Kierownik kolonii o wypadku rozmawiać nie chce tłumacząc się tym, że okoliczności wypadku dopiero będą ustalane. Po bliższe informacje odsyła do organizatora wypoczynku, dyrektora Szkolnego Schroniska Młodzieżowego. Ten z kolei po komentarz kieruje nas do Urzędu Miasta Łodzi.
„Niezwłocznie na miejsce zostało wezwane pogotowie, które zajęło się poszkodowanym dzieckiem oraz policja, która przeprowadziła swoje postępowanie. Kierownik kolonii sporządził stosowny protokół ze zdarzenia i zgodnie z procedurami, które obowiązują w Wydziale Edukacji od razu o zajściu został poinformował Wydział Edukacji, Schronisko Młodzieżowe (organizator kolonii) oraz kuratorium. Na miejscu wychowawcy przeprowadzili z dziećmi kolejną rozmowę na temat zasad bezpieczeństwa (pierwsza odbyła się zaraz po przyjeździe) oraz zachowaniach ryzykownych” – czytamy w oświadczeniu nadesłanym w odpowiedzi na nasze zapytanie przez Monikę Pawlak z Biura Rzecznika Prasowego Prezydenta Łodzi.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH
- To co się stało na koloniach jest dla mnie niewiarygodne – dodaje matka 10-latka. Wysyłam dziecko na kolonie w przekonaniu, że będzie miał zapewnioną dobra opiekę. Tymczasem dowiaduję się, że dręczył go inny kolonista, co w konsekwencji doprowadziło do wypadku w którym mój syn mógł stracić życie lub zostać do końca życia kaleką.