Szansę po niespodziewanym odejściu Janasa dostał Kamil Kiereś, asystent kilku poprzednich trenerów w Bełchatowie. Początki miał słabe, bo długo czekał na pierwsze zwycięstwo, a zespół pod jego wodzą nie potrafił złapać odpowiedniego stylu gry. Dopiero po tym, jak w lidze nastąpiła dwutygodniowa przerwa na mecze reprezentacji, Kiereś tchnął w swój zespół nowego ducha. Bełchatowianie pokonali wtedy na własnym stadionie Śląsk Wrocław 3:0, który przyjechał na stadion przy ul. Sportowej w roli lidera. To była taka drużyna PGE GKS, którą chcielibyśmy oglądać jak najczęściej. Niestety, tej jesieni widzieliśmy ją bardzo rzadko. Nic więc dziwnego, że bełchatowianie przez długi czas uważani byli za najnudniej grający zespół w ekstraklasie.

To musiało dziwić, bo przecież w zespole jest wielu piłkarzy, którzy jeszcze niedawno potrafili zachwycać kibiców, jak choćby Dawid Nowak, czy Marcin Żewłakow. Niestety, obaj stracili tę jesień - Żewłakow zagrał w piętnastu meczach, ale tylko w trzech pełnych. Nowak zagrał niewiele więcej i strzelił tylko jednego gola. Jeśli wiosną się nie odblokuje, zostanie uznany za kolejny stracony talent. Szkoda, bo jeszcze rok temu mówiło się o nim w kontekście miejsca w reprezentacji Polski na turniej finałowy Euro 2012. Dziś widać, że jest to niemożliwe.

Oprócz Śląska i Podbeskidzia bełchatowianie pokonali jeszcze tylko dwie drużyny - ostatnie w tabeli Zagłębie Lubin i przeżywający wielkie problemy finansowe ŁKS. To zdecydowanie za mało, jak na tych piłkarzy.

Ale skandalem wręcz można nazwać postawę piłkarzy PGE GKS w meczach wyjazdowych, bo na zwycięstwo odniesione na obcym stadionie czekają już półtora roku. Tego racjonalnie nie da się wytłumaczyć, ale w większości meczów wyjazdowych bełchatowianie tracą przynajmniej połowę ze swojej wartości. I nikt nie potrafi ani tego wyjaśnić, ani to zmienić.

Wydaje się jednak, że najgorsze dopiero przed bełchatowskim futbolem, bo za półtora roku z finansowania klubu wycofa się koncern PGE SA. Obecna umowa, która najprawdopodobniej nie zostanie już przedłużona, wygaśnie w czerwcu 2013 roku, a i tak nie gwarantuje już dużych pieniędzy klubowi. W tym sezonie bełchatowianie dostaną jeszcze trzy miliony złotych (trzy dostali wcześniej), natomiast w całych następnych rozgrywkach na konto GKS wpłyną tylko cztery miliony złotych. To, jak na warunki piłkarskiej ekstraklasy, bardzo niewielkie pieniądze, ale pozwalające, przy rozsądnym zarządzaniu, na przeżycie.

Co zrobi GKS po czerwcu 2013 roku niestety nie wiadomo. Wydaje się jednak, że mogą być prawdziwe kłopoty, bo bełchatowianie nie mają w rękach atutów, które mogłyby przyciągnąć sponsorów. Rokrocznie zajmują jedno z ostatnich miejsc w klasyfikacji wartości medialnej klubów ekstraklasy, a na ich mecze przychodzi coraz mniej kibiców. I choć szefowie klubu robią bardzo wiele, by tę frekwencję powiększyć, to nic z tego nie wychodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki