Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Koszyczkowy” sylwester, czyli uroki zabawy w PRL-u

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Za czasów PRL najbardziej eleganckie bale sylwestrowe w Łodzi organizowano w Grand Hotelu, w znajdującej się tam, legendarnej dziś, restauracji Malinowa.

Stoły zastawione były jedzeniem przygotowanym przez najlepszych łódzkich kucharzy, do tańca przygrywały najlepsze orkiestry. Podobnie jak na fabrykanckie bale, panie przychodziły tu prosto od fryzjera, w eleganckich sukniach, a panowie w garniturach z muchami, bo fraki już wyszły z mody.

Łódź przez wiele lat była stolicą filmu, więc cały świat artystyczny bawił się w łódzkim Spatifie przy al. Kościuszki. Natomiast studenci urządzali prywatki na osiedlach akademickich lub szli się bawić do Klubu 77. Ryszard Czubaczyński, wieloletni dyrektor Muzeum Miasta Łodzi, autor tekstów wielu piosenek, zapamiętał jeden z takich sylwestrów na ul. Piotrkowskiej, Pod Siódemkami, który odbywał się w połowie lat 60.

- Przyjechali wtedy do Łodzi, na sylwestra, studenccy artyści kabaretowi z całej Polski - wspominał Ryszard Czubaczyński. - Sylwester zamienił się więc w jeden wielki wieczór kabaretowy.

Kazimierz Kowalski, piosenkarz, wieloletni dyrektor Teatru Wielkiego w Łodzi, do dziś pamięta sylwester z 1964 roku. Miał wtedy 13 lat i pierwszy raz Nowy Rok witał w pracy.

Ten sylwester z 1964 roku odbywał się w salach Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego, czyli dawnej fabryce Poznańskiego. Pan Kazimierz grał wtedy do tańca razem z zespołem Andrzeja Jóźwiaka. Na sylwestrze bawiło się kilkaset osób, a za wstęp płaciło się niemało, bo 150 złotych. Na sali obecny był ówczesny pierwszy sekretarz Komitetu Łódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

- Pamiętam, że o północy sekretarz złożył wszystkim życzenia, wystrzeliły szampany, pewnie radzieckie - opowiadał nam Kazimierz Kowalski. - Byłem wtedy jeszcze za mały, by zrozumieć tę ideologiczną otoczkę sylwestra.

Wiele fabryk urządzało sylwestra dla swoich pracowników w zakładowych świetlicach. Bożena Batorska, dziś 54-letnia ekonomistka, wspomina, że w połowie lat 80. była z mężem na takim zakładowym sylwestrze w ZKT Teofilów. Pamięta, że stoliki były rozstawione na korytarzach, a do dużej sali, która na co dzień służyła jako świetlica, chodziło się na tańce. Bożena Batorska dodaje, że te sylwestry w zakładowych świetlicach, klubach sportowych, a w latach 90. też w szkolnych salach, były „koszyczkowe”.

- Zwykle organizatorzy zapewniali jakiś bigos, czerwony barszczyk z pasztecikiem czy biały barszcz nad ranem - opowiada Bożena. - Resztę jedzenia i oczywiście alkohol trzeba było przynieść ze sobą.

Katarzyna Sieradzka, 59-letnia nauczycielka, zapamiętała sylwestra organizowanego na Uniwersytecie Łódzkim.

- Zabawę zorganizowano w bufecie, który był w piwnicy - wspomina Krystyna Sieradzka. - To też były jeszcze lata 80. Było ciasno, duszno, więc po północy poszliśmy z mężem do znajdującego się obok klubu Gwardia, wtedy jeszcze milicyjnego.

Zdzisława Krysińska, dziś 79-letnia, emerytowana pracownica biurowa, w latach 70. bawiła się często na sylwestrach w salach pracowniczych ogródków działkowych.

- Zbierali się tam niemal sami znajomi - mówi. - Sami szykowaliśmy wcześniej jedzenie, wynajmowaliśmy orkiestrę.

Marian Lichtman, jeden z „Trubadurów”, zwykle Nowy Rok witał i wita w pracy. Najbardziej jednak zapamiętał ten z 1974 roku. Wtedy to opuszczał Polskę. Na dworcu żegnali go koledzy z zespołu Krzysztof Krawczyk i Sławomir Kowalewski. Tego pamiętnego sylwestra spędził już w Danii, wreszcie z całą rodziną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki