Jak zainteresować młodych łodzian historią łódzkich wodociągów? Poprzez komiks. Z takiego założenia wyszedł Zakład Wodociągów i Kanalizacji, który z okazji swoich 90. urodzin postanowił umilić czas pasażerom Miejkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjne.
Od poniedziałku komiks będzie wyświetlany na ekranach zamontowanych w tramwajach i autobusach. Data nie jest przypadkowa, bo właśnie 22 czerwca wypadają urodziny inżyniera Stefana Skrzywana, twórcy łódzkich wodociągów. - Chcemy w tej formie przypomnieć łodzianom,szczególnie tym młodszym, jaką rolę w historii miasta odegrała woda i jakim wyzwaniem dla władz w latach 20. ubiegłego wieku była budowa kanalizacji i wodociągów - tłumaczy Miłosz Wika, rzecznik ZWiK.
Łódź liczyła wówczas 600 tysięcy mieszkańców i była niechlubnym wyjątkiem wśród europejskich metropolii. Stan sanitarny w mieście, które nie miało kanalizacji i wodociągów był dramatyczny. Nieczystości wylewane były bezpośrednio na ulice, a woda pitna w studniach była skażona bakteriami. Epidemie zbierały śmiertelne żniwo.
Mimo to, projekt odprowadzania ścieków i zaopatrzenia miasta w wodę autorstwa Williama H. Lindleya utknął w magistracie na kilkanaście lat. Ówczesną sytuację najlepiej ilustruje memoriał skierowany w 1924 roku do posłów, senatorów i rządu RP w sprawie zapewnienia Łodzi funduszy na budowę kanalizacji: "Woda do picia czerpana jest ze studni głębokości zaledwie kilku lub kilkunastu metrów, studnie zaś znajdują się często w pobliżu dołów kloacznych. Ścieki tylko w nieznacznej ilości wywożone są poza obręb miasta, większość zaś ścieków domowych i wszystkie fabryczne spływają ulicznemi rynsztokami."
W 1924 roku Rada Miasta podjęła decyzję o inwestycjach sanitarnych. Od 1925 roku kierował nimi Stefan Skrzywan, były współpracownik Lindleya. Dzięki niemu skanalizowano Śródmieście, uruchomiono oczyszczalnię ścieków na Lublinku oraz betoniarnię produkującą cegły, z których budowano kanały.
Do prac przy budowie kanałów w Łodzi zatrudniono tysiące bezrobotnych włókniarzy. - Musieli nauczyć się zawodów cieśli czy murarza. Mówiło się, że nie było w Łodzi rodziny, w której ktoś nie pracował "u Skrzywana". Znał on z imienia i nazwiska większość pracowników, zarażał energią i pogodą ducha - mówi Miłosz Wika.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?