Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korona polskich jezior. Wpław przez Mamry oraz Śniardwy

Dariusz Kuczmera
Bohaterowie: Aleksandra Bednarek, Hanna Bakuniak oraz Piotr Biankowski
Bohaterowie: Aleksandra Bednarek, Hanna Bakuniak oraz Piotr Biankowski Archiwum
Najwyższej próby osiągnięciem może się pochwalić troje łódzkich pływaków, którzy przepłynęli wpław Mamry oraz Śniardwy. Tym samym są blisko zdobycia Korony Polskich Jezior.

Oto relacja, którą przysłała nam jedna z uczestniczek Aleksandra Bednarek:
„Wyjechaliśmy na Mazury w składzie: Aleksandra Bednarek, Hanna Bakuniak oraz Piotr Biankowski. Naszym celem było zdobycie wpław Jeziora Mamry oraz Śniardwy, należących do Korony Polskich Jezior.

Naszą weekendową podróż rozpoczęliśmy w Giżycku, odbierając łódź asekurującą, którą popłynęliśmy w stronę Jeziora Mamry.
Wraz z Hanią całą trasę przepłynęłyśmy, bez większych kryzysów. Woda była ciepła, jej temperatura wynosiła ok. 23 stopni. Uznałyśmy, że nie będziemy smarować ciała lanoliną w celu zachowania ciepła, zrobiłyśmy to jedynie w miejscach narażonych na obtarcia przez boję asekurującą, którą ciągnęłyśmy za sobą. Dystans jaki przepłynęłyśmy to 7 km 600 m. Posiłki przyjmowałyśmy co 30 minut. Były to węglowodany oraz BCAA rozpuszczone w wodzie, podawane na odpowiedniej tyczce. Robi się tak, ponieważ podczas takich przepraw dotknięcie łodzi lub jakiejś osoby znajdującej się na niej jest zabronione, aby próba była zaliczona zawodnik musi samodzielnie rozpocząć przeprawę ze stałego lądu oraz samodzielnie ją zakończyć wychodząc na stały ląd.
Po 2 godzinach 30 minutach Piotr Biankowski ruszył w drugą stronę. Jego przeprawa potoczyła się podobnie jak moja oraz Hani. Jedyną różnicą był dystans, który przepłynął, ponieważ wynosił ok 7 km 300 m.

Po kilku godzinach zmagań z dumą możemy stwierdzić, że zdobyliśmy Jezioro Mamry i to nawet w dwie strony.
Do końca dnia nie zostało nam już wiele czasu, udaliśmy się w stronę Jeziora Śniardwy. Po drodze zatrzymaliśmy się na noc w Niegocińskim porcie w miejscowości Wilkasy. Tam zacumowaliśmy łódkę. Nasze miejsce parkingowe łodzi nie było jednak trafne, gdyż staliśmy bokiem do pomostu na wejściu do portu. Pechowo trafiliśmy na wiatr tworzący spore fale, co powodowało silne bujanie łodzią i nie wyspaliśmy się zbyt dobrze. Wczesnym rankiem odpłynęliśmy na Jezioro Śniardwy.

Nazajutrz było pochmurno, wiał wiatr i z początku lekko padało. Pogoda nie była zachęcająca do płynięcia. Postanowiłyśmy posmarować się nieco grubiej lanoliną. Założyłyśmy boje i ruszyłyśmy przed siebie. Ten akwen stanowił dla nas większe wyzwanie. Ze względu na zachmurzenie nie było widać drugiego brzegu. Nie ukrywam, że tym razem nawigacja nie wyszła mi najlepiej. Przez pierwsze 6 km towarzyszyła ok. 0,5-0,7-metrowa fala. Z perspektywy łodzi nie była ona bardzo duża, ale z perspektywy pływaka znajdującego się w wodzie sprawiała zupełnie inne wrażenie. Momentami nawet nie widziałam Hani, tylko jedną wodną ścianę. Muszę jednak przyznać, że gdy wpadło się w rezonans z falą, polegający na tym, że w momencie gdy znajdowałam się na jej grzbiecie rękę miałam w górze, a gdy byłam w dolinie atakowałam ręką w dół, całkiem nieźle się płynęło. W porównaniu z Jeziorem Mamry częściej natrafiałam na glony.

Tym razem nie obyło się bez kryzysu. Po przepłynięciu 12 km zaczęłam czuć, że jest mi zimno w dłonie oraz stopy. Z początku czułam pewien niepokój wiedząc, że zostało jeszcze ok. 6 km. Na następnym karmieniu poprosiłam po prostu o ciepłą herbatę. Dzięki temu czułam się odrobinę lepiej. Zdrętwienie w palcach czułam jeszcze przez godzinę, potem ustało. Po późniejszej rozmowie z Hanią dowiedziałam się, że miała podobny problem. Być może było to spowodowane wiatrem, który owiewał mokre dłonie podczas przenoszenia ręki nad wodą, wiemy jednak, że umiejętności nabrane podczas przygody z Zimowym Pływaniem pozwoliły Nam płynąć dalej. Trasa była o wiele dłuższa niż ta sprzed dwóch dni. Miałam wrażenie jakbym płynęła po nie wiadomo jak wielkim akwenie, prawie w ogóle nie widziałam lądu, momentami odnosiłam wrażenie jakbym pływała w koło, ale ufając nawigatorowi po 18 km 550 m dotarłam wraz z Hanią do celu, który znajdował się w miejscowości Tartak Okartowo. Płynęłyśmy 5 godzin i 30 minut. Zanim wyszłam na ląd musiałam znaleźć pion, ponieważ po takim czasie płynięcia w poziomie po ukończeniu przeprawy może przez chwilę kręcić się w głowie.

Gdy Piotr płynął przez Śniardwy oprócz glonów atakowały go ryby. W połowie trasy 60-centymetrowy sandacz uderzył go płetwą ogonową w policzek. Jego mina była wtedy bezcenna, pomimo to ze spokojem ruszył dalej. Dzielnie płynąc do celu przebył 17 km 300 m. Możemy po raz kolejny być dumni z tego, że udało nam się zdobyć Śniardwy i to nawet w dwie strony.
Dwie przeprawy przez dwa duże pod względem powierzchni Polskie Jeziora okazały się być sukcesem. Kolejny przystanek Dąbie i Miedwie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki