Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kościelny od Księżnej Sieradzkiej, co sięga szczytów ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Kościelny od Księżnej Sieradzkiej, co sięga szczytów
Kościelny od Księżnej Sieradzkiej, co sięga szczytów Archiwum Dawida Zawiasy
Kościelny wielu pasji, wręcz człowiek renesansu. Tak najkrócej scharakteryzować można Dawida Zawiasę, który od 15 lat posługuje w Sanktuarium Matki Bożej Księżnej Sieradzkiej w Charłupi Małej. Wcześniej był tu, przez 29 lat, ministrantem.

– Dlaczego zostałem kościelnym? – zastanawia się nasz bohater. – Odkąd pamiętam, ciągnęło mnie do kościoła. W 2006 roku rozpocząłem posługę po Stanisławie Walczaku. Tak, posługę, bo to nie jest dla mnie praca. Przychodząc do kościoła, daję z siebie nie 100, ale 200, a nawet 500 procent. Poprzez swoją pracę chcę ludzi przyciągnąć do Boga, a wierzę, że można nawet takimi niewielkimi wydawałoby się gestami, jak choćby dekoracja Grobu Chrystusa, gdzie wplatam jakieś wymowne, nawiązujące do czasu, wydarzeń, elementy. Podobnie z szopką bożonarodzeniową. Jeśli chodzi o dekoracje, to pomysły rodzą się podczas pracy. Choćby w tym roku, wymyśliłem sobie, że motywem przewodnim grobu będzie symbolika pustyni. A wie pan dlaczego? Bo życie bez miłości to pustynia. Wielu z nas zastępuje miłość karierą, pieniędzmi, władzą. Jednak to miłość nadaje wszystkiemu znaczenie w małżeństwie, rodzinie, a także wśród przyjaciół i znajomych. W tym roku pomagał mi Dominik Wymysłowski. To młody człowiek, jak patrzę na niego, to widzę siebie sprzed wielu, wielu lat.
Dla Dawida Zawiasy nie ma większego znaczenia, że w czasie pandemii do kościoła chodzi znacznie mniej ludzi. – Jak coś robię, to strasznie przeżywam, żeby wszystko było dobrze – wyjawia. – Tak jak choćby z dywanem kwiatowym na Boże Ciało czy z wrześniowym odpustem, który w dobrych czasach gromadził po kilkanaście tysięcy ludzi. Przychodzili do nas nawet w pieszych pielgrzymkach. W poprzednią Wielkanoc na jednej z mszy świętych było natomiast kilku wiernych. Cisza w kościele jest najgorsza. Ale my tu nie siedzimy biernie i nie czekamy na wiernych. Nasi księża, proboszcz Grzegorz Drzewiecki i wikary Sebastian Szkop, są pełni werwy, energia w nich pulsuje, wręcz kipi. Zorganizowali Drogę Krzyżową, jeżdżąc po wioskach, a stacje były przy kapliczkach. Ludzie wychodzili przed domostwa, płakali. Moc emocji, łez.
Chwytając dzieńpo charłupsku
Kościelny Dawid jest motorem napędowym działającego od czerwca Stowarzyszenia Carpe Diem po Charłupsku, czyli w wolnym tłumaczeniu „Chwytaj dzień”. Zapaleńcy ze stowarzyszenia już wypłynęli na szerokie wody, ale po kolei. Zaczęło się w grudniu 2017 roku. Jedna z pań w podzięce za opiekę nad jej synem, który jest w sanktuarium ministrantem, kupiła kościelnemu okazały bukiet kwiatów.
– Prezenty mnie krępują – mówi nasz rozmówca. – Jakoś tak mało komfortowo się czułem. Zaproponowałem za to wycieczkę dla wszystkich ministrantów. Proboszcz, człowiek otwarty, przyklasnął pomysłowi. Pojechaliśmy na trzy dni do Czarnej Góry koło Bukowiny Tatrzańskiej. Nie byłoby mowy o wyjeździe, gdyby nie pomoc finansowa parafii, a była tak hojna, że pieniędzy jeszcze zostało. Powstał więc problem, co dalej. Załóżmy stowarzyszenie – padł pomysł. Oprócz mnie była jeszcze Marzena Feliksiak i Joanna Miłek. Zaraz też pojawili się kolejni ludzie, w sumie 17 osób. Ale mieć stowarzyszenie tylko od wycieczek, nie, w żadnym wypadku. Róbmy coś, róbmy, rozpierała nas energia i wpadliśmy na pomysł Poetyckich Zaduszek w Charłupi Małej. Zaprosiliśmy Antoninę Krzysztof – przyjechała. „Dziennik Łódzki” napisał wtedy trafnie „Perłowa łódź przypłynęła do Charłupi Małej”. Ten tytuł wbił się nam w pamięć. Koncert był przepiękny, a senior charłupski Franciszek Ziarniak zapytał wprost, kiedy będzie następne takie wydarzenie, bo już się doczekać nie może. Dostaliśmy skrzydeł.
I prawie na skrzydłach „przyleciał” Amatorski Zespół Regionalny Władysława Reymonta z Lipiec Reymontowskich z weselem Boryny. Hala sportowo-widowiskowa miejscowej szkoły pękała w szwach. Wszystko poszło jak z płatka, a ludzie zgotowali owację na stojąco lipczakom oraz charłupiakom, bo ci nie gorsi, wystawili skecz.
Potem przyszyły kolejne występy. Do niewielkiej Charłupi Małej zawitali wielcy artyści: Edyta Geppert, Krystyna Giżowska, Eleni. – Pewnie, że się baliśmy, iż nam odmówią, bo przecież my nie żadna tam marka czy jakaś agencja artystyczna, ale amatorzy totalni. A wie pan, nikt nie powiedział nie, nikt! Edyta Geppert mówiła po koncercie o wspaniałej publiczności i o tym, że Charłupia puściła ją z torbami. Tak, z torbami, ale w tym sensie, że na odchodne obdarowana została torbami smakołyków i różnych specjałów. Ona koniecznie chce tu do nas znowu przyjechać.
I jeśli koronawirus nie storpeduje ambitnych planów „chwytaczy dnia”, to Edyta Geppert zawita latem tego roku, bo charłupiaki planują imprezę, jakiej w regionie sieradzkim nie było. To festiwal „Kultura bez granic”, a wśród wykonawców między innymi Krystyna Giżowska, Artur Barciś, Apertus Quartet z muzyką wiedeńską oraz Formacja Nieżywych Schabuff z Edytą Rusak w składzie. – To charłupianka – wyjaśnia nasz bohater. – Ona bardzo chce wystąpić dla swoich.
Góry to oaza wolności,można odreagować stres
Kolejną z pasji nieprzeciętnego kościelnego są góry, bez których nie wyobraża sobie życia. Zresztą, jak tylko ma okazję, to ucieka choćby na kilka dni do świata, gdzie, jak mówi, czuje wolność i odreagowuje problemy dnia codziennego.
– Ja już bez gór żyć nie potrafię, szczególnie tych słowackich – mówi. – Dlaczego akurat słowackich? Są o wiele bardziej dzikie od naszych polskich, tam na szlakach jest cisza, spokój, czasem można wędrować siedem-osiem godzin, a chodzę z reguły sam, i nie spotka się człowieka. Można za to natknąć się na rysia i popatrzeć mu w oczy. Miałem takie spotkanie i to niedawno. W czasie pandemii szlaki są jeszcze bardziej puste. Ostatni raz udało mi się tam być w marcu tego roku.
Dawid Zawiasa tak układa sobie wędrowanie, żeby nocować w schroniskach na Słowacji, utulnami zwanych, ewentualnie u znajomych gospodarzy. Marzy mu się jednak nocleg w górach pod gołym niebem.
– Mam na koncie wejście na Ostredok sięgający 1592 metrów – mówi. – To szczyt znajdujący się w paśmie Wielkiej Fatry. Zaliczony mam także najwyższy szczyt Słowenii Triglav, a to już 2864 metry. Wszedłem na najwyższy szczyt Austrii Glossglockner mający wysokość 3798 metrów. Na samej górze znajduje się krzyż zwany cesarskim, ustawiony tam w 1879 roku, w 25 rocznicę ślubu cesarza Franciszka Józefa z Elżbietą Wittelsbach zwaną Sissi. To było bardzo trudne wejście, doskonale pamiętam, że miałem kłopoty z oddychaniem. Złapało mnie nieźle i nawet się bałem.
Taternicze marzenia? Dawid Zawiasa nie zastanawia się długo. – Jakiś czterotysięcznik w Alpach – mówi. – I Pireneje, koniecznie Pireneje, a zwłaszcza najwyższy tamtejszy szczyt Pico de Aneto w masywie Maledeta. Trochę mu do 4000 brakuje, bo ma 3404 metry wysokości, ale kusi samo wejście, bo jest trudne. Ze znajomymi mieliśmy już tam jechać w 2020 roku, ale skończyło się na planach. Wierzę jednak, że życie wróci do normalności i uda się.
Jak kościelnego postrzegają duchowni z charłupskiego sanktuarium? – Człowiek nieprzeciętny, łamiący stereotypy kościelnego – mówi ksiądz wikariusz Sebastian Szkop. – Z głową pełną pomysłów, ale i swoim światem. Jest też, co bardzo ważne, lubiany przez wiernych, którzy lgną do niego, bo to człowiek kontaktowy, jakby skrojony do naszego sanktuarium. ą

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki