Od początku kwietnia pozamykane są punkty usługowe, w tym salony kosmetyczne, fryzjerskie, studia tatuażu. Zamknięte zostały także hotele i inne obiekty noclegowe, a restauracje nie mogą obsługiwać gości na miejscu, tylko mogą dostarczać posiłki do domów.
- Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymamy te ograniczenia - mówi pani Anna, współwłaścicielka salonu fryzjersko-kosmetycznego w Łodzi. - Przed pandemią nasza sytuacja finansowa była dobra, nie zarabiałyśmy może kokosów, ale na brak klientów nie narzekałyśmy. Większość z nich korzysta z naszych usług od lat, dzięki czemu możemy się utrzymać. Z dnia na dzień jednak zostałyśmy bez pracy i dochodów.
Łodzianka zwraca uwagę na to, że początkowo ograniczenia miały obowiązywać przez dwa tygodnie. Do dziś nie wiadomo, kiedy zostaną zniesione.
Jeszcze dłużej, bo od połowy marca z ograniczeniami działają restauracje. Nie mogą przyjmować klientów w lokalach, tylko sprzedają jedzenie na wynos. Nie wystarcza to jednak, by utrzymać dochody na tym samym poziomie.
- Jest naprawdę ciężko - mówi właścicielka niewielkiej restauracji w centrum Łodzi. - Mieścimy się w pobliżu biurowców, wiele osób przychodziło do nas na obiad w przerwie od pracy. Teraz większość wykonuje pracę biurową zdalnie, więc straciliśmy znaczne grono klientów. Mimo to staramy się nie poddawać, w mediach społecznościowych promujemy dostawy do domu i do firm, przy większych zamówieniach dodajemy od siebie napoje czy desery. Chcemy to przetrwać, tylko nie wiemy, czy nam się to uda.
Właścicielka tego lokalu wyliczyła, że w marcu obroty były niższe niemal o 40 procent niż do tej pory w zimie. W kwietniu, gdy możliwe są tylko dostawy, obroty jeszcze spadły i wynoszą ok. 30 proc. w porównaniu do czasu sprzed pandemii.
- Tzw. dowozy są ważne, ale nie przynoszą takich zysków, jakie generuje serwowanie posiłków na miejscu - zaznacza właściciel kolejnej łódzkiej restauracji. - Większość osób nie zamawia do domu czy pracy napojów, tymczasem na miejscu proszą o nie wszyscy. A marża na napojach, zwłaszcza alkoholu, jest znaczna. Poza tym osoba, która je na miejscu, często uzupełnia zamówienie: prosi o kolejny napój, deser. W dostawie się to nie zdarza, klienci nie proszą nas o dostarczanie kolejnej porcji ciasta. Nie mam zbyt dużych oszczędności, nie wiem, jak długo dam radę działać w takich warunkach.
Część pracowników restauracji, zwłaszcza kelnerzy i kelnerki, jest wysyłana na urlopy lub korzysta z tzw. postojowego. Nie stracili pracy, ale jej nie wykonują i w związku z tym przysługuje im tylko minimalne wynagrodzenie.
W rejestrach dłużników już przybywa restauratorów, hotelarze, firm cateringowych, kosmetycznych i zakładów fryzjerskich. W bazie danych Krajowego Rejestru Długów figuruje obecnie 10.742 hoteli, restauracji i firm cateringowych. Ich średnie zadłużenie to 22.522 zł. Rok temu, w kwietniu, do baz było wpisanych 9.302 takich podmiotów, a przeciętny dług wynosił 19.326 zł. Również sama wartość zaległości była mniejsza, bo 179,7 mln zł, a obecnie są to 242 mln zł.
W województwie łódzkim zaległe zobowiązania tej branży przekroczyły 10,7 mln zł. Problemy finansowe ma 586 restauracji, hoteli i firm cateringowych z regionu. Rekordzista ma do oddania ponad 651 tys. zł.
Długi branży kosmetycznej i fryzjerskiej pod koniec marca wynosiły 37,7 mln zł. To dane ogólnopolskie, regionalnych jeszcze nie ma. Od tego czasu sytuacja tej branży jeszcze się pogorszyła, w kwietniu bowiem zakłady przestały świadczyć usługi. Nie mogą bowiem przyjmować klientów ani odwiedzać ich w domach.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?