18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konrad Maj: Łatwiej wybaczyć obcemu niż bliskiemu. To niedobrze dla nas

Marcin Darda
Konrad Maj
Konrad Maj Tomasz Urbanek / East News
Negatywne emocje częściej wyrażamy w stosunku do bliskich, niż dalszych spośród tych, z którymi mamy kontakt. To się wiąże ze świadomością, że bliskim chcemy często dopiec, dać nauczkę. Wewnątrz rodziny przebaczenie oznacza porażkę. Z dr Konradem Majem, psychologiem ze Szkoły Głównej Psychologii Społecznej, rozmawia Marcin Darda.

Wielkanoc kojarzy się z przebaczaniem. Ale często siadamy do śniadania wielkanocnego skłóceni, nieskorzy do przebaczenia.

Tak jest dlatego, że te święta często mają charakter tylko rytuału. W ramach tego rytuału wiemy, że dawnych problemów się nie podnosi, ale to wcale nie oznacza, że się je wybacza. Czyli jest to bardziej akt zawieszenia broni niż próba aktu przebaczenia. Wolimy to jako pewną formę kompromisu, niż liczenie na przebaczenie. Nie oznacza to, że nie ma w ogóle przypadków, by ludzie sobie wybaczali, ale niestety jest tak, że święta mają charakter rytuału, co można też odnieść do dzielenia się opłatkiem w Wigilię Bożego Narodzenia. Dosyć często za tym rytuałem nie idą jakieś poważniejsze refleksje czy konkrety. W tym jest największy problem, w fakcie, że na przykład Kościół katolicki, który jest swoistym gospodarzem tych świąt, po prostu zbyt mało uwagi poświęca praktyce, dużo mniej niż teorii. Teorię wszyscy znamy, polega ona na tym, że trzeba zmyć winy i grzechy, ale praktyka jest trudniejsza. Kłopot w tym, że w homiliach nie ma mowy o czynnikach psychologicznych, o tym, jaką korzyść daje akt przebaczenia temu, który przebacza, bo to jest niewątpliwie korzyść psychologiczna. Żyjąc w stanie konfliktu, narażamy siebie samego na negatywne emocje, a w sensie długofalowym takie życie nie ma większego sensu.

Przebaczanie jest także pewną formą egoizmu, bo przebaczając stajemy się wielkoduszni? Ale dlaczego - skoro tak jest - najtrudniej przebaczyć bliskim?

Jeśli mamy zatargi z kimś spoza kręgu naszej rodziny i najbliższych, to jeśli takiej osobie nie przebaczymy, narażamy się na szkodę w publicznym wizerunku. Wychodzimy na mściwych, na takich, którzy nie potrafią zrozumieć, nie są empatyczni, nie mają za grosz wyrozumiałości. Jeśli zaś konflikt dotyczy naszych bliskich bądź najbliższych, to mamy świadomość, że nie grozi nam utrata publicznego wizerunku, bo wszystko dzieje się w gronie rodziny i raczej poza ten krąg nie wyjdzie. Badania - niestety - pokazują coś bardzo dziwnego, a mianowicie, że negatywne emocje częściej wyrażamy w stosunku do bliskich, niż dalszych spośród tych, z którymi mamy kontakt. To się wiąże ze świadomością, że bliskim chcemy często dopiec, dać nauczkę za pomocą pewnych naszych oddziaływań. Jedno z takich oddziaływań jest takie: nie dajemy nawet szansy na poprawę czy wytłumaczenie się. A jeśli coś takiego dzieje się z osobą z naszego dalszego kręgu, wtedy jesteśmy skłonni do większej wyrozumiałości. Mnie się wydaje, że dzieje się tak również dlatego, iż częstotliwość kontaktu z osobami z naszego dalszego kręgu jest mniejsza, zatem nie widzimy większego sensu w tym, żeby się nad jakimiś kwestiami dłużej rozwodzić. Osoby, które szturchną się w tramwaju czy na ulicy, powiedzą sobie "Przepraszam" i pójdą dalej. Ale szturchnięcie żony czy mamy w kuchni jest od razu dużym problemem, a uszczypliwości kończą się dopiero z końcem dnia. Niestety, ale normy są takie: w sytuacjach publicznych nasze zachowanie może mieć konsekwencje, bo jesteśmy obserwowani, a w domu nikt poza bliskimi tego nie widzi. Zatem korzyści z przebaczania komuś z dalszego kręgu mogą wydawać się większe, bo ktoś może o tym mówić i przysporzyć nam plusów. W rodzinach - choćby takich, gdzie często brat z bratem nie odzywa się 20 lat albo siostra z siostrą w zasadzie się nie zna - często jest na rękę, żeby sobie nie wybaczać, bo skłóceni od lat żyją w dystansie bądź bez kontaktu. Wybaczanie w ramach rodziny wielu kojarzy się z porażką. Omawia się kwestie konfliktu czy różnicy zdań i nagle ktoś mówi tak: "Wiesz, ona jemu przebaczyła", a wtedy domniemanie jest takie, że właśnie przyznała się do porażki.

Czyli zupełne odwrócenie sytuacji...

Tak, bo działa zupełnie inny mechanizm. Gdy ludzie rzeczywiście bardzo intensywnie omawiają sprawę w rodzinie, nie ma wizerunkowego problemu na zewnątrz. Ale wewnątrz - jest. Wewnątrz rodziny przebaczenie oznacza porażkę, a jeśli dotyczy kolegów z pracy czy z pubu, to wówczas oznacza ono kulturę osobistą. Jest postrzegane na zasadzie: ma facet klasę albo to prawdziwy gentleman. W rodzinie przebaczenie to raczej przyznanie się do winy. Jest też tak dlatego, że przy okazji świąt ta nastrojowość często się nakręca.
Czy można skonstatować, że może przebaczanie w ogóle nie jest trudną sprawą, a trudnością jest samo uświadomienie sobie, jak to przebaczenie jest szalenie ważne?

Tak, bo uświadomienie sobie siły przebaczenia jest - mówiąc językiem poprzedniej epoki - towarem deficytowym. Ale tak naprawdę przebaczenie łatwą rzeczą nie jest. Jeśli człowiek zdefiniuje to sobie jako dowód jego własnej słabości, wiadomo, że jest problem, bo ludzie nie chcą czuć się słabymi. Jeśli zaś to przebaczenie jest postrzegane jako coś, co da mi korzyść, bo np. pokaże moją moc, nie jest to egoizm, jak pan wcześniej zasugerował w jednym z pytań czy jakaś kalkulacja.
Przebaczenie przynosi korzyści i sprawcy danego czynu, i ofierze tego czynu. Oczywiście, jest też tak, że brak wybaczenia jest nam na rękę, bo po prostu widzimy w tym pretekst, by zakończyć wszelkie kontakty i znajomość z osobą, z którą tkwimy w konflikcie. Jeśli ta osoba zatruwa nam życie przez ileś lat, to niewybaczanie jej jest dla nas bardziej funkcjonalne niż wybaczenie, nawet jeśli chodzi o drobną sprawę. Myślę jednak, że błędne jest założenie, że utrata kontaktów musi być związana z brakiem przebaczenia. Można przecież sobie powiedzieć, jakie błędy się popełniło, wybaczyć i dodać, że to wcale nie oznacza, że się chce nadal utrzymywać kontakty czy podtrzymywać znajomość. Według mnie, zawsze w sytuacjach konfliktowych tak właśnie powinno się stawiać sprawę. Bo nawet jeśli nie życzymy sobie już kogoś widywać, to możemy tej drugiej stronie zapewnić - poprzez wybaczenie - troszeczkę komfortu psychicznego. Jest w tym też zachowanie ludzkiej twarzy. Weźmy choćby przykład stosunków między Polską a Niemcami. Przecież to nie jest tak, że my, Polacy, zupełnie zapomnieliśmy o tych krzywdach, których doświadczyliśmy, ale przecież nie powinniśmy mieć o to pretensji do kolejnego pokolenia Niemców, bo nie ma to większego sensu. Może te kontakty nie są superprzyjazne, ale są w miarę poprawne. Nie wypominamy im na każdym kroku ofiar eksterminacji i nasze relacje jakoś funkcjonują. Jeśli popatrzymy sobie na relacje polsko-rosyjskie, to widać, że dla nas element przebaczenia jest kwestią daleko bardziej problematyczną. Są pewne sygnały, z których wynika, że Rosjanom po prostu na żadnym przebaczeniu nie zależy czy też w ogóle nie mają oni poczucia, że kogokolwiek - w tym nas - skrzywdzili. To jest właśnie sytuacja, w której trudno jest przebaczyć czy nawet myśleć o przebaczeniu. Podsumowując: trzeba zatem powiedzieć, że wiele, bardzo wiele zależy nie tylko od miłosierdzia tego, który ma przebaczyć, a od zachowania tego kogoś, kto zawinił. Mam tu na myśli silną skruchę, ale nawet niezbyt intensywne sygnały, że na przebaczeniu temu komuś zależy. Jeśli jednak widzimy butę i arogancję, jesteśmy przekonani, że nie przebaczając, postępujemy właściwie.

Skoro nawiązał Pan do kwestii mniej indywidualnych, a bardziej zbiorowych, zapytam o paradoks życia politycznego i mediów, bo są często punktem odniesienia dla wielu ludzi. Obserwując tych członków obu tych środowisk, które powołują się na naukę Kościoła, zauważamy, że bliżej im do rzucenia kamienia jako pierwszy niż nadstawienia drugiego policzka.

Politycy, głównie z prawicowej części naszej sceny politycznej, mają tendencję do wymachiwania szabelkami, do pokazywania siły, co wiąże się z tendencją do nieprzebaczania i bycia zatwardziałym. To jest jakiś archaizm we współczesnym świecie, archaizm, który przynosi więcej szkody niż pożytku komukolwiek. Niestety, dużej części prawicowych polityków wydaje się po prostu, że taka rywalizacja czy spinanie się w konfliktach jest lepsze niż kooperowanie i budowanie pomostów. To jest zjawisko niezwykle smutne, bo dla nich akt przebaczenia jest czymś niemal nieznanym. Jeśli zestawimy sferę religijną z polityczną, to rzeczywiście widać głęboką niespójność. Ci, którzy rano modlą się w kościele, po południu zażarcie dyskutują często obrażając innym w telewizyjnym studiu i nie widzą w tym niekonsekwencji. Nawiązując do faktu, że ludzie nie potrafią wybaczać, bo są nieświadomi korzyści, jakie z wybaczania płyną, chcę powiedzieć, że Kościół ma tu wielką rolę do odegrania, a tego nie robi. Kościół takiej postawy nie piętnuje, a piętnuje inne, które wydają się zupełnie absurdalnymi. W homiliach nie usłyszymy, że trzeba przebaczać, co konkretnie jest aktem przebaczenia i czego może nas to nauczyć. Nie dostrzegam wypowiedzi hierarchów kościelnych, próbujących tworzyć jakiś pomost w społecznym odbiorze na przykład katastrofy smoleńskiej, choć ze dwa razy coś może mignęło w mediach a propos większej wstrzemięźliwości w formułowaniu oskarżeń. Ale to były tylko drobne sygnały. To jest dla mnie niezrozumiałe, że Kościół posługuje się abstrakcją, słowem, które nie staje się ciałem. Już dziś wiem, jak te najbliższe święta będą wyglądać. W naszym Kościele pojawi się komunikat "Radujmy się", a wszyscy naokoło będą smutni. To tak jak słyszymy "Pokój nam wszystkim" i wszyscy podają sobie dłoń, jednak za tym gestem nie idzie nic mocniejszego, bo nie stać nas na to, by gorąco się uściskać. Niestety, jest tak, że jeśli Kościół nie wejdzie na poziom konkretów, to nie będzie w stanie wpłynąć pozytywnie na postawy Polaków w kwestii przebaczania. Na razie tego nie robi, a bywa, że antagonizmy wzmacnia. Ludziom potrzeba wskazania konkretnych technik, metod oraz podania konkretnych informacji, bo posługiwanie się tylko intuicją powoduje odwracanie się od Kościoła. A ludzie potrzebują w czasach kryzysu konkretu i nadziei.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki