Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krach w budownictwie, nadciągają zwolnienia

Joanna Leszczyńska
Piotr Kuczyński, główny analityk firmy Xelion.
Piotr Kuczyński, główny analityk firmy Xelion. Bartłomiej Ryży/Polskapresse/archiwum
Jakie branże najbardziej odczuwają spowolnienie gospodarki, a jakie trzymają się nieźle mimo kryzysu? Czy kurs operatora koparki dla nauczyciela to dobra metoda na walkę z bezrobociem? Z Piotrem Kuczyńskim, głównym analitykiem firmy Xelion, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Ze statystyk Ministerstwa Pracy, do których dotarła "Rzeczpospolita", wynika, że jesienią czekają nas duże zwolnienia grupowe. W lipcu zapowiedzi takich zwolnień złożyły 174 firmy. Zwolnienia obejmą ponad 9 tysięcy ludzi - ponad dwa razy więcej niż rok temu. Skąd taki skok?

Gospodarka spowalnia. Z danych dotyczących wzrostu PKB za drugi kwartał widać to było bardzo wyraźnie. A nasza gospodarka spowalnia, bo wyraźnie spowalnia gospodarka światowa. Nie żyjemy w jakiejś oazie. W takiej sytuacji musi ucierpieć także gospodarka polska.

Ale zapowiedzi ministra Rostowskiego były na początku roku bardziej optymistyczne. Polska gospodarka miała się rozwijać w przyszłym roku w tempie 2,9 procent...

Wszelkie prognozy są w tej chwili tylko po to, by je... zmieniać. Tak naprawdę stawianie teraz wszelkich prognoz to jest tak jakby strzelać do tarczy, której nie ma, albo która bardzo szybko przesuwa się w jedną lub drugą stronę. W tej chwili jest naprawdę niezwykle trudno postawić prognozę, która ma duży stopień sprawdzalności. Dlatego też nie dziwię się, że minister Rostowski zweryfikował teraz prognozę co do wzrostu PKB na przyszły rok do 2,2 procent. I pewnie jeszcze nieraz ją zweryfikuje.

Będzie jeszcze gorzej w naszej gospodarce w 2013 roku?

Jeżeli strefa euro będzie miała duże problemy gospodarcze, USA też, a to jest możliwe i jeszcze jak się do tego dołoży wojnę Izraela z Iranem, która jest w zasadzie pewna w przyszłym roku, to dlaczego nie mamy wejść w recesję? Jest to całkowicie realne. Ale równie prawdopodobne jest to, że czarny scenariusz co do strefy euro i USA się nie zmaterializuje i wtedy możemy mieć wzrost PKB wyższy niż planowane 2,2 procent. Nie ma w tej chwili absolutnie żadnej możliwości, żeby przewidzieć to, co będzie w przyszłym roku. Dlatego minister czy rząd musi coś obstawiać, prawie tak jak na torze wyścigów konnych.

Prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, szacuje, że bezrobocie w przy-szłym roku może sięgnąć nawet 15 procent...

To absolutnie realne.

Największe cięcia w zatrudnieniu mają nastąpić w branży finansowej, czyli w bankowości, a także w budownictwie i handlu. Dlaczego akurat w tych branżach?

Jest w tej chwili kilka banków, które zmieniają swoje profile, zamykają część placówek, które nie przynosiły wystarczająco dużego zysku, albo wręcz przynosiły straty. Banki doszły do wniosku, że akurat wtedy, kiedy jest spowolnienie gospodarcze i popyt na usługi finansowe będzie mniejszy, to trzeba ograniczyć działalność. Ponadto jest krach w budownictwie. Od kilku miesięcy mówi się o spektakularnych bankructwach czy prawie bankructwach dużych firm budowlanych, które pociągają za sobą małe firmy, a te jeszcze szybciej padają. Poza tym deweloperzy nabudowali mnóstwo mieszkań, które sprzedają się bardzo powoli. Dodatkowo rząd ogranicza wydatki na inwestycje, no i kończą się fundusze unijne. Nic dziwnego, że sektor budowlany czekają trudne chwile.

Czy jest jakaś gałąź gospodarki, której może nie dotknąć kryzys?

Zawsze są sektory bardziej na to odporne: produkcja i sprzedaż żywności i farmaceutyków. Wiadomo, że jeść i leczyć się trzeba. Ale równie silny jest sektor informatyczny, który ciągle zatrudnia.

Premier Tusk planuje przedstawić plan ratowania gospodarki, w tym projekt adresowany do małych i średnich przedsiębiorstw. To dobry kierunek?

W sytuacji, kiedy będzie bardzo ciężko o pieniądze z budżetu, to wszelkie działania ustawowe, umożliwiające firmom szybsze i lepsze działania, są oczywiście sensowne.
Przede wszystkim jednak deficyt sektora finansów publicznych nie powinien być tak mocno cięty, jak to zakładano. Myślę, że 3 procent to było wystarczające. Nie musimy być tacy ambitni, żeby mieć deficyt na poziomie 2,2 procent. Po drugie, trzeba w dalszym ciągu promować inwestycje publiczne, bo to pomaga w zwiększaniu miejsc pracy. Ponadto trzeba skorzystać z okazji, że Rosja wchodzi do Światowej Organizacji Handlu i skierować się w tym kierunku z bardzo mocnym eksportem. Ale żeby to odniosło skutek, potrzebna jest poprawa stosunków politycznych między naszymi krajami. Niewiele więcej można zrobić. Mówi się o szkoleniach dla bezrobotnych, ale to nic nie daje. Słyszałem ostatnio, że nauczycielom proponuje się kurs operatora koparki. Jak to ma iść w tym kierunku, to oczywiste jest, że to nie przyniesie skutków.

A jakich działań oczekuje Pan ze strony Unii Europejskiej?

Powrót do wzrostu gospodarczego będzie możliwy, kiedy opanuje się kryzys zadłużenia w krajach strefy euro. Ten kryzys opanuje się wtedy, kiedy Europejski Bank Centralny mocniej wkroczy na rynki i zacznie ratować kraje strefy euro zakupami ich obligacji. W międzyczasie jeśli dojdzie do reform, czyli większej integracji strefy euro, to wtedy po pewnym czasie mogą być efekty.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki