Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kominy atrakcją turystyczną Łodzi?

Agnieszka Magnuszewska
Przy ul. Tuwima 10 była fabryka przyborów tkackich i maszyn
Przy ul. Tuwima 10 była fabryka przyborów tkackich i maszyn Krzysztof Szymczak
Jak pokazać przyjezdnym Łódź z oryginalnej strony? Może z perspektywy "miasta tysiąca kominów", bo tak nazywano Łódź w latach jej świetności. Choć po tamtych czasach pozostało już tylko 58 kominów, to warto poznać ich historię oraz symbolikę. Zwłaszcza, że przez ostatnie 10 lat ubyło ich 15.

- Każdy, kto chce zainteresować Łodzią turystów, może pokazać, czym była potęga komina. Teraz 30 czy 70 metrów wysokości nie robi na nas wrażenia, ale kiedyś kominy były pierwszymi wysokimi świeckimi budowlami, nie licząc wiatraków. Łódź była "jeżem", którego nastroszone kolce kominów oznaczały "patrzcie, produkujemy i działamy" - mówi Bartosz Stępień, założyciel strony poświęconej łódzkim kominom (www.kominy. mnc.pl). - Mieszkańcy innych miast Królestwa Polskiego mieli Łodzi za złe, że tylko pracuje i pracuje, a nie walczy w powstaniach, co oczywiście, nie było prawdą.

O tym, że kominy same w sobie to budowle mało ciekawe, bo różni je głównie przekrój poprzeczny (okrągły, ośmioboczny, kwadratowy), przekonany jest nawet Bartosz Stępień. Sam zainteresował się kominami, bo w dzieciństwie miał widok na komin Unionteksu.

- Scheiblerowski komin zachęcił mnie do zgłębienia tematu i założenia prawie 10 lat temu strony internetowej poświęconej kominom - wspomina Stępień. - Ciekawa jest ich symbolika. Niektóre kominy od chwili wybudowania do czasów dzisiejszych przeszły przez tęczę różnych znaczeń. W 1839 roku, gdy wybudowano pierwszy komin w Łodzi, był on symbolem rozwijającego się przemysłu.

Na przełomie wieków XIX i XX kominy symbolizowały bogacących się fabrykantów i biedniejących robotników. Jednak tuż po II wojnie światowej dym z komina oznaczał podniesienie się przemysłowej Łodzi ze zniszczeń.

- Podczas wojny fabryki zostały zdewastowane przez okupanta, część maszyn wywieziono, część rozszabrowano, bo poszukiwano metali kolorowych - mówi Stępień. - Jak po wojnie kominy zaczynały dymić, to gazety się rozpisywały, że łódzki przemysł dźwiga się z kolan.

W latach 50. kominy były symbolem przeżytku. Co dziwne, walczono nie tylko z dymem z kominów, ale i z konnym taborem.

- W licznych artykułach pytano czy łódzkie zakłady potrzebują aż tyle taboru konnego i czy nie da się ich zastąpić ciężarówkami, by Łódź unowocześnić - mówi Stępień. - Później w Łodzi pojawiły się pierwsze wysokie bloki. Gdy zaczęto budować Manhattan, okoliczne kominy sięgały ich siódmych pięter. Jakby dalej funkcjonowały, to dymiłyby prosto w okna.

Do czego teraz służą kominy? Kilkanaście z nich jest masztem pod nadajniki sieci GSM (np. przy ul. Drewnowskiej 77 czy Milionowej 55).

- Kominy stają się też zabytkami, poddawanymi rewitalizacji. I to dla nich "złapanie Boga za nogi", bo jeśli komin spodoba się planistom, to można z niego zrobić nie lada atrakcję. Przykładowo w Anglii są kominy, na których utworzono punkty widokowe - podkreśla Bartosz Stępień.

W Łodzi przykładów nadania drugiego życia kominom nie brakuje. Jeden z nich stanowi część osiedla Barciński Park, inny część Centralnego Muzeum Włókiennictwa.

- Został też zrewitalizowany komin przy ul. Żeligowskiego 3/5, gdzie w Przędzalni Braci Muehle powstały biura - mówi Stępień. - Jednak najciekawszym "bohaterem" jest komin z ul. Tuwima 10. Przy nim będzie się zaczynała nowa droga łącząca ulice Tuwima i Moniuszki. Jej punktem charakterystycznym ma być właśnie komin.

Gdy Bartosz Stępień zakładał stronę internetową w Łodzi było 75 kominów, obecnie jest ich 58. Najwięcej kominów Łódź miała w okresie II wojny światowej.

- Na brytyjskiej mapie wojskowej z 1943 roku można się doliczyć w granicach przedwojennej Łodzi 292 kominów. To potężne kominy fabryczne, które miały znaczenie strategiczne - tłumaczy Stępień. - A jak się weźmie pod uwagę dzisiejsze granice Łodzi, to kominów było 318.

Statystycznie podczas stu lat przybywały w Łodzi 3 kominy rocznie, bo pierwszy z nich wybudowano w 1839 roku. Natomiast w ostatnich latach zburzono komin na rogu ulicy 6 Sierpnia i Żeromskiego, gdzie budowany jest obecnie apartamentowiec.

- Wyróżniała go przyspawana drabina, która zastępowała tradycyjne stopnie. Wyglądało jakby ktoś jej zapomniał - wspomina Stępien. - Zburzono też komin przy ul. Składowej 35/37 w związku z budową Nowego Centrum Łodzi. To był jedyny komin, który dymił do końca, ale... nielegalnie. Ogniska rozpalali w nim bezdomni.

AUTOPROMOCJA:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki