Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koń Tuwima się sypie [ZDJĘCIA]

Wiesław Pierzchała
Pierwszą w Polsce lecznicę dla zwierząt w 1891 roku założyli Hugo Warrikoff  i Alfred Kwaśniewski.
Pierwszą w Polsce lecznicę dla zwierząt w 1891 roku założyli Hugo Warrikoff i Alfred Kwaśniewski. Krzysztof Szymczak
Pokryty blachą rumak naturalnej wielkości, o którym pisał Julian Tuwim w słynnych "Kwiatach polskich", od wielu lat zdobi najstarszą lecznicę zwierząt w Polsce założoną w końcu XIX stulecia przy ul. Kopernika 22 w centrum miasta przez Hugona Warrikoffa. Jego potomek, Alexander Warrikoff, jest dziś jej właścicielem. Mieszka we Frankfurcie nad Menem w Niemczech. Od czasu do czasu przyjeżdża jednak do Łodzi. Podczas ostatniego pobytu zauważył, że posąg konia sypie się i że trzeba go pilnie ratować.

- Nie ma obawy, że koń runie, spadnie na chodnik i dojdzie do katastrofy budowlanej - zapewnia Janusz Baczyński, pełnomocnik właściciela lecznicy. - Niestety, poprzednia konserwacja posągu nie wytrzymała próby czasu i teraz rumak znacznie stracił na urodzie.

Faktycznie: powłoka konia odpadła m.in. na pysku, grzywie i na boku, przez co został poważnie oszpecony. Stąd potrzeba kolejnej renowacji.

- Konia trzeba zdjąć z postumentu i skierować do pracowni, w której zostałby starannie i dokładnie zbadany, po czym, w zależności od wyników ekspertyzy, zostaną podjęte decyzje, co dalej w tej sprawie - wyjaśnia Janusz Baczyński.

Służby konserwatorskie wiedzą o problemie. Okazało się, że podczas renowacji konia w 1995 roku ze względów oszczędnościowych zastosowano żywicę, której okres wytrzymałości wynosi około 20 lat i która właśnie zaczęła się sypać.

- W sprawie dalszych losów konia Tuwima bierzemy pod uwagę dwa warianty. Zostanie on poddany starannej konserwacji i wróci na swoje miejsce bądź trafi do Muzeum Historii Miasta w Łodzi, a na szczycie lecznicy pojawi się jego replika - powiedział nam Wojciech Szygendowski, wojewódzki konserwator zabytków w Łodzi.

Na pomysł założenia "Lecznicy dla zwierząt domowych i wzorowej kuźni angielskiej", bo taka była pełna nazwa placówki, wpadł pochodzący z Łotwy Niemiec Hugo Warrikoff i jego wspólnik Alfred Kwaśniewski będący miejskim weterynarzem w Łodzi.

O pomoc poprosili znanego architekta Piotra Brukalskiego. Według jego projektu w 1891 roku wybudowano parterową lecznicę w stylu neorenesansowym. Wzrok przyciągają duże okna zamknięte łukami arkadowymi i pilastry między nimi zwieńczone głowicami korynckimi. Szczyt zdobi attyka z dekoracyjnymi kulami, obeliskami i postumentem, na którym umieszczona konia z blachy mosiężnej. Patrzy dumnie na zachód i przednią nogę ma podniesioną.

Właśnie konie były wówczas głównymi pacjentami lecznicy, jako że - zaprzęgnięte do wozów, powozów, bryczek, dorożek i innych powozów - były często spotykane na ulicach miasta jako podstawowy środek transportowy.

Wystarczy przypomnieć, że przy każdym pałacu fabrykanckim była stajnia i wozownia, zaś stadninę koni miał m.in. Ludwik Heinzel w swoich włościach w Łagiewnikach.

Stąd kapitalna instrukcja dla dorożkarzy wydana przez ówczesne władze miasta zamieszczona w książce "Śladami starej Łodzi" przez jej autora Andrzeja Urbaniaka. "Koni chorowitych i kaleków - czytamy - a tym bardziej parszywych lub innych obrzydliwe choroby cierpiących, jako też lękliwych, znarowionych, nie ujeżdżonych i niesfornych do dorożki używać nie należy".

Oznacza to, że koni chorych i cierpiących, które po prostu uśmiercano, nie brakowało w Łodzi. Stąd świetny pomysł, aby wybudować szpital dla nich, który - co warto zaznaczyć - posiadał najnowocześniejszy wówczas w Polsce sprzęt do podnoszenia i transportowania rannych koni.

Koń na lecznicy wzbudził wielką sensację i szybko stał się jedną z wizytówek naszego miasta.

Na co dzień podziwiał go Julian Tuwim mieszkający po sąsiedzku w kamienicy przy ul. Andrzeja Struga. Nic więc dziwnego, że poświęcił mu strofy w znanym poemacie "Kwiaty polskie". Czytamy w nim między innymi: "Z okna było widać konia metalowego. Stał bez jeźdźca i dawno nęcił mnie, wałkonia, by wskoczyć i galopem z miejsca".

W kolejnych wersach poeta zaapelował do władz miasta, aby konia uznały za zabytek. I tak się stało. W połowie lat pięćdziesiątych XX wieku kolega po piórze poety, Tadeusz Chróścielewski, wystąpił z wnioskiem do magistratu o uznanie rumaka znad lecznicy za zabytek.

W dobie PRL lecznica, którą pierwotnie tworzyły też wspomniana kuźnia (działała do 1948 roku) oraz stojące w podwórku stajnie i boksy dla koni, została przejęta przez państwo, zaś po latach wróciła do rodziny Warrikoffów. Synem Hugona był Mikołaj, a wnukiem, czyli dzisiejszym właścicielem jest urodzony w 1934 roku w Łodzi Alexander Warrikoff.

Lecznica działa non stop, a jej pacjentami nie są już konie, lecz psy, koty, świnki morskie i inne zwierzaki. Nie oznacza to jednak, że patronujący jej koń powinien zniknąć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Koń Tuwima się sypie [ZDJĘCIA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki