Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kostek zostanie z mamą w Łodzi. Tata z Grecji przegrał w sądzie

Agnieszka Jasińska
Pani Ania przed rozprawą była bardzo zdenerwowana. Jej koszmar trwa od czterech lat
Pani Ania przed rozprawą była bardzo zdenerwowana. Jej koszmar trwa od czterech lat Łukasz Kasprzak
Sąd Okręgowy w Łodzi... Chociaż świeci słońce, pani Ania boi się nawet uśmiechnąć. Czeka zdenerwowana na rozprawę. Na szczęście czarny scenariusz tym razem się nie spełnił. Kiedy sąd ogłosił, że syn zostanie z panią Anią, kobieta nie mogła uwierzyć, że koszmar wreszcie się skończył. Zaczyna wierzyć, że teraz zacznie normalnie żyć. Mały Kostek nie zostanie wydany ojcu i nie wróci do Grecji. Pani Ania jest szczęśliwa, jednak strach tak szybko nie minie.

Rozprawa rozpoczęła się w czwartek o godz. 10 w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Doszło do niej, ponieważ ojciec 6-letniego Kostka odwołał się od wyroku pierwszej instancji. Wtedy sąd zdecydował, że dziecko nie będzie wydane ojcu i zostanie z mamą w Łodzi. Grekowi takie orzeczenie się nie podobało.

Bajka zamieniła się w piekło

Życie pani Ani i jej synka od kilku lat przypomina koszmar. Najpierw jednak było bajką...

Pani Anna zarabiała na życie jako trenerka koni. Jednak sześć lat temu straciła pracę w Polsce i zdecydowała, że wyjedzie do Grecji. Tam poznała Ioannisa, bogatego ginekologa. Mężczyzna zaproponował, że ją zatrudni w swojej prywatnej stadninie. Pani Ania wspomina, że Ioannis był nią zachwycony, podziwiał zaangażowanie w pracę, adorował, był szarmancki i uprzejmy.

Kobieta wspominała, że chodzili na romantyczne spacery, zabierał ją na zakupy i kolacje przy świecach. Pani Ania zakochała się. Przyznała szczerze, że nagle znalazła się w świecie, do którego wcześniej nie miała dostępu.

Ioannis oświadczył się kobiecie po trzech miesiącach znajomości. Mieli żyć długo i szczęśliwie. Miesiąc później pani Ania zaszła w ciążę.

Kiedy urodził się synek Konstanty, wszystko się zmieniło. Tuż po narodzinach dziecka Ioannis podsunął łodziance dokument do podpisania. Był spisany po grecku.

Kobieta nie znała dobrze języka. Ufała jednak ukochanemu. Tym bardziej że mężczyzna zapewniał ją, że postanowił na piśmie uznać chłopca za swoje dziecko.

- Byłam zbyt łatwowierna. To mnie zgubiło - przyznała pani Ania. - Dzisiaj już nie jestem taka naiwna. Kiedyś ufałam ludziom. Wydawało mi się, że skoro ja jestem uczciwa wobec innych, to inni będą także uczciwi wobec mnie. A tak nie jest. Dzisiaj wiem, że nie można ufać wszystkim. Dzisiaj już nie wierzę ludziom.

Pani Ania przyznaje, że gdyby jeszcze raz miała podejmować decyzję o wyjeździe do Grecji, zrobiłaby tak samo.

- Pojechałabym, ale nie wierzyłabym ślepo innym ludziom - przyznaje kobieta.

Kiedy pani Ania po narodzinach dziecka podpisała papiery, Grek zmienił się nie do poznania. Wtedy przestał być czuły i opiekuńczy, stał się katem. Nie pozwolił jej się kontaktować z rodziną, nie mogła pojechać do Polski nawet wtedy, kiedy jej matka miała zawał i ciężko chorowała.

Uciekła z Grecji po kryjomu

Ioannis zabrał łodziance nawet komórkę. Robił wszystko, aby odizolować ją od znajomych i rodziny. Wytrzymała tak ponad dwa lata.

Wreszcie kobieta zdecydowała się uciec z piekła. Powiedziała Ioannisowi, że idzie z synem na spacer. Wyszła z domu tak, jak stała. Nic ze sobą nie zabrała. Wsiadła do taksówki i pojechała do przyjaciółki. Tam spędziła z Kostkiem kilka dni. To przyjaciółka kupiła im bilet na prom. Pani Ania bała się odprawy paszportowej. Na szczęście wszystko się udało. Bezpiecznie dotarła do Polski.

Do Łodzi wróciła w maju 2009 roku. Znalazła pracę jako szwaczka. Myślała, że to co najgorsze ma już za sobą. Tak jednak nie było. Kilka miesięcy później dostała wezwanie do sądu. Ioannis domagał się oddania dziecka. Twierdził, że chłopiec został uprowadzony. Jednym z dowodów, które pełnomocnicy mężczyzny przedstawili przed sądem, był dokument, który kobieta podpisała po urodzeniu dziecka.

Okazało się, że było to pismo ustanawiające tzw. domicyl Konstantego w Grecji. Dokument ten, z prawnego punktu widzenia, wskazuje miejsce stałego zamieszkania. Wynika z niego, że gdyby kobieta chciała wyjechać z Grecji, to dziecko musi zostać z ojcem. Pani Ania nie miała pojęcia, co podpisuje.

Wtedy łódzki sąd nie poprosił o badanie psychologiczne dziecka i nie sprawdził, jaka jest więź pomiędzy ojcem a synem. Wszystko odbyło się niemal automatycznie. Sąd stwierdził, że dziecko ma zostać wydane ojcu i wrócić do Grecji. Uznał, że chłopiec został uprowadzony przez matkę. Ten wyrok zapadł ponad dwa lata temu. Mamie Kostka zawalił się świat.

Jeden z pierwszych takich wyroków w Polsce

Pełnomocnicy pani Ani odwołali się od decyzji sądu. W lutym tego roku zapadł kolejny wyrok. Tym razem Sąd Rejonowy dla Łodzi Śródmieścia uznał, że dziecko ma zostać z matką. To był wyrok precedensowy.

- Pierwszy wyrok sądu był nacechowany automatyzmem, wydany bez refleksji nad ludzką sprawą - mówił wtedy Piotr Kaszewiak, reprezentujący panią Annę. - Tym razem sąd nie postępował automatycznie. To jeden z pierwszych takich wyroków w Polsce. Jest zgodny z zasadami sprawiedliwości i dobrem dziecka.

Ojciec Kostka nie pojawił się wówczas w sądzie. Nikt go także nie reprezentował. Odwołał się jednak od tego wyroku.

W czwartek również ani Ioannisa, ani jego pełnomocników nie było w sądzie. Była tylko pani Ania, jej pełnomocnicy oraz prokurator.

- Ojciec Kostka nie widział się z dzieckiem przez cztery lata. Nie próbował nawet się umówić na spotkanie - opowiada pani Anna. - Tylko dziadkowie przyjechali z Grecji kilka razy, żeby zobaczyć wnuka.

Sąd zapoznał się z opinią biegłego. Biegły jednoznacznie stwierdził, że Kostek ma świetny kontakt z matką, natomiast z ojcem nie ma żadnego kontaktu. Sąd Okręgowy w Łodzi podtrzymał wyrok Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia, że dziecko ma zostać z matką.

- Spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia sprawy. To bardzo mądre orzeczenie. Sąd sugerował się nie martwymi przepisami, nie dobrem matki czy ojca, ale interesami dziecka - powiedział tuż po ogłoszeniu wyroku mecenas Krzysztof Stępniewicz, reprezentujący panią Annę. - Najważniejsze, że chłopiec nie trafi teraz w ręce ojca, z którym od lat nie ma kontaktu. U matki ma znakomitą opiekę, miłość i wszystko czego mu potrzeba. Uważam, że niestawianie się ojca na sprawie sądowej to lekceważenie sądu.

Mecenas Stępniewicz zaznacza, że ojciec w ogóle nie zabiega o kontakty z dzieckiem, nie przesyła też pieniędzy na jego utrzymanie.

- To my zabiegaliśmy, żeby zapłacił za kurs greckiego dla dziecka. Zależało nam, żeby Kostek znał język ojca i dziadków. Jednak ojciec się tym w ogóle nie przejmuje.

Mecenas Stępniewicz zwraca również uwagę na postawę prokuratury.

- Zupełnie zmieniła ona swoje stanowisko - mówi adwokat. - Najpierw prokurator był zdania, że dziecko zostało uprowadzone i musi wrócić do ojca do Grecji. Teraz jednak dostrzeżono, że pomiędzy chłopcem a ojcem nie ma żadnych więzi i zabranie go matce byłoby dla sześciolatka prawdziwym dramatem.

Dla ojca żadne granice się nie liczą

Mecenas Piotr Kaszewiak, który również reprezentował panią Annę przed sądem, zwrócił uwagę na postawę Ioannisa.

- Ojcostwo nie zna granic. Jeśli jest się ojcem, to żadne granice się nie liczą. Po prostu kupuje się bilet i jest się przy dziecku. Niestety, ojciec Kostka myśli inaczej - podkreśla mecenas Kaszewiak. - Jego istnienie widać tylko w pismach procesowych. Mam ogromny szacunek dla sądu za wydane orzeczenia. Prawo nie zostało tu zastosowane na ślepo. Dokładnie przeanalizowano sytuację dziecka. I zdecydowano tak, żeby było dla niego jak najlepiej.

Pani Ania odetchnęła. Chociaż wie, że ojciec Kostka nie podda się.

- Jestem przygotowana na to, że wciąż będzie chciał zabrać mi dziecko - mówi kobieta. - Na razie poinformował mnie, że w Grecji zostały wydane dwa wyroki, skazujące mnie na 10 miesięcy więzienia. Sprawy odbyły się bez mojego udziału i są absurdalne. Ioannis zarzucił mi na przykład udział w zorganizowanej grupie przestępczej. To brzmi tak nieprawdopodobnie, że aż śmiesznie. Tylko mi w ogóle nie jest do śmiechu. Rodzina Ioannisa to bardzo majętni i wpływowi ludzie. Jak można wydać wyrok bez mojego udziału w sprawie?

Mecenas Kaszewiak dodaje, że Grecja, według raportu korupcyjnego, jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o korupcję w krajach Unii Europejskiej.

Czwartkowy wyrok jest prawomocny.

- Mamy piękny dzień, świeci słońce. Bardzo się cieszę, że syn zostaje ze mną. Dzisiaj jadę z bratem i rodziną poza miasto. Będziemy się wspólnie cieszyć. To był dla nas wszystkich bardzo trudny czas - mówiła pani Ania. - Chciałabym bardzo podziękować moim bliskim i przyjaciołom. Oni do końca trwali przy mnie, nie pozwolili mi się załamać, nie przestali we mnie wierzyć. W takich chwilach można się przekonać, kto naprawdę jest przyjacielem.

Pani Ania nie ukrywa, że cała ta sprawa kosztowała ją wiele nerwów i zdrowia.

- Oby teraz już było tylko lepiej - uśmiecha się kobieta. - Wiem jedno: już nigdy nie chcę jechać do Grecji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki